Alergia dawała się we znaki już do końca dnia. Chciałem się położyć, przespać, jednak zbyt bolała mnie głowa. Ostatecznie zdecydowałem się na drzemkę w salonie. Najpierw czytałem książkę i z całej siły starałem się skupić na treści, ale powieki miałem ciężkie i naprawdę zrobiłem się senny. Położywszy lekturę na blacie stolika, zasnąłem na kanapie. Obudziła mnie mama, kiedy wróciła z pracy. Nieprzytomnie otworzyłem oczy i ziewnąłem przeciągle. Spytała czemu płakałem (wyjaśniłem, że przez alergię), jak było w szkole i gdzie mam świadectwo. Nim odpowiedziałem, zauważyła leżący na ziemi fragment podartej koszuli. Później opowiedziałem jej wszystko. Chciała natychmiast dzwonić do dyrektora, bo przecież, jak sama stwierdziła, tak nie mogło być, na co ja lekceważąco machnąłem ręką i okryty kocem poszedłem do swojego pokoju porysować. Zaczynały się wakacje, po co wkładać kij do mrowiska.
Zrobiłem kilka naprawdę dobrych szkiców i byłem z siebie cholernie dumny. Rzadko kiedy naprawdę podobało mi się to, co stworzyłem. Mama weszła do pokoju, by dać mi jakiś aerozol do nosa i poprosić, bym poszedł już spać. Wyspałem się w dzień i nie byłem specjalnie zmęczony, ale postanowiłem się nie stawiać. Chwilę później leżałem już w łóżku i nasłuchiwałem. Mama zagotowywała wodę w czajniku, oglądała telewizję, brała prysznic, a potem... Potem przyszedł ojciec.
W ich głośnej rozmowie usłyszałem swoje imię. Na słowo „świadectwo", oblał mnie zimny pot. Chyba nie muszę opisywać, co stało się później.
– Adrian, zostaw go – poprosiła matka z rezygnacją i smutkiem w głosie. Dziś ojciec zrobił wyjątek i po prostu darł się na mnie, kiedy w samej piżamie i boso stałem w salonie. Oczywiście wywlókł mnie z łóżka i byłem święcie przekonany, że znów zacznie bić. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nie zdjął paska.
– Niech się skurwiel nauczy, kto tu rządzi.
– Jak ty się wyrażasz przy dziecku!? – uniosła się.
Nie podobało mi się, że nazwała mnie dzieckiem, ale też nie dyskutowałem. Pierwszy raz tak otwarcie postawiła się ojcu, narażając się przy tym na jego wściekłość. Dziś o dziwo nie był taki wyrywny i nie rzucił się na nią z pięściami. Może to wyczuła i dlatego poszła o krok dalej?
– Ich było trzech – tłumaczyłem. – I byli starsi.
Ojciec przysunął się niebezpiecznie blisko. Poczułem gorąc jego oddechu, a mimo to nie spuściłem wzroku.
– Wyjdź – wysyczał zimnym, mrożącym krew w żyłach, gardłowym głosem. – Zejdź mi z oczu, brzydzę się tobą.
Pierwszy raz odkąd pamiętam używał mowy, zamiast języka pięści. Niby tylko kilka słów, a poczułem się gorzej, niż po ostrym laniu. Wbrew mojej woli zaczęła drżeć mi warga. Chciałem coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle i język odmówił posłuszeństwa. Stałem jak ta ofiara losu i gapiłem się w oczy człowieka, dzięki któremu znalazłem się na tym świecie, a który uważał mnie za bezwartościowe gówno.
Nawet nie spojrzałem w stronę mamy. Nie mogłem mrugnąć, poruszyć się chociażby. Patrzyłem na ojca wyzywającym wzrokiem pełnym zawodu i rozpaczy. Wrzeszczałem, ale był to krzyk niemy – nie słychać go, lecz widać w oczach. Pod powiekami poczułem łzy. Do dziś nie wiem, czy były to objawy alergii, czy tego smutku, który odczuwałem w środku.
– Nie chcę cię widzieć – ojciec pchnął mnie z całej siły a ja upadłem. Uniosłem się na łokciach i patrzyłem na niego z dołu oddychając ciężko. On uśmiechnął się kpiąco pod nosem. – Żałosny... – westchnął.
Podźwignąłem się i pobiegłem do swojego pokoju. Drzwi nie zamknąłem na klucz, lecz oparłszy się o nie usiadłem na ziemi. Głowę schowałem między kolanami i z trudem powstrzymywałem płacz. Do cholery jasnej, nie chciałem płakać. Mażąc się, i tak nic bym nie wskórał.
CZYTASZ
Zabawka [THE END]
Teen FictionNazywam się Teddy Dobrowolski. Nie Tadeusz, nawet nie próbuj tak do mnie mówić. Na ogół jestem spokojnym dzieciakiem nieustannie bawiącym się fidget spinnerem, noszącym tę samą, starą czapkę z daszkiem i szkicującym wszystko, wszystkich i wszędzie...