Bez pożegnania.

2.4K 211 1
                                    


Zanurkował w dół, czując chłodne powietrze łaskoczące jego pióra i skierował się w stronę Zakazanego Lasu i barier przeciw aportacyjnych.

Lecąc, zdał sobie sprawę, że nie ma różdżki, ale zanim pomyślał, powinien zrobić, to jego uszu doszedł pisk.

Odruchowo skierował się w tamtą stronę, w stronę boiska do Quidditcha.

Melanie pierwszoroczna krukonka siedziała na trawie, a nad nią stał Eric z jakimś kolegą u boku. Kolega miał wredny uśmiech na twarzy, a po postawie jego ciała widać było, że to on popchnął dziewczynkę na ziemię.

Miotła leżała kilka kroków za nimi.

Harry wylądował niedaleko i przemienił się w człowieka. Przecież nic się nie stanie jeśli jej pomoże, i tak miał już przerąbane... a wątpił, żeby Dumbledore tak szybko zwołał ludzi do pościgu, który zacząłby się na pewno nie w Hogwarcie, skoro nikt nie podejrzewał, że tam się zatrzyma.

Jednak zanim zdążył dojść Melanie, Eric uderzył drugiego krukona.

- Odwal się od niej! Co z tego, że jest mugolakiem! Może ja też jestem?! – krzyknął na niego i jeszcze raz popchnął.

- Eric zwolnij, czego ją bronisz? To przecież Sinne, szlama! Nie potrzebnie lazła za nami! – zdenerwował się drugi chłopak.

Melanie patrzył na Erica z dołu wielkimi oczami, Eric podał jej dłoń i pomógł wstać z ziemi, był przy tym delikatny i powolny.

- Masz ziemne ręce. – powiedział do niej.

- Jest zimno. – wyszeptała.

- Oh daj spokój! Jeszcze będą gadać, że Pevringler zakochał się w szlamie Sinne!

- Kto będzie gadać, Brad? Na pewno nie ty. Jedyne co dobrze ci wychodzi to oddychanie, a jeśli się nie zamkniesz to zapewniam cię, że i z tym zaczniesz mieć problemy!

- Uważaj na słowa Pevringler. – wyszeptał wściekle czerwony Brad.

Rzucił ostatnie zawistne spojrzenie na małą dziewczynkę i odchodząc kopnął miotłę, która zapomniana leżała na ziemi.

- W porządku? – zapytał Eric.

Melanie pokiwała głową.

Eric podniósł miotłę z ziemi.

- Pierwszoroczni nie mogą mieć własnych mioteł. – wyszeptała nieśmiało.

- To szkolna miotła. – odpowiedział szybko, a potem cicho dodał. – Chcesz... chcesz może spróbować?

Harry nie został dłużej. Uśmiechnął się smutno, kiedy odlatując usłyszał śmiech małej krukonki, która okazała się być urodzona do latania i zdenerwowane krzyki przestraszonego chłopca, bojącego się, żeby nie stała jej się krzywda...

I z bólem w sercu, pomyślał, że to mógł być on...



Wiem suuuuper krótkie, ale muszę jakoś zamknąć te rozdział zanim pęknie mi serce i Harry znajdzie się tam, gdzie zawsze musiał się znaleźć...


Rodzinna krew [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz