Sign of the Times.

2K 96 19
                                    

Wchodzisz na salę pełną ludzi. Salę, na której parę dni temu pisałeś jeszcze egzaminy - bardzo ważne egzaminy. Salę, na której dwa dni temu odbył się bal. Salę, na której tak wiele czasu spędziłeś. Salę, na której odbywały się wszystkie dyskoteki, szkolne potańcówki. Salę, na której część twojego życia zawsze się toczyła. Ludzie - tych których zawsze tak dobrze znałeś, tych z którymi spędzałeś tylko swój czas w szkole i tych którzy zajmowali każdą twoją wolną chwilę, tych którzy zaleźli ci za skórę, tych z którymi nigdy tak naprawdę nie porozmawiałeś i tych z którymi nigdy się nie lubiłeś. Tak wiele osób, tak wiele histori i tak wiele jej zakończeń. Choć przemowa, którą wygłasza dyrektor nie jest wzruszająca, a samo odebranie dyplomu nie jest czymś nowym to całość cię wzrusza. Wszyscy ci ludzie, ta cała znajoma sala, ci nauczyciele, do których już przywykłeś i sama świadomość, że coś się kończy sprawia iż z moich oczu wylatują pierwsze łzy. Luck przytula mnie do swojego ramienia, a w tym samym czasie mężczyzna kończy mówić. Wszyscy zgodnie wyrzucamy swoje berety w górę i wydajemy okrzyk radości choć przez moje gardło z ledwością coś przechodzi.

- Będę tak tęskniła - wyje do mojego ucha Leigh-Anne.

- Nie mów tak - zanoszę się płaczem, mocno ją przytulając - Jest jeszcze nadzieja, że będziemy studiowały w jednym mieście.

- Masz rację - mówi wycierając w niezbyt smaczny sposób swoje smarki - Dostaniemy się razem do jednego miejsca i będziemy razem spędzali cały nasz czas tak jak zawsze było.

Uśmiecham się do niej pocieszająco, próbując pocieszyć w ten sposób samą siebie. Trafiam w kolejne ramiona tym razem Alici, która nie płacze choć jej oczy błyszczą się niebezpiecznie.

- Kocham cię laska - mówi, ściskając mnie mocniej, a z moich oczu wylatuje jeszcze większy potok łez.

- Ja też cię kocham diable - śmieje się choć odgłosy te brzmią jak gdybym się dławiła - Jesteś najlepsza.

Trzymamy się tak jeszcze chwilę aż na horyzoncie nie pojawia się parę chłopaków z naszej paczki. Ściskam po parę minut każdego z nich i przy nich także ronię parę łez, ale oni skutecznie uniemożliwiają mi płacz i rozweselają mnie.

- Widzimy się wieczorem na imprezie! - krzyczy wysoki brunet do mnie i Luka, a my kiwamy im na potwierdzenie.

- Chodźmy - szepcze do mojego ucha blondyn i oplata mnie w pasie - Czas na twoją misję "Jade".

Kiedy z jego ust wychodzi imię dziewczyny na moją twarz mimowolonie wpływa uśmiech. Przeciskamy się przez tłum ludzi, który mam wrażenie, że się nie kończy. Po długich minutach nareszcie wychodzimy na dwór i wsiadamy do czekającego na nas auta.

- Hej - mówi Josh, a ja w odpowiedzi się uśmiecham.

Do: Moja księżniczka 👑❤

Muszę jeszcze coś załatwić, wrócę trochę później.

Chowam telefon, a w tym samym czasie podjeżdżamy pod supermarket. Wysiadamy z auta w trójkę i od razu wchodzimy do sklepu, kierując się na dział z słodyczami. Wrzucam do koszyka jej ulubione herbatniki, ciastka i chrupki, do tego dorzucam jeszcze jakieś czipsy i żelki po czym ruszam dalej między regałami. Cały koszyk się zapełnia, a Luke dodatkowo niesie zgrzewki wody i soków, a Josh alkohol. Wszystko trafia na taśmę, a chwilę później już płacimy i wracamy do auta. Parę minut później wstępujemy do wypożyczalni filmów, a w międzyczasie Josh załatwia dla mnie pokój w hotelu. Kładę na ladzie chyba z siedem bajek, dwa romantyczne filmy i trzy horrory, a facet patrzy na mnie zdziwiony. Chwilę później znowu siedzimy w aucie i jedziemy do sklepu z herbatami. Zakupy zajmują mi parę minut, a naszym kolejnym przystankiem są zakupy w Disney store. Wrzucam do koszyka uszki Minnie i myszki Micky, pluszaka, który wygląda jak księżniczka Jasmine i parę paczek mlecznych ciastek w kształcie księżniczek. Opuszczamy sklep i zaglądamy do kolejnego z akcesoriami. Kupuje białe i różowe balony, a do tego czerwone balony w kształcie serca. Całe zakupy lądują w bagażniku, a my ruszamy dalej - tym razem do domu.

PassionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz