27

444 37 1
                                    

Gala to bardzo słodka dziewczynka. Od razu mnie polubiła , tak stwierdził Marc. Dziewczynka to istny wulkan. Chyba odziedziczyła to po tacie... Jeśli już o nim mowa , to postanowił sobie zrobić dzień wolnego od własnej córeczki. Zostawił mnie z Galą na cały dzień. Dziewczynka ciągle patrzyła w okno więc postanowiłam zabrać ją na plac zabaw. Ma dopiero roczek , ale jest zbyt ciepło aby siedzieć w domu. Zapakowałam wszystkie potrzebne drobiazgi do wózka i wyszłyśmy. Idąc ulicą ciągle ktoś się na mnie gapił. Wydaje mi się , że ci którzy kojarzą mnie z gazet podejrzewają , że ukrywam dziecko. Żarty , żartami , ale mnie to powoli irytowało. Ludzie odprowadzali mnie wzrokiem nawet aż do samego placu zabaw. Najlepszy był moment kiedy Gala zaczęła płakać a wszystkie mamuśki obserwowały każdy mój ruch. Jednak mogłam nie wychodzić z domu. Dziewczynka po wypiciu butelki ze swoim napojem od razu chciała iść się pobawić. Zostawiłam wózek w bezpiecznym miejscu i poszłam z dziewczynką na jedną z wolnych huśtawek ciągle trzymając ją za rękę. Marc mówił , że jego córka już całkiem dobrze chodzi sama ale ja jednak wolałam uniknąć upadku. W między czasie kiedy delikatnie popychałam huśtawkę zadzwonił Łukasz.

Jak zawsze musiał opowiedzieć mi wszystkie ploteczki ze świata piłki. Dzięki Łukaszowi dowiedziałam się , że Reus w końcu znalazł tą 'jedyną'. Obstawiam dwa tygodnie. Więcej ona z nim nie wytrzyma.

Po dwóch godzinach spędzonych na placu zabaw widziałam , że kobiecej , małej wersji Bartry już się znudziło więc wróciłyśmy do domu. Hiszpana jeszcze nie było , więc nie zastanawiając się ułożyłam dziewczynkę do snu. Dziewczynka naprawdę była zmęczona gdyż już po pięciu minutach zasnęła. Zostawiłam uchylone drzwi i zeszłam na dół. Akurat kiedy schodziłam po schodach , do domu wszedł Marc. Był uśmiechnięty , ale taka jego natura.

- Naprawdę jeszcze raz ci dziękuję. – powiedział , kiedy się z nich żegnałam. Dla mnie to nie był problem zająć się Galą. Bardzo lubię dzieci , a w szczególności takie słodziutkie. Po powrocie do domu wzięłam się za jakiś obiad. Jest sobota i tak sobie pomyślałam , że super byłoby wyjść do jakiegoś klubu. Jestem już tutaj ponad miesiąc i raptem raz byłam w jakimś klubie.

Wieczorem wystroiłam się lepiej niż na premierę pierwszego sezonu. Co prawda za bardzo się pomalowałam , ale 'loszce' która pragnie poznać jakiegoś faceta kto zabroni ? Dziś chciałam wyjść gdzieś sama. Tu nie chodzi o to , że moi przyjaciele są nadopiekuńczy i nie odstępują mnie na krok. Po prostu chcę bawić się sama.

Miałam zamiar się trochę napić , więc zamówiłam taksówkę i taksówką pojechałam pod klub. Klub przepełniony był dziećmi , które ledwo skończyły osiemnaście lat , a może nawet nie. Wszyscy byli pijani choć tak naprawdę było dziesięć po dziewiątej. Usiadłam na krześle barowym i zamówiłam pierwszego drinka. Stąd miałam dobry widok na cały parkiet.

- Co taka piękna dziewczyna , jak ty robi tutaj sama ? – usłyszałam blisko swojego ucha.

- Skąd wiesz , że jestem sama ? – spytałam odwracając się. Przede mną stał przystojny , wysoki brunet. Na pierwszy rzut oka idzie zauważyć , że jest wysportowany.

- Po prostu wiem. – odparł uśmiechając się. – Arien jestem.

- Justyna. – powiedziałam próbując uśmiechnąć się naturalnie.

- Wygląda na to , że nie jesteś stąd. – kontynuował przysiadając się do mnie.

- No tak. Jestem z Polski , ale na co dzień mieszkam w Buenos Aires. Tutaj jestem tylko na wakacje. – wytłumaczyłam. Arien to bardzo sympatyczny mężczyzna. Przynajmniej na ten moment tak mi się wydawało. Znaleźliśmy osobny stolik i tam wciąż rozmawialiśmy bez przerwy pijąc shoty. Coraz to mocniejsze. Po którymś już z kolei obraz przed oczami zaczął mi się zamazywać.

Linda | Ł.PiszczekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz