Szpital

365 78 18
                                    

Siedziałem w karetce ze spuszczoną głową, a ratownik rozmawiał z policjantem. Nie przysłuchiwałem się dyskusji, wiedziałem tylko, że lekarze chcieli zabrać mnie na obserwację do szpitala, a policja jak najszybciej przetransportować do domu.

– Przepraszam, ale u tego chłopca jest podejrzenie wstrząśnienia mózgu, nie może tak po prostu jechać z panem.

– Dostałem polecenie, żeby najszybciej jak to możliwe zawieźć go na komendę. Tadeusz Dobrowolski od miesiąca jest poszukiwany przez polską policję i...

– Proszę pana, mnie to nie interesuje. Mam obowiązek wziąć to dziecko do szpitala i nie obchodzą mnie żadne pańskie zapewnienia. Może go pan zabrać jak tylko będziemy mieć pewność, że ani życie, ani zdrowie chłopca nie jest zagrożone.

– Jaki tam wstrząs, przecież nie rzygał – prychnął tamten.

– Wymioty występują, owszem, ale nie zawsze.

– Nie jestem dzieckiem – upomniałem się cicho, ale nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi.

Patrzyłem tępo w jeden punkt gdzieś daleko przed sobą i myślami znajdowałem się w zupełnie innym miejscu. Było mi potwornie niedobrze i szczerze mówiąc chciałem zwymiotować. Mocniej niż głowa, bolały mnie żebra. Pomijając jednak to wszystko, Anię i Artura wzięto na komisariat, by opowiedzieli dokładnie co zaszło, a ja rozumiałem naturalnie, że chciano po prostu znaleźć Michała, Kacpra i resztę chłopaków, po czym odpowiednio ukarać ich za pobicie mnie. W sumie dobrze, że ktoś wezwał policję, bo nie wiem jakby mogło się to skończyć. Z drugiej jednak strony, teraz czekała mnie podwózka radiowozem do domu – a tego za nic nie chciałem.

Frodo zniknął. Nie mogłem go zauważyć już, kiedy wprowadzano mnie do karetki. Wszyscy nalegali, żebym leżał, ale ja jako najbardziej uparty człowiek na świecie musiałem postawić na swoim. Bałem się o tego psa. Może gdzieś się schował? Zgadywałem, że wystraszył się takiej ilości ludzi wokół. Ale czemu mnie zostawił?

Ratownik kucnął naprzeciw mnie i spojrzał mi w oczy. Błądziłem gdzieś wzrokiem, więc nie mógł nawiązać ze mną kontaktu.

– Jak się czujesz? – spytał wolno.

– Gdzie jest Frodo? – wyjąkałem papierowym głosem.

– Kto?

– Mój pies. On... On tu był. Przed chwilą – jąkałem.

Zupełnie zignorował te słowa i położył dłoń na moim kolanie.

– Zabierzemy cię teraz na obserwację, a później państwo policjanci przetransportują cię do domu.

Natychmiast się ożywiłem.

– Nie, o-on nie może m-mnie zabrać do domu! – powtarzałem gorączkowo. – Ja się nie zgadzam, ja...

– Spokojnie – lekarz spojrzał prosto w moje przerażone oczy. – Wszystko będzie dobrze, nie stresuj się.

Jak miałem się nie stresować, kiedy cała moja przyszłość wisiała na cienkim włosku?

Funkcjonariusz wyszedł z karetki, co sprawiło, że poczułem się minimalnie bezpieczniej. Skrzyżowałem ręce na piersi i podkuliłem nogi. Wciąż tępo patrzyłem wprost i nie odnotowywałem niczego.

– Wolałbym, żebyś się położył – nalegał mężczyzna. Zaprzeczyłem ruchem głowy, który wywołał większe nudności. Postanowiłem nie ruszać się już do końca podróży.

Wiem to idiotyczne, ale marzyłem o tym wstrząśnieniu mózgu. Dzięki niemu mógłbym zostać dłużej w szpitalu i przynajmniej trochę odwlec nieuniknione. Przyjęto mnie na oddział jeszcze tego samego dnia, lecz, co bardzo mi się nie podobało, przydzielono mi również policjanta, który przez cały czas miał mnie pilnować. Dowiedzieli się już, że potrafiłem się wymknąć straży miejskiej, więc obserwowali mnie ze wzmożoną czujnością. Ostatecznie żadnej możliwości ucieczki nie miałem, bo wyskakiwanie z drugiego piętra, gdzie znajdował się mój pokój, kompletnie mi się nie uśmiechało.

Zabawka [THE END]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz