Tiara

278 13 2
                                    

- Slytherin! - wykrzyczała stara czapka znajdująca się na mojej głowie. Odetchnęłam z wielką ulgą. - Po tatusiu... - dodała.
Nie słuchałam czy coś jeszcze mówi, tylko od razu poszłam do stołu Slytherinu. Usiadłam na wcześniej przygotowanym przez Dracona miejscu naprzeciwko niego.
- Gratulacje! - krzyknęła dziewczyna siedząca obok Draco. - Pansy jestem. - podała mi rękę.
- Alex. - uśmiechnęłam się i uścisnęłam jej dłoń.
- Wygląda na to, że będziemy mieszkać razem.
- Chyba się dogadamy... - zaśmiałam się.
Po kolacji rozeszliśmy się do dormitoriów. Pożegnałam się z Draconem i dołączyłam do Pansy.

***

Mokra od rosy trawa delikatnie ugniatała się pod nogami uczniów maszerujących wprost do chatki Hagrida. Znajdowała się ona na skraju Zakazanego Lasu, który swoją drogą bardzo mnie ciekawił.
Obejrzałam się za siebie. Zobaczyłam trzy sylwetki do złudzenia przypominające te z opowieści Dracona.
- Patrz kto idzie... - poklepałam blondyna po ramieniu. - Wygląda na to, że będziemy mieli lekcję z gryfonami...
- Niestety... Chociaż...? A z resztą...umilmy sobie troszkę pierwszy dzień szkoły... - uśmiechnął się figlarnie.
- Co ty knujesz? - zaśmiałam się.
- Sam jeszcze nie wiem. Ale to się szybko zmieni...
- W to nie wątpię... - uśmiechnęłam się do chłopaka.
Draco chwycił mnie pod rękę i przyspieszył kroku. Pansy goniła nas ledwo przedzierając się przez tłum nastolatków. W jej oczach widziałam złość, zazdrość i rozczarowanie. Mieszanka wybuchowa a zwłaszcza u niej.

***
Nim się obejrzeliśmy, byliśmy już obok wielkiej chatki. Czekał już tam na nas ogromny mężczyzna z brodą do połowy brzucha.
Zaprowadził nas wzdłuż lasu aż do czegoś przypominającego padok dla koni. Kazał nam wyciągnąć te potworne gryzące książki, które każdy czymś usztywnił. Ja akurat za radą mamy związałam długą sznurówką.
- Otwórzcie książki na stronie...
- Jak mamy je otworzyć?! - zapytał Draco.
- Otworzyć? - powtórzył nauczyciel. - No...musicie je pogłaskać... - dodał jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Wziął od Granger książkę i pogłaskał ją wskazującym palcem zanim ta zdążyła go ugryźć. Wszyscy zrobili to samo. Faktycznie zadziałało. Hagrid delikatnie zbity z tropu kontynuował lekcję.
- No to ten...tego... Zaraz wracam cholibka... Czekajcie tu.
Olbrzym odszedł, aby niedługo wrócić z kilkoma dziwnymi i ogromnymi zwierzętami.
Harry jak to Harry zgłosił się do pogłaskania hipogryfa. Dosiadł go i pofrunął. Po chwili wrócił. Później Draco postanowił wcielić swój plan w życie. Chłopak podszedł do Hardodzioba i zaczął się z nim drażnić. Niestety miało to marny wpływ na zdrowie blondyna. Draco opadł bezwładnie na ziemię.
- Umieram! - krzyczał. - To zwierzę mnie zabiło!
Hagrid zaniósł go do skrzydła szpitalnego. Od razu tam pobiegłam. Pansy stała przed drzwiami, mało się nie popłakała. Denerwuje mnie to jak ona się zachowuje, ale tak mnie to denerwuje, że już nie mogę wytrzymać.
- Idę do niego - powiedziała, kiedy zobaczyła, że już jestem.
- Okej - odpowiedziałam krótko.
Weszła do środka. Chwilę o czymś porozmawiali. Nie była to chyba dla Pansy najmilsza rozmowa. Wyszła ze skrzydła szpitalnego zalana łzami.
- Draco nie chce nikogo widzieć, oprócz ciebie. Tak mi powiedział...- wyjąkała i pobiegła, prawdopodobnie do dormitorium.
Tym czasem ja skierowałam się w stronę łóżka, na którym leżał Draco.
- Ty idioto! - krzyknęłam do chłopaka.
- Co?! - zdziwił się.
- Skończony debilu! Ja rozumiem, że nie martwisz się o siebie, ale wiesz jakiego strachu mi napędziłeś?! Czy ty w ogóle o mnie myślisz?
- Chyba ktoś tu się o mnie martwi... - zaśmiał się Draco.
- Martwi to się o ciebie Pansy. Ja jak na razie mam ochotę ci te twoje blond włosy zwęglić.
- Nie rób tego... - zaśmiał się udając przerażenie.
- Musisz mnie bardzo ładnie poprosić... - powiedziałam wychodząc ze skrzydła szpitalnego.
Przed drzwiami spotkałam Blaisa. Czarnoskóry, ale za to jaki piękny...
- Co z nim? - zapytał przejęty.
- Nic mu nie jest. Wyliże się z tego. Słyszałam, że pani Pomfrey potrafi zdziałać cuda.
- Tak, to prawda... Świetna lekarka.
- Chodźmy może na lekcje, co? Crabbe i Goyle i tak będą tu siedzieć.
- Faktycznie. Nie chcę opuścić lekcji już pierwszego dnia...
Poszliśmy na lekcję. Teraz mieliśmy OPCM. Byłam ciekawa profesora Lupina. Dracon opowiadał, że nie trafił im się jeszcze nauczyciel Obrony, który by coś potrafił.

- Schowajcie książki. Na dzisiejszej lekcji wystarczą nam różdżki. - powiedział nauczyciel wchodzący do klasy. - Nazywam się Remus Lupin i jestem waszym nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. - uśmiechnął się.
Wszyscy uczniowie obecni na lekcji otwarli buzię w niedowierzaniu. Pierwszy nauczyciel OPCM chce ich uczyć praktyki a nie tylko teorii.
- Chodźcie za mną! - z zamyślenia wyrwał mnie wesoły głos profesora Lupina.
Wszyscy wstaliśmy i skierowaliśmy się do jakiejś pustej sali. Stała tam tylko wielka szafa.
- Milicento, liczę na twoją pomoc. - odezwał się nauczyciel, kierując swój wzrok na dziewczynę.
Milicenta powolnym, ociężałym krokiem podeszła do profesora.
- Dzisiaj będziemy się uczyć walczyć z boginem. Jest on w tej szafie i przybiera postać waszego największego lęku. Nie wiadomo jak wygląda na prawdę.
- A jak można go pokonać? - zapytała jedna z dziewcząt.
- I tu was zaskoczę! Trzeba po prostu się śmiać. Pomyślcie o czymś śmiesznym i wypowiedzcie zaklęcie "Riddikulus". A teraz przećwiczymy, proszę bardzo. Riddikulus!
Cała klasa jednocześnie powtórzyła za profesorem.
- Świetnie! Możemy zaczynać. Milicento,na trzy otworzę szafę. Potem każdy pokolei będzie walczyć z boginem.
Ustawiliśmy się w kolejce za Milicentą. Ja z Blaisem byliśmy na końcu. Wszyscy doskonale radzili sobie z lękami, wreszcie przyszła kolej na mnie. Przypomniałam sobie, o zajściu w pociągu i od razu pomyślałam o dementorze. Bogin przyjął jego postać. Profesor Lupin się przeraził. Poczułam ten sam smutek co wtedy.
- Riddikulus! - krzyknęłam wyobrażając sobie czapeczkę ze śmigiełkami na czubku. Bogin jednak dalej został w postaci dementora. Nim się obejrzałam profesor Lupin wyskoczył przede mnie i rzucił dziwne zaklęcie. Ja poczułam, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa, a obraz zaczął mi się zamazywać. Zemdlałam.

Problemy w Hogwarcie potocznie nazywamy Riddle...Where stories live. Discover now