Ogłoszenia parafialne na górze, żeby nie psuć wam emocji w rozdziale moją końcową paplaniną.
Pytaliście o nowego synka. Mogę powiedzieć tyle: Leo, 20 lat, ledwo skończył szkołę, mieszka ze starszą siostrą, pracuje w spożywczym na kasie, zero pomysłu na siebie, brak wyobraźni, życiowa nieporadność lvl 1000, lubi sobie poimprezować, nienawidzi dzieci.
Tyle powinno wam starczyć ;) I jeśli myślicie, że domyślacie się już całej fabuły i ten oto nieodpowiedzialny facet zaciąży jakąś laskę i będzie musiał stać się odpowiedzialnym ojcem, to powiem tyle : Źle myślicie i nie przejrzeliście moich planów xD
A teraz zapraszam do czytania :3
*
– Nie wierzę, że pojedziecie sami – jęczał Artur.
Siedzieliśmy z Anią na krawędzi jego kanapy i staraliśmy się odrobinę podnieść go na duchu. Strasznie się przejął, że przez głupie przeziębienie nie będzie mógł mnie odwieźć do domu, co bardzo mu się nie spodobało. Ciocia wyraziła się jednak jasno i nie pozwoliła mu wychodzić spod koca. Miał przez cały dzień zostać sam w jej mieszkaniu i czekać na powrót siostry – tym razem już beze mnie. Jeśli oczywiście będę mógł zostać w domu...
– To niesprawiedliwe – prychnął. – I wszystko przez tego głupiego kundla.
Frodo podkulił ogon.
– Stary, nie przejmuj się – uspokajałem go. – Przeziębiłeś się, trudno. Ta podróż tylko by cię zmęczyła – mówiłem.
– Wcale nie – mruknął. – Serio chciałem jechać – kichnął.
– Pojedziemy we dwójkę, nie masz czego żałować, naprawdę – wytłumaczyła Ania. – Myślę, że to nie będzie bardzo przyjemna podróż...
Też doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Rozumiałem zawód Artura, pewnie chciał mnie odpowiednio pożegnać, a przez głupi wypadek niestety mu zabroniono. Co za tym szło, mnie czekała jeszcze bardziej stresująca wyprawa.
Pożegnałem się z nim bardzo wylewnie. Mój najlepszy przyjaciel został niestety uziemiony w łóżku. I będąc szczerym nie zdziwiłbym się, gdyby Frodo zrobił to wszystko celowo. Cholerna, kudłata swatka.
Zapiąłem pas. Siedzieliśmy z Anią w sporym czerwonym Kombi jej cioci, a mi coraz szybciej biło serce. Nie zjadłem nawet śniadania, taki byłem tym wszystkim przejęty. Starałem się sprawiać pozory zrelaksowanego, ale ciśnienie podskoczyło mi chyba trzykrotnie. Po miesiącu tułaczki wreszcie wracałem do domu.
Frodo okupował bagażnik. Wcześniej przeszedłem się z nim wokół kamienic, żeby przypadkiem nie zachciało mu się spełniać potrzeb fizjologicznych po drodze. Przynajmniej on był gotowy na to, co nas czekało.
– Stresujesz się? – spytała Ania, kiedy ciocia opuściła parking.
– Nie aż tak... – mruknąłem niepewnie.
Nawet nie wiesz jak bardzo...
Z każdą sekundą było gorzej. W aucie panowała grobowa cisza, a ja gapiłem się i przez okno i udawałem, że na nic nie zwracałem uwagi. Bolała mnie głowa, pociły mi się ręce, serce niemal wyskakiwało z piersi.
Zastanawiałem się, co mogę zastać w domu. Opcji były miliony, a ja nie miałem pojęcia, która jest właściwa. Skoro mnie szukano, to znaczy, że chcieli, bym wrócił. Nie wiedziałem tylko, kto mnie poszukiwał. Może ojciec odszedł? Może mama została sama? Może tylko ona na mnie czeka? Może nawet zdarzył się tam jakiś wypadek?
CZYTASZ
Zabawka [THE END]
أدب المراهقينNazywam się Teddy Dobrowolski. Nie Tadeusz, nawet nie próbuj tak do mnie mówić. Na ogół jestem spokojnym dzieciakiem nieustannie bawiącym się fidget spinnerem, noszącym tę samą, starą czapkę z daszkiem i szkicującym wszystko, wszystkich i wszędzie...