Potykałem się o własne nogi. Panujący upał był niemożliwy i dziękowałem Bogu, że dane jest mi iść w cieniu drzew rosnących przy drodze. Pocieszenie znalazłem też w tym, że nie musiałem dźwigać ciężkiego plecaka, choć pewnie lepiej byłoby mieć go jednak przy sobie. Pot sklejał mi powieki, lecz wtedy zrozumiałem, że najgorzej miał Frodo. Grube, czarne futro przy trzydziestostopniowym upale musiało mu doskwierać.
Starałem się jak najintensywniej myśleć, co zrobić dalej. Teraz dalsza ucieczka już nie będzie taka łatwa. Czemu rodzicie chcieli mnie znaleźć? Wachlarz możliwości był przeogromny. Najbardziej obawiałem się jednak, że to ojciec za wszelką cenę próbuje mnie sprowadzić do domu, żeby następnie zrobić to, w czym jest najlepszy – niesłusznie ukarać. Na tę myśl przełknąłem ślinę przez zaciśnięte gardło. Poza tym, wakacje się dopiero zaczęły, więc miałby wiele okazji do kolejnych wybuchów. A po wakacjach szkoła i mój ulubiony blondynek. Tragedia.
Inna opcja, to że mama wreszcie wzięła sprawy w swoje ręce, chociaż szczerze w to wątpiłem. Nie należała do osób ze stalowym charakterem. Po mojej ucieczce pewnie się załamała... Tak strzelałem, bo ani myślałem tego sprawdzać. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wszystkim taki numer wywinąłem. Cała Polska mnie szukała, nieźle. Teraz to byłem już całkiem jak jakiś zbieg czy uciekinier. Nie mniej mi to odpowiadało. Miałem nadzieję, że mama jakoś sobie z tym poradziła i że nie tęskniła zbyt mocno.
Żałowałem tylko, że nie mam niczego do szkicowania. Niby taka błaha potrzeba, ale wyobraziłem już sobie, jak mógłbym usiąść pod drzewem i zacząć rysować. Może nawet Frodo zgodziłby się zapozować...
Miałem wrażenie, że wokół robiło się coraz goręcej. Przekląłem w duchu, bo przecież nie miałem nawet wody, a wokół brak sklepów. Ba, nawet pieniędzy nie miałem.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, w jakie wpadłem tarapaty. Zostawiłem u bezdomnych wszystko, co ze sobą miałem, w tym i moje oszczędności. I co teraz? No właśnie w tym tkwił problem, bo nie miałem pojęcia. Ostatecznie zdecydowałem, że zawrócę.
Wtedy kolejny problem stanął mi na drodze. Którędy iść? Kiedy uciekałem przed strażą, nie interesowałem się za bardzo, gdzie podążam. Przetarłem oczy i patrzyłem w falujący od gorączki horyzont. Zdjąłem czapkę, bo kosmyki włosów miałem już nieprzeciętnie mokre. W ogóle cały byłem mokry, a na mojej bluzce pojawiły się placki potu. Nie wyglądałem apetycznie.
Szedłem dalej w absurdalnym upale i modliłem się o wytchnienie. Zamiast niego, otrzymałem szczere pole. Dalej drzew już nie było i jedyne, co mogłem zrobić, to usiąść w liściach kapusty.
– Frodo, powiedz, że to żart – wyjąkałem, ocierając czoło. – Ja już nie wyrabiam.
Bluzka kleiła mi się do skóry, w butach czułem chlupot i co kilka sekund wycierałem czerwone, rozpalone czoło. Robiło mi się słabo.
Na niebie ani jednaj chmurki, a gdzieś w dali majaczący las. Marzyłem o wodzie, cieniu i wszystkim, co pomogłoby mi się ochłodzić. Frodo wystawił długi jęzor i dyszał zaciekle. Zastanawiałem się, czy jakbym zrobił to samo, czy coś by to dało. Spróbowałem. Teraz miałem twarz mokrą nie tylko od potu, ale i od śliny, więc zaprzestałem.
Kiedy usłyszałem za sobą cichy warkot silnika, natychmiast zrobiłem w tył zwrot. Czym prędzej wystawiłem kciuk i modliłem się, by kierowca okazał się miłosierny. Miałem szczęście.
Furgonetka zatrzymała się z piskiem, a ja podbiegłem do drzwi. Gdy otworzył je gruby, prawie łysy hydraulik (wyglądał na hydraulika, nie mam pojęcia kim był z zawodu), zacząłem tłumaczyć.
– Mógłby mnie pan ze sobą zabrać? – prosiłem. – Gdziekolwiek, mi jest obojętnie, naprawdę.
Zmarszczył brwi i mruknął cicho.
CZYTASZ
Zabawka [THE END]
Fiksi RemajaNazywam się Teddy Dobrowolski. Nie Tadeusz, nawet nie próbuj tak do mnie mówić. Na ogół jestem spokojnym dzieciakiem nieustannie bawiącym się fidget spinnerem, noszącym tę samą, starą czapkę z daszkiem i szkicującym wszystko, wszystkich i wszędzie...