Rodzina

386 83 7
                                    

Czułem się potwornie samotnie. Nie chciałem przecież obejść się z nią w taki sposób, w mojej głowie wyglądało to zupełnie inaczej. Ale czego ja oczekiwałem? Byłem beznadziejny, jedyne, co potrafiłem robić, to sprawiać problemy wszystkim naokoło. Nie mogłem się zakochać, nie teraz, kiedy całe moje życie było jedną wielką niewiadomą.

Zrozumiałem wtedy, że jedyne, co musiałem zrobić, to odejść, tak, jak powiedziałem wcześniej. To jedyny sposób, żeby i Ania i Artur zapomnieli o mnie, a ja o nich. Moja dusza była w totalnej rozsypce. Czemu nie mogłem być po prostu normalnym dzieckiem, mającym normalną rodzinę, normalną szkołę, przyjaciół, dziewczynę...

Jakby tego wszystkiego było mało, zwyczajnie wstydziłem się do niej pójść i przeprosić, że zachowywałem się jak palant. Sam powoli zaczynałem się w tym wszystkim gubić. Kiedy uciekałem z domu miesiąc temu, byłem pewny, czego chciałem – pozbierać myśli, odpocząć, przemyśleć kilka spraw. Teraz nie wiedziałem już nic i prawdę mówiąc chciałbym po prostu zniknąć. Czułem się tak cholernie beznadziejnie i wtedy... Zacząłem tęsknić.

Siedziałem na tym cholernym strychu kilkaset kilometrów od domu i zacząłem wspominać mamę, babcię, nawet ojca. Miałem przecież w szkole kilku znajomych, jakbym się postarał, mogliby stać się dla mnie bliżsi. A co jeśli po moim powrocie mama zrozumie, że naprawdę nie chciałem żyć z ojcem pijakiem i w końcu stanie twardo po mojej stronie?

Te luźne plany stawały się w mojej głowie coraz bardziej sensowne. Pora, by zresetować wszystko i zacząć kompletnie od początku. Może i pozostaną wspomnienia, ale i one nie przetrwają przecież wiecznie. I może kiedyś odważę się przeprosić Anię.

Rozmyślałem w ciszy przez chyba piętnaście minut. Frodo widział, że coś jest ze mną nie tak, więc zaczął skomleć i przyglądać mi się tymi swoimi ogromnymi, błękitnymi oczyskami.

– No już, nie gap się tak – poprosiłem. – Wiem, że będzie jej przykro, jeśli sobie pójdę tak bez słowa, ale uwierz mi, muszę.

Wsadził mi wielki łeb pod pachę, a ja zaśmiałem się płytko, po czym odepchnąłem giganta.

– Spokój, dziecko, wszystko jest dobrze.

Ale nie było i on jako mój tymczasowy opiekun doskonale to wiedział.

Westchnąłem i spróbowałem poruszyć unieruchomioną bandażem stopą. Bolało mniej, ale wciąż bolało. Spojrzałem za okno. Robiło się coraz ciemniej, nie wiedziałem dokładnie, która godzina, ale musiało być późno. Iść w nocy mi się nie uśmiechało, z drugiej jednak strony chciałem odejść jak najszybciej. Równie dobrze mogłem pójść na najbliższy komisariat i poprosić o podwózkę, ale nie miałem zamiaru przyjeżdżać do domu z taką obstawą. Albo dotrę tam sam, albo po drodze wyzionę ducha. Czas zatrzymać spinner i zmienić kierunek jego obrotu.

Ułożyłem się do snu bardzo późno. Strasznie przewiewało mnie od strony nieszczelnego okna i do moich nozdrzy dostawała się woń zapełnionych po brzegi śmietników. Czego innego spodziewać się można w mieście? Położyłem głowę na poduszce i miałem już zasnąć, kiedy ktoś otworzył drzwi.

– Przyniosłem ci kolację, sorry, że tak późno.

Naprawdę miałem nadzieję, że to Ania.

– Artur, schrzaniłem to – przyznałem niechętnie.

– Wiem, mówiła mi – odparł i podał mi bułkę z serem. – Słuchaj, nie wyraziłem się dość jasno, kiedy rozmawialiśmy wcześniej. Po prostu rób, co ci podpowiada mózgownica i będzie dobrze.

– Myślałem, że powiesz „serce".

– To to samo, uwierz mi.

Parsknąłem śmiechem i odetchnąłem.

Zabawka [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz