Flirt

453 84 28
                                    

Ania została w mieszkaniu, żeby ogarnąć zmasakrowaną przez moje kąpiele łazienkę, ja z kolei ubrałem się i poprowadzony przez Artura dostałem się na strych. Nieźle kuśtykałem, więc samodzielne poruszanie się nie było do końca możliwe. Tym bardziej zastanawiałem się, co mnie napadło, żeby tak nagle zdecydować, że odejdę od bliźniaków. W ogóle byłem na siebie zły, że dałem się tak ponieść emocjom. Nie lubiłem się przed nikim otwierać, taki już miałem charakter. Wszystko, co mnie trapiło wolałem trzymać na wodzy. Zwykle się udawało, dopóki nie pękało we mnie coś, co sprawiało, że dawałem się ponieść. Zazwyczaj nie potrafiłem mi się tego kontrolować.

– Naprawdę poszedłbyś sobie tak po prostu? – pytał Artur, kiedy siedzieliśmy już na strychu.

– Pewnie przez tą nogę byłoby to trudne, ale nie niewykonalne. Mógłbym odejść.

– Miałem na myśli... No wiesz.

Uniosłem brew.

– Co?

– Podoba ci się.

Mógłbym założyć się, że w tamtym momencie oblałem się ognistym rumieńcem. Odchrząknąłem pod nosem, lecz nie odpowiedziałem.

– Daj spokój, przecież ślepy nie jestem – prychnął.

– Bo co, bo raz zobaczyłeś jak siedzieliśmy obok siebie? To nic nie znaczy.

– Nie, stary. Bo sam mam dziewczynę i wiem jak wygląda zakochany facet. Robisz się przy niej czerwony jak pomidor, jąkasz się i strasznie świecą ci się oczy, jakbyś miał gorączkę. Typowe objawy, nie próbuj się wypierać.

– Ja nie...

– To bezcelowe, Teddy. Powiem ci, że trochę zwątpiłem, kiedy powiedziałeś, że mógłbyś spokojnie się stąd wynieść, ale kiedy zrobiła się smutna i stwierdziłeś, że jednak zostaniesz, cóż, utwierdziłeś mnie w przekonaniu.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Przyznać się głupio, nie przyznawać, to jakby się wyprzeć.

– A ty... Tobie to przeszkadza? – spytałem dość nieśmiało.

– Ona nie miesza się w mój związek, więc ja nie mam zamiaru mieszać się w jej.

– E tam, od razu związek... – mruknąłem niechętnie. – Dobra, może i trochę mi się podoba, ale...

– Czyli jednak – zaśmiał się.

– Nie miałbyś nic przeciwko? Jesteś jej bratem, więc zrozumiałbym, jeśli...

– Przyznajesz mi rację

– Co? Nie, ja... Ja tak czysto teoretycznie, z ciekawości.

– Tak, tak – zaśmiał się. – Stary, ja jej nic nie powiem, o to się nie bój, ale myślę, że sam powinieneś wyjść z inicjatywą. Wypadałoby.

Westchnąłem.

– Nawet, jakbym chciał, to nie umiem. Nie mam pojęcia, co miałbym robić i mówić...

– Dobra, klucho, na wszystko przyjdzie czas – poklepał mnie po ramieniu. – Na razie kuruj nogę, żebym mógł cię nauczyć grać, przecież nie możesz siedzieć tu i w kółko czytać tą samą, oklepaną książkę, nie?

– Nie jest oklepana – zaprotestowałem żywo. – Ale racja, chciałbym przeczytać coś nowego.

– Anka ma pełno książek, zapytaj ją – zaproponował i mrugnął porozumiewawczo.

Zdecydowałem, że tak właśnie zrobię.

Artur musiał wyjść. Zadzwonili do niego koledzy z drużyny, miał przyjść, żeby podyskutować o ważnych sprawach związanych z zespołem. Zapewniłem go, że to pewnie coś ważnego i koniecznie musi iść. Prawda była taka, że chciałem zostać sam, żeby pozbierać myśli. Czy naprawdę mogłem się w niej zakochać? Wydawało mi się to tak idiotyczne, przecież byłem bezdomnym uciekinierem i miałem całą masę spraw na głowie i absolutnie nie miałem czasu na takie rzeczy, a jednak...

Zabawka [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz