Mecz

407 81 23
                                    

Minęły może dwa dni, sam nie wiem, zupełnie straciłem rachubę czasu. Pobyt na strychu, mimo częstych odwiedzin bliźniaków był niemożliwie nudny, zresztą Froda już też swędziało, żeby opuścić tę klitkę. „Olivera" doczytałem do końca, co więcej pochłonąłem go nawet po raz drugi. Ile bym dał, żeby i moja historia miała taki happy end. Patrząc na to, jaki pech spotykał mnie do tej pory, nic na szczęśliwe zakończenie nie wskazywało.

Miałem farta o tyle, że Artur postanowił ustąpić mi kilka swoich starych, za małych już ubrań, z którymi i tak nie miał co zrobić. Byliśmy w podobnym wieku, a ja zaliczałem się raczej do tych drobniejszych i chudszych chłopaków, więc koszulki, bluzy i spodenki pasowały jak ulał.

I gdy raz siedziałem sobie na strychu kręcąc spinnerem na jednym palcu, Artur postanowił do mnie wpaść.

– Hej, Tadek – rzucił od progu. Skinąłem mu na powitanie.

– Teddy, nie Tadek – odparłem mimochodem. Zignorował moją prośbę.

– Anka rysuje, a ja wpadłem na pomysł, który może ci się spodobać – zakomenderował z wejścia. Skierowałem na niego niepewne spojrzenie i uniosłem brew. – Niedługo mam mistrzostwa ligi młodzieżowej i za dwadzieścia minut muszę pojawić się na treningu. Jest parę rzeczy do nadrobienia przez tą kontuzję i jeśli byś chciał, możesz iść tam ze mną. Poznasz drużynę, trochę się rozerwiesz...

– Wybacz, nie przepadam za piłką – mruknąłem niechętnie.

– Oj no daj spokój – nalegał. – Nigdy nie grałeś? – zaprzeczyłem ruchem głowy. – Nawet w szkole? Albo ze starym?

Milczałem.

– Nie chcę iść – odparłem końcowo.

– Dalej, no chodź – podszedł do mnie i pociągnął za rękę. Przewróciłem oczyma.

– A jak ktoś po drodze mnie rozpozna?

– Włożysz bluzę z kapturem, nikt się nie kapnie, że to ty.

– Artur, to nie jest...

– To jest bardzo dobry pomysł – przerwał mi. – Nie możesz się tu kisić kolejny dzień.

Westchnąłem.

– Dobra... – rzuciłem. – Chodźmy, niech stracę.

– Jak zawsze optymistyczny – wyszczerzył się Artur i pomógł mi wstać.

Już po chwili staliśmy na zewnątrz. Nie było gorąco, ale chłodno i szaro, co zbytnio mi nie przeszkadzało. W najbliższym czasie miałem dość słońca. Na głowę naciągnąłem kaptur i spuściłem głowę. Frodo stał tuż obok. Nie miałem dla niego smyczy, ale szczerze wątpiłem, by miał ochotę uciec.

– Zobaczysz, będzie super – mówił Artur.

– Pewnie – odparłem bez przekonania.

Ukradkiem podziwiałem jego kapitalny sportowy strój. Korki trzymał przewieszone na sznurowadłach przez ramię. Strasznie mi się podobały, nigdy w życiu nawet o takich nie marzyłem.

– Świetne buty – pochwaliłem.

– Starzy mi kupili – odpowiedział. – Tyle pracują, to ich stać.

Skinąłem głową i zaśmiałem się w duchu. Mnie mój „stary" bił, przebijesz to?

Szliśmy w milczeniu, a Frodo biegał wokół jak po grzybkach. Patrzyłem pod nogi i starałem się nie stresować zbliżającym spotkaniem. Co jeśli oni nie będą dla mnie tak mili, jak bliźniacy?

Zabawka [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz