Dzień prezentował się dość ponuro, kiedy pędziliśmy wrocławskimi uliczkami. Ze skróconych wyjaśnień Ani zrozumiałem tyle, że koledzy z drużyny dość się rozbestwili i jeśli się nie pospieszymy, z Artura może zostać miazga. Ich było pięciu – w tym Michał. Przyszli jako przedstawiciele całej drużyny i mieli podyskutować o zmianie kapitana. „Podyskutować" – fajne słowo, ale u nich znaczyło to co najmniej tyle, ile „przemówić do rozsądku, niekiedy z użyciem pięści". Miałem już do czynienia z Michałem i nie wspominałem go dobrze. Reszta chłopaków też nie wyglądała zachęcająco.
– Jak oni mu coś zrobią, to nie ręczę za siebie – Ania prowadziła mnie szybkim krokiem, a ja z całych sił starałem się jak najmniej utykać.
– A ty coś na to poradzisz? – spytałem niepewnie, bo co mogła zrobić dziewczyna, przy pięciu chłopakach?
– Oczywiście, że mogę! – prychnęła. – Niech tylko spróbują go dotknąć i...
– I co?
– Za dużo pytasz, wiesz? Ciekawe, bo wczoraj nie byłeś taki rozmowny – mruknęła. Cały czas słyszałem w jej głosie pretensję. Była zła i nie dało się tego ukryć.
Mimo wszystko, ja trwałem w milczeniu.
Frodo pędził przy nas i starał wciąż dobrze służyć mi jako podpora. W biegu nie było to takie łatwe.
Na szczęście nie musieliśmy biec długo. Okazało się, że cała szóstka stoi w niewielkim zaułku, do którego dostać się można było od strony rynku. Ominęliśmy fontannę, przebiegliśmy przez tunel i znaleźliśmy się na otoczonym klatkami schodowymi skwerku. Artur stał oparty o ścianę jednego z budynków i pisał coś na telefonie, jak gdyby nigdy nic. Otaczał go wianuszek wysokich, dość wysportowanych chłopaków w koszulkach piłkarskich. Wyglądali, jakby dopiero co skończyli trening. Przełknąłem ślinę, bo naprawdę nie wydawali się być zadowoleni.
– Możesz przestać klepać w tym telefonie i zacząć słuchać!? – Michał zamachnął ręka i wytrącił Arturowi komórkę. Przyjrzałem się wyraźniej twarzy przyjaciela. Mimo, że wyglądał na zrelaksowanego, zobaczyłem kroplę potu na czole. Pewnie nie chciał pokazać, że się boi, dlatego ukradkiem napisał do Ani, żeby przyszła z pomocą. Mówiąc „pomoc" miał chyba na myśli kogoś odrobinkę starszego i bardziej... Pomocnego. A tymczasem dostał swoją siostrę i kulawego chłopaka. Świetna para.
– Wiesz, że będziesz płacić? – spytał Artur podnosząc smartphone z pękniętą szybką.
Michał parsknął śmiechem, a reszta mu zawtórowała. Bliźniak zachowywał się z kolei dziwnie spokojnie. Pewnie oczekiwał odsieczy.
– Mam to w dupie – odparł tamten. – Już nie jesteś kapitanem Zakrzewski, czaisz? Czy mam mówić wolniej?
– Pogadamy z trenerem, wy o tym nie decydujecie – odparł ze stoickim spokojem. Podziwiałem jego opanowanie, ja prawdopodobnie dawno dałbym ponieść się emocjom.
– Zdanie trenera, to tylko formalność. Przyzna nam rację.
– Niekoniecznie.
Wianek wokół Artura powoli się zacieśniał. W końcu najwyższy z nich trącił chłopaka w ramię. Tamten nie ustępował i wciąż patrzył uparcie przed siebie.
– Będziesz się popisywał, Arczi? – prychnął. – A może wolisz załatwić to po męsku, co?
Tego już Ania nie wytrzymała. Przyglądaliśmy się wszystkiemu tak, by niczego nie widzieli, teraz jednak dziewczyna wyskoczyła przed szereg i pognała do grupki chłopaków, a ja stałem kompletnie zdębiały.
CZYTASZ
Zabawka [THE END]
Teen FictionNazywam się Teddy Dobrowolski. Nie Tadeusz, nawet nie próbuj tak do mnie mówić. Na ogół jestem spokojnym dzieciakiem nieustannie bawiącym się fidget spinnerem, noszącym tę samą, starą czapkę z daszkiem i szkicującym wszystko, wszystkich i wszędzie...