Miłość

420 80 20
                                    

A co jeśli pies nie znajdzie pomocy? Co jeśli byłem zdany na tylko siebie? Jak zresztą zawsze, do cholery. Przykryłem się kocem leżącym na ziemi i tym samym próbowałem drżeć mniej. Nie było łatwo. Teraz chciałem tylko spać, ale ból był nie do zniesienia. Miałem wrażenie, że każda część mojego ciała powoli rozpada się na drobniutkie części. Czemu tak źle się czułem? Dotknąłem czoła. Rozpalone. Policzki również. Szyja, ręce, nawet brzuch, wszystko płonęło żywym ogniem. Nie miałem czasu na zastanowienia, bo usłyszałem na strychu kroki. Chciałem unieść się choć trochę, ale uczucie zmęczenia sparaliżowało mnie do reszty.

– Teddy? – usłyszałem znajomy głos. – Teddy, człowieku, co ci jest?

Sekundę później klęczał już koło mnie Artur. Oddech miałem kompletnie płytki i ledwie cokolwiek widziałem. Miałem wrażenie, że pochłania mnie jakaś siła, nad którą nie mogę zapanować.

– Stary, co jest? – pytał zmartwiony. – I skąd ty się tu wziąłeś, przecież policja cię zgarnęła.

– Błagam, nie pytaj – potarłem skroń. Głowa pulsowała boleśnie i myślałem, że lada chwila wybuchnie. Zaraz za Arturem zjawił się Frodo. Mój kochany piecho nie zawiódł...

– Dzwonię po karetkę – powiedział szybko chwyciwszy mnie wcześniej za nadgarstek. Zaraz później, wyjął komórkę. – Ty płoniesz, Teddy.

– Błagam, nie dzwoń... – wydusiłem. Mój słaby głos trochę go spowolnił. – Wróciłem tu po Froda i... I chciałem porozmawiać z Anią. Wyjaśnić jej wszystko...

– Trzęsiesz się – mówił. – Martwię się.

Skinąłem wolno głową.

– Nic mi nie będzie – wydukałem i na dowód delikatnie się wyprostowałem. – Potrzebuję po prostu trochę poleżeć. Muszę pogadać z Anią, Artur. Ja muszę jej powiedzieć...

Zabrakło mi tchu. Gorączka zrobiła ze mnie istne widmo, czy ducha. Nie mogłem nawet porządnie ruszyć ręką.

– Nawet nie wiesz jak to wszystko przeżywała. Zdajesz sobie w ogóle sprawę jak się bała? I prawdę mówiąc, wydaje mi się, że jest na ciebie trochę zła...

– Po prostu po nią idź – zniecierpliwiłem się. – Nie mam siły ciągnąć cię za język.

Wstał, ale nie spieszyło mu się do wyjścia.

– Wyglądasz jak duch – wydukał. – Na pewno mogę cię tu zostawić? Anka jest przed domem, byliśmy w sklepie, a kiedy przybiegł Frodo, po prostu za nim poszedłem i...

– Idź – rozkazałem. – Pies tu jest, damy sobie radę.

Wilczur podszedł bliżej i obwąchał moją leżącą na podłodze dłoń. Po chwili widziałem jak Artur pędzi ku drzwiom, a następnie usłyszałem jego kroki na schodach. Oparłem się wygodniej o ścianę i zapadłem w kolejny, dziwny gorączkowy półsen.

– Teddy, obudź się.

Otworzyłem oczy. Stali nade mną obydwoje i nie wyglądali na uradowanych. Prędzej powiedziałbym, że na śmiertelnie przerażonych. Uśmiechnąłem się, by odrobinę dodać im otuchy i zaniosłem kaszlem.

– Do reszty ci odbiło – usłyszałem pod swoim adresem.

– Anka, nawet nie wiesz, jak tęskniłem.

– I co ty tu niby robisz!? – denerwowała się. – Przyjechało po ciebie pogotowie i policja. Nie miałeś szans, żeby...

– Uciekłem – wtrąciłem.

Zabawka [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz