Teddy

1.8K 197 122
                                    

Dziewięć, dziesięć, jedenaście...

Jeszcze kilka i się znudzi. Jeszcze chwila.

Ojciec lał mnie pasem bez opamiętania. Kurczowo trzymałem się oparcia krzesła i zagryzałem zęby. Łzy lały mi się po policzkach jak dwa wodospady. Ból był nie do zniesienia. Może gdyby nie kazał mi zdjąć koszulki, mniej bym cierpiał. Ale przecież nie o to mu chodziło.

W myślach liczyłem kolejne uderzenia. Zwykle dochodził do piętnastu, rzadko dwudziestu. Nie mogłem krzyczeć. Wtedy się denerwował i bił mocniej. Na dodatek sprawiało mu to przyjemność. Nawet jakbym wydarł się z całej siły i tak sąsiedzi nie byliby w stanie mnie usłyszeć – najbliżsi mieszkali kilkaset metrów od nas. Zacisnąłem powieki. Jeszcze chwila.

Sekunda po sekundzie, minuta po minucie. Zamachnął się mocniej, czyli to ostatni raz. Jęknąłem bardzo cicho, wręcz niedosłyszalnie. Przestał bić. Otworzyłem oczy i na szczęście okazało się, że dalej jestem w jednym kawałku. Ojciec trzymał w ręce pas i stał nade mną zaciskając pięści. Nie czekałem na jego kolejny ruch. Puściłem krzesło i czym prędzej pobiegłem do swojego pokoju. Drzwi zamknąłem na klucz i w kilka sekund znalazłem się pod kołdrą w moim ciepłym łóżku. Nigdzie nie mogłem czuć się bezpiecznie, ale wtuliwszy się w poduszkę odczuwałem przynajmniej namiastkę ulgi i wrażenia, że nic mi nie grozi. Zamknąłem oczy i próbowałem spowolnić oddech.

Usłyszałem ciche, nieśmiałe pukanie. Ojciec nie pukał – on walił z całej siły, domyśliłem się więc, że przyszła mama. Nie otworzyłem. Po pierwsze, nie miałem siły i zbyt bolały mnie plecy, by się podnieść, a po drugie, po prostu nie chciałem narażać jej na wściekłość ojca. Gdyby zobaczył, że mi pomaga, mógłby rzucić się też na nią. Wolałem, kiedy bił tylko mnie. Jako jedyna pracowała, by utrzymać dom i gdyby coś jej się stało, zostałbym z niczym. Myślę jednak, że najwięcej bólu sprawiało jej patrzenie, jak ojciec bije mnie pasem. Nie mogła nic zrobić, bo od razu krzyczał i groził (niekiedy nawet śmiercią). Siedziała więc i płakała, bo nie pozwalał jej wychodzić, ani odwracać wzroku. Przyglądanie się, jak mąż katuje własnego syna na pewno nie było czymś przyjemnym.

Niejednokrotnie planowała zadzwonić na policję, ale i ja i ona potwornie się tego boimy. Nie wiemy, jak zareagowałby ojciec, gdyby się dowiedział. Wiedzieliśmy do czego był zdolny i że ryzykujemy zdecydowanie zbyt dużo.

Nie narzekam na swoje życie. W większości przypadków jest dość znośne. Mieszkam w sporym domu jednorodzinnym na przedmieściach Poznania, mam duży ogród i własny, niewielki plac zabaw (choć co prawda już z niego wyrosłem). Mama pracuje w firmie, wychodzi rano i wraca wieczorami. To ona opłaca wszystkie rachunki, ojciec z kolei głównie szlaja się po jakichś dziurach i wraca pijany w nocy. Zwykle jest tak, że wpadał do domu, rozbija jakiś wazon, czy talerz, po czym przychodzi do mojego pokoju. Chodziłem spać dość wcześnie, więc widząc, że już zasnąłem, zaczyna ciągnąć mnie za ręce i wywlekać z łóżka. Nauczyłem się, że im bardziej się mu poddaję, tym mniej mi się później obrywa.

Odkąd skończyłem piętnaście lat, ojciec nie ma dla mnie litości. Gdy byłem młodszy, kończyło się zwykle na klapsie. Trochę popłakałem, ale nie było źle. Teraz to co innego – zwykły klaps przestał mu wystarczać. Wyżywa się na mnie jak na psie (choć takiego losu nie życzyłbym żadnemu psu). Mogę zalewać się łzami, a jego i tak to nie poruszy. Ten człowiek jest bezwzględny i zimny jak głaz. Z czasem zrozumiałem po prostu, że jedyne, co mogę robić, to się nie stawiać i przyjmować ciosy. Jeśli stchórzę, oberwie się mamie.

Leżałem na brzuchu i próbowałem dosięgnąć do szafki nocnej. Zwykle na szafkach nocnych stoi budzik, leży niedokończona książka czy gazeta, albo świeci się mała lampka, jednak u mnie większość miejsca zajmowały leki przeciwbólowe. Dziś łyknąłem tylko jedną tabletkę i poszedłem spać. Musiałem odpocząć, nawet jeśli nie mogłem obrócić się na plecy – za bardzo piekły. Zasnąłem grubo po północy ze świadomością, że powtórka dopiero za kilka dni.

Obudziłem się w pustym domu. Dziś sobota, mama poszła do pracy, ojciec gdzieś się zmył i mogłem się w spokoju polenić. Pierwszą godzinę po przebudzeniu spędziłem jeszcze w łóżku. Wciąż czułem się potwornie obolały, więc zdecydowałem, że po prostu poczytam.

Najbardziej to ja lubię kryminały. Czasem wydaje mi się, że sam żyję w takim kryminale. Pewnego dnia ojciec mnie zabije i może ktoś faktycznie uzna to za historię godną opisania? Ale co w niej było takiego niezwykłego? W książkach, które czytałem mordercy zawsze mieli motyw, chcieli osiągnąć konkretny cel, lub po prostu byli psychopatami, a mój ojciec? Tłukł mnie od czasu do czasu, bo taki miał kaprys. Gdzie w tym drugie dno?

Usłyszałem kroki i dźwięk otwieranego zamka w drzwiach. Na śmierć zapomniałem, że w soboty przychodzi babcia. Mieszka w centrum, więc co tydzień w ten jeden konkretny dzień tygodnia przyjeżdża odwiedzić wnuczka (czyt. mnie). Natychmiast zerwałem się z łóżka i czym prędzej pobiegłem do szafy, by ubrać długie, dresowe spodnie i sweter. Ona ­­– podobnie zresztą jak reszta świata – nie miała pojęcia co jej zięć ze mną robi. Prawdę mówiąc była przekonana, że ma stałą pracę. Nikt nie wyprowadzał jej z błędu.

– Teddy, jestem! – usłyszałem jej krzyk z parteru.

– Daj mi pięć minut – odkrzyknąłem i dokończyłem ubieranie się.

Słyszałem jak babcia otwiera lodówkę, krząta się po kuchni i prawdopodobnie szykuje obiad (bo na śniadanie było już z deka za późno). Zbiegłem na dół, pognałem do kuchni i usiadłem przy stole.

– Ile razy ci mówiłam, żebyś nie biegał boso – skarciła widząc moje stopy. – To że jesteś w domu sam nie znaczy, że możesz robić, co ci się żywnie podoba.

Skinąłem głową. Nie miałem ochoty wykłócać się z babcią. W ogóle na nic nie miałem ochoty. Ziewnąłem potężnie.

– Zasłaniaj usta – kolejna złota porada. – To nie do pomyślenia, żeby piętnastoletni chłopiec tak się zachowywał! Gdzie twoja kultura!?

Znów skinąłem głową i oparłem głowę na rękach.

– Łokcie ze stołu.

Wykonałem polecenie. Powoli zaczynałem się denerwować. Po piętnastu minutach położono przede mną zupę. Pachniała niesamowicie i była jeszcze gorąca. Obserwowałem parę unoszącą się ku górze.

– Jedz – rozkazała.

Wziąłem łyżkę i zacząłem grzebać nią w cieczy. Nie miałem jednak ochoty na jedzenie. Najchętniej wróciłbym do łóżka. Po wczorajszych rewolucjach chciałem spać przez cały dzień.

– Czemu nie jesz? – babcia zmarszczyła brwi.

– Nie jestem głodny – mruknąłem pod nosem. Odłożyłem łyżkę i ostentacyjnie oparłem łokcie na stole.

– Jedz, bo powiem matce – zagroziła. Nie poczułem się w żadnym stopniu zagrożony. Uparcie milczałem.

Babcia odwróciła się w moim kierunku i oparła o blat szafki. Bladozłote loki na jej głowie zawsze stawały się bardziej oklapnięte, kiedy była zdenerwowana.

– Tadeusz – rzuciła wyniośle. – Masz zjeść obiad.

Uznałem, że w tym momencie przesadziła. Doskonale wiedziała, że nie cierpię swojego imienia. Wstałem od stołu i nie zważając na jej głośne protesty, ruszyłem do pokoju. Przez zamknięte drzwi słyszałem, jak babcia rozmawia z mamą. Padły słowa „trudna młodzież", „nieusłuchany", „bezczelny". Żadne z nich nie było prawdą. Po prostu nie lubię, kiedy traktuje się mnie jak dziecko.

I nie jestem Tadeusz.

Jestem Teddy.

*

No i zaczynamy nową historię. Nie chcę od razu zarzucić was rozdziałami, więc spokojnie wczujcie się w klimat. Możecie dać znać co sądzicie o nowym bohaterze, jak się podoba okładka (choć pewnie wkrótce ją zmienię) i widzimy się niebawem ;)

Zabawka [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz