Po tym wszystkim, co mi zrobił. Po całym tym bólu, który mi zadał. Po jego krzyku, wrzaskach, biciu. Po tym, jak powiedział, że wolałby, żebym nigdy się nie urodził. Teraz siedział naprzeciwko nas i płakał jak małe dziecko.
Mama tuliła mnie do siebie. Gdyby nie ona, niechybnie bym tam zemdlał. Zresztą czułem nawet, jakbym miał odlecieć.
Bałem się odezwać. Ojciec siedział kilka metrów ode mnie. Mocniej wtuliłem się w mamę, dzięki niej czułem się odrobinę bezpieczniej. Ona się nie ruszała, więc i ja pozostawałem na miejscu.
– Synku... – usłyszałem jego chropowaty głos.
Jeszcze nie słyszałem, by kiedykolwiek nazwał mnie synkiem. To słowo nigdy nie przechodziło mu przez gardło. Padały za to określenia pasożyt, skurwiel, glista... Czy to było aż tak dawno temu, żebym mógł o tym zapomnieć?
– Niczego od ciebie nie chcę – wydusiłem. – Nawet nie musisz mnie kochać, lubić, tylko po prostu... – zadrżał mi głos. – Po prostu mnie zaakceptuj. Taki, jakim jestem.
Mama nic nie powiedziała. Utuliła mnie odrobinkę mocniej.
– Od miesiąca chodzę na terapię – zaczął. – Zapisałem się dobrowolnie, mam cotygodniowe spotkania z psychologiem, odstawiłem alkohol, zgłosiliśmy twoje zaginięcie na policję... Robiliśmy wszystko, żeby cię znaleźć i przeprosić.
Słuchałem w ciszy. Czyli jednak mnie szukali...
– Kiedy policjanci powiedzieli, że cię znaleziono, synku, nigdy nie byłem szczęśliwszy – mówił. – Ale gdy powiedzieli, że uciekłeś... Po tym byłem pewny, że nie chcesz mnie już widzieć na oczy i że już nigdy nie zdołam ci powiedzieć tego, co bym chciał.
Miałem wrażenie, że siedzi przede mną inny człowiek. Spodziewałem się wielu rzeczy, ale nie jego skruchy. On się nie kruszył, zawsze był głazem. Najwidoczniej każdy głaz pęka z czasem.
– Słyszałem waszą kłótnię – wydusiłem. – Nie chciałeś mnie.
Ukrył czerwoną twarz w dłoniach. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo obydwoje wyglądają na zmęczonych. Wyobrażałem sobie ile nieprzespanych nocy mieli za sobą.
– Nie chciałem mieć dziecka – powiedział wprost. – To stało się... Przypadkiem.
Przełknąłem ślinę. Miałem gulę w gardle.
– Chciałem cię ukarać za swoją nieodpowiedzialność. Chciałem, żebyś ty cierpiał przez mój błąd.
W oczach zbierały mi się łzy.
– Kiedy uciekłeś... – kontynuował. – Ja dopiero wtedy zrozumiałem jak bardzo cię krzywdziłem. Zadałem ci tyle bólu, a ty nigdy nawet nie protestowałeś. Słowem się nie poskarżyłeś, mimo że... Że cię katowałem – zająknął.
Kiedy wcześniej wyobrażałem sobie to spotkanie, miałem wrażenie, że w kilka sekund wrócą do mnie wszystkie wspomnienia burzliwej przeszłości. Nic takiego jednak się nie działo. Siedziałem w objęciach mamy i miałem wrażenie, że nie istnieje rzecz, która byłaby w stanie wytrącić mnie teraz z równowagi. Ciepło jej dotyku i spokój z jakim słuchała naszej rozmowy, koił mnie niemiłosiernie.
Wiedziałem, że żałował. Takie rzeczy po prostu się widzi. Gdyby nie żałował, nie poszedłby na żadną terapię, po prostu wciąż miałby mnie w poważaniu. A on jednak poszedł. Widziałem ból w jego załzawionych oczach. Człowiek, który z zimną krwią potrafił do nieprzytomności smagać mnie pasem, teraz kruszył przede mną i błagał o wybaczenie.
CZYTASZ
Zabawka [THE END]
Teen FictionNazywam się Teddy Dobrowolski. Nie Tadeusz, nawet nie próbuj tak do mnie mówić. Na ogół jestem spokojnym dzieciakiem nieustannie bawiącym się fidget spinnerem, noszącym tę samą, starą czapkę z daszkiem i szkicującym wszystko, wszystkich i wszędzie...