Obudziłem się około piątej rano ze strasznym bólem głowy. Byłem potwornie zmęczony, nie miałem siły nawet unieść ręki, a mimo to zdecydowałem, że nie zmienię swoich planów. Spróbowałem wstać. Zakręciło mi się w głowie i zdałem sobie sprawę, że byłem jeszcze bardziej wyczerpany i złamany niż wczoraj. Dodatkowo wstrząsały mną dreszcze.
Wróciłem do łóżka na kolejne dwie godziny. Nie spałem, nie miałem ochoty na sen. Ciągle myślałem o ojcu. Wydaje mi się, że najtrudniej było uświadomić sobie, że osoba, którą szczerze chciałbym kochać, tak naprawdę mnie nienawidzi. Nie twierdzę, że nie chciałem mieć ojca. Marzyłem wręcz, by w moim życiu był ktoś taki, jak tata. Kogoś, kogo uważałbym za autorytet, kto zawsze mógłby mi pomóc, z kim mógłbym, bo ja wiem, pojechać na wycieczkę rowerową. Niby taka idiotyczna sprawa, a ile dałbym, by czegoś takiego doświadczyć. Odkąd tylko pamiętam, zawsze na mnie krzyczał i czepiał się o byle co, aby tylko znaleźć pretekst do spuszczenia mi lania. A ja wytrzymywałem. Mogłem znieść wszystko – pas, pięści, raz nawet zgasił mi na ramieniu papierosa (był wtedy kompletnie pijany i nie wiem nawet, czy to pamięta). Jednak to, co powiedział wczoraj, przeważyło wszystko. Jak bardzo bym się nie starał, ile bym nie robił, on mnie nie kochał. I nic nie mogłem z tym zrobić.
Dlatego postanowiłem uciec.
O siódmej przyszła do pokoju mama.
– Słońce, czemu nie śpisz? – spytała, widząc mnie siedzącego na łóżku.
– Nie wiem, nie mogłem zasnąć – mruknąłem. Miałem strasznie cichy głos, jakiś taki słaby. W ogóle czułem się przeraźliwie zmęczony.
– Przyniosłam ci śniadanie, zaraz wychodzę do pracy – mama postawiła na parapecie miskę z parującymi płatkami z mlekiem. – Dobrze się czujesz? Strasznie niewyraźny jesteś, kochanie.
– Tak, ja... Jest dobrze – sapnąłem. – Ojciec gdzie?
– Wyszedł wczoraj wieczorem, nie przejmuj się nim – poprosiła i pogładziła mnie po policzku. – Nie wziął klucza do mieszkania.
Skinąłem głową. Doskonale wiedziałem, że jak będzie chciał wejść, to to zrobi. Nawet, jeśli będzie musiał wgramolić się przez okno. Najwyraźniej mama nie podzielała mojego zdania. Zacząłem odrobinę drżeć, więc podała mi bluzę, żebym mógł się okryć.
– Trzęsiesz się, skarbie – patrzyła na mnie z coraz większym zmartwieniem. – Jeśli źle się czujesz, to mogę zawieźć cię do babci.
Włosy stanęły mi na głowie. Nie mogłem jechać do babci, to pokrzyżowałoby wszystkie moje plany. Musiałem spakować najpotrzebniejsze rzeczy, zdecydować się gdzie pójdę i jak najszybciej się stąd zabrać. Nie chciałem marnować czasu na przesiadywanie u babci. Gwałtownie zaprzeczyłem, co niewątpliwie zdziwiło mamę.
– Wszystko jest dobrze, naprawdę – mówiłem. – Trochę się nie wyspałem i tyle.
– Mimo wszystko pewniej czułabym się, jakbyś wyjechał – wytłumaczyła. – Prawdę mówiąc, mógłbyś u niej spędzić z dwa tygodnie, w końcu zaczęły się wakacje, więc...
– Mamo, ja już od dawna nie mam wakacji – mruknąłem.
Co roku słyszałem – „tata się źle czuje, nie mamy pieniędzy, może za rok". Tyle. Miałem stuprocentową rację mówiąc, że dla mnie wakacje już nie istnieją. To jest po prostu „niechodzenie do szkoły" i modlenie się, żeby ojciec za dużo nie wypił.
– Nic mi nie jest – zaznaczyłem po raz kolejny. – Prześpię się kilka godzin i będzie lepiej, naprawdę.
Mama zrobiła niepewną minę, ale skinęła głową.
CZYTASZ
Zabawka [THE END]
Novela JuvenilNazywam się Teddy Dobrowolski. Nie Tadeusz, nawet nie próbuj tak do mnie mówić. Na ogół jestem spokojnym dzieciakiem nieustannie bawiącym się fidget spinnerem, noszącym tę samą, starą czapkę z daszkiem i szkicującym wszystko, wszystkich i wszędzie...