Następnego dnia w moim domu pojawili się goście. Dotarli tu za pomocą sieci Fiuu. Ucieszyłam się na widok wychodzącego z kominka Dracona. Zaraz za nim wyszła jakaś kobieta, a potem mężczyzna. Na jego widok nogi się pode mną ugięły. To był Lucjusz. Ten sam Lucjusz, który wczoraj dowiózł mnie na spotkanie śmierciożerców i ten, który z bliska obserwował wypalanie Mrocznego Znaku na moim przedramieniu. Ojciec Draco to jeden z idiotów ślęczących przy moim ojcu jak jakiś pachołek. Szok!
- Alex! - krzyknął Draco. W tym samym czasie ja pisnęłam jego imię. Podbiegliśmy do siebie i mocno się przytuliliśmy. ojciec Dracona skarcił nas wzrokiem, ale jego żona szturchnęła go w ramię, więc jak na zawołanie, zmienił wyraz twarzy. - Nie uwierzysz... - westchnął. Już zdążyłam się przestraszyć. - Stęskniłem się... - zaśmiał się z mojej przerażonej miny. Uderzyłam go w ramię, po czym śmiejąc się, jeszcze raz go przytuliłam.
- To jest moja mama Narcyza, a to mój tata Lucjusz - powiedział uśmiechnięty chłopak wskazując na swoich rodziców.
- Dzień dobry - podałam obu po kolei rękę i posłałam im ciepły uśmiech.
- Będziemy się zbierać, co? - powiedziała mama Malfoy'a.
- Pa, mamo! Widzimy się za dziesięć miesięcy i trzy tygodnie... - przytuliłam rodzicielkę i weszłam za Drconem do kominka.***
- Wow... - bąknęłam wychodząc z kominka. - To jest twój dom?
- Tak... - uśmiechnął się dumnie.
- To nie jest dom, tylko pałac... Ja się tu będę bała usiąść... - zaśmiałam się.
- Przesadzasz... - machnął zbywająco ręką. - Chodź, pokażę ci twój pokój.
- Komnatę... - poprawiłam go i zaśmiałam się.Po przejściu kilku korytarzy, schodów i jeszcze kilku korytarzy, wreszcie dotarliśmy do naszych pokoi.
- Na lewo twój, a na prawo mój. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to po prostu wbijaj do mnie. Okej? - uśmiechnął się.
- Jasne... - oddałam uśmiech i weszłam do pokoju. Na środku znajdowało się duże, dwuosobowe łóżko, na prawo stała duża, biała szafa, z drugiej strony były drzwi. Pewnie od łazienki, do której zajrzę później. Poszłam w głąb pokoju. Stanęłam obok łóżka i rozejrzałam się. Obok szafy było jeszcze jedno przejście. Nie zamknięte. Był to korytarz. Ciekawska ja, postanowiłam zajrzeć co jest dalej. Był tam piękny balkon porośnięty naokoło zielonym bluszczem. Pochyliłam się nad balustradą zapatrzyłam się w obszerny las. To wszystko wyglądało niczym z bajki.Nagle poczułam na swoim karku czyjś ciepły oddech. Idealnie go znałam. Odwróciłam się i zobaczyłam Malfoy'a. Lucjusza Malfoy'a...
Głośno przełknęłam ślinę i szybciej zamrugałam, licząc na to, że jednak się pomyliłam.
- Jak ci się podoba nasza rezydencja? - zapytał stając obok mnie.
- Jest przepiękna, macie państwo świetny gust... - sztucznie się uśmiechnęłam.
- Córka naszego pana nie może spędzać wakacji w byle czym...
- Skoro tak pan mówi... Przepraszam, ale chciałabym się wypakować... - odeszłam od balustrady.
- Oczywiście. Zawołamy cię kiedy będzie obiad, do tego czasu możecie z Draconem robić co chcecie - uśmiechnął się i oboje ruszyliśmy w swoją stronę.Wpadłam do pokoju jak huragan.Otwarłam swoją walizkę i za pomocą magii całą jej zawartość przeniosłam do wielkiej szafy. Aby się trochę odstresować, położyłam się na łóżku. Wtuliłam głowę w miękki kocyk, otulający poduszki. Zamknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać. Te wakacje to tylko jedna wielka seria nieprzyjemnych zdarzeń i niezręcznych sytuacji... W dodatku Cedrik chyba o mnie zapomniał. Zostałam śmierciożercą... To życie jest straszne... Nim się obejrzałam, odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Pierwszą moją myślą było aby pójść i otworzyć. No ale ja nie lubię być budzona, więc spałam dalej. W pewnym momencie usłyszałam kroki, a po nich ktoś położył coś na moich plecach. Szybko zorientowałam się, że to ręka. Cicho mruknęłam, kiedy palce tej osoby zaczęły przyjemnie głaskać moją talię. Mimowolnie się uśmiechnęłam, odwróciłam głowę i lekko otworzyłam oczy. Obok siebie zobaczyłam podpartego na łokciu Dracona.
- Pobudka śpiochu... - uśmiechnął się szeroko i pogłaskał moje włosy.
- Co ja poradzę, że macie takie cudowne łóżka? Nie moja wina... - zaśmiałam się.
- Chodź lepiej na obiad... - pokręcił z politowaniem głową i zaczął wstawać. Poszłam w jego ślady, a po chwili byliśmy już na pysznym obiedzie.
***
Następnego dnia musieliśmy wstać z samego rana. Szybko zjedliśmy śniadanie, po czym wyszliśmy z domu. Do Dartmoor przenieśliśmy się za pomocą świstoklika. Miałam bardzo wielką ochotę się po tym tak porządnie wyrzygać, ale emocje, które mną zawładnęły, mi na to nie pozwoliły. Znaleźliśmy dobre miejsce, na którym rozłożyliśmy namioty. Jeden był dla rodziców Dracona, a drugi tylko dla nas.
Zostawiliśmy swoje rzeczy przy łóżkach. Znajdowały się one naprzeciwko siebie. Trochę się ogarnęliśmy, długo rozmawialiśmy i w końcu poszliśmy oglądać mecz. Po drodze na stadion wyposażyliśmy się w omnikulary, flagi i żywe figurki Victora Kruma. Weszliśmy wreszcie na widownię. Miejsca mieliśmy na najwyższym piętrze, w loży Vip. Przechodząc między rzędami spotkaliśmy wszystkich Weasley'ów razem z Granger i Harrym. Pomodliłam się w duchu żeby Lucjusz Malfoy nie wypalił czegoś głupiego i nie zrobił z siebie przed nimi jeszcze większego dupka. No cóż...modlitwy nie pomogły. Ale jakoś to przeżyłam i w miłej atmosferze obejrzałam mecz, który z resztą wygrała drużyna Irlandii.
Wróciliśmy do namiotów. Zrobiliśmy ognisko, gdzie zjedliśmy pyszną kolację. Siedzieliśmy bardzo długo, aż w końcu zaczęłam tak ziewać, że rozeszliśmy się do łóżek.
Około trzeciej nad ranem obudziło mnie szturchanie w ramię. Pomyślałam, że Draco znowu czegoś ode mnie chce, ale się myliłam. Nade mną stał Lucjusz Malfoy. Poważnie się zdziwiłam. Podniosłam się do pozycji siedzącej i obróciłam się twarzą do mężczyzny.
- Ubierz to - rozkazał podając mi jakieś czarne szmaty. - Za pięć minut masz pojawić się przed moim namiotem. Nikogo nie obudź.
Nie czekając na moją odpowiedź wyszedł. Obejrzałam to co mi dał. Okazało się, że trzymam maskę, lateksowy kombinezon i czarne botki na grubym, ale wysokim obcasie. Byłam tak oszołomiona, że zaczęłam ubierać to co mi dał. Na szczęście Draco dalej spał jak zabity. Zgodnie z poleceniem wyszłam na zewnątrz. Włożyłam różdżkę, którą kurczowo trzymałam w ręce, za pasek, znajdujący się na wysokości bioder. Stanęłam w najciemniejszym miejscu pod namiotem rodziców Dracona i zaczekałam na jego ojca.
- Co się dzieje? - zapytałam mężczyznę, który właśnie przed chwilą mnie znalazł.
- Marsz śmierciożerców. Chodź ze mną.
Szybkim krokiem udałam się za mężczyzną. Zobaczyłam szereg ubranych na czarno śmierciożerców. Wyglądali inaczej ode mnie, może dlatego, że jestem tym kim jestem. Lucjusz wyprowadził mnie na sam przód ustawiającego się szeregu. Kiedy już wszyscy zajęli swoje miejsca, podnieśliśmy różdżki. Nad nami rozniósł się zielony blask. Zaczęliśmy iść przed siebie. Kilku śmierciożerców wyłamało się i za pomocą zaklęcia unosiło trójkę mugoli w powietrzu. Kilku podpaliło niektóre namioty. Było strasznie i makabrycznie. Ludzie z wrzaskiem uciekali do pobliskiego lasu, mężczyźni bronili swoje kobiety i dzieci. Wszyscy bali się równie bardzo jak ja, tylko, że ja stałam na czele tego zamieszania. Nagle na niebie pojawił się Mroczny Znak. Nie wiem kto go wyczarował, ale ktokolwiek to zrobił, obiecuję, będzie miał przejebane. Tym hukiem napędził mi takiego strachu, że mało nie zeszłam na zawał. Lucjusz Malfoy szybko chwycił mnie za rękę i razem ze mną teleportował się do naszych namiotów. Momentalnie się przebrałam i położyłam się w łóżku. Dracon wszedł do naszego pokoju w chwilę później. Oj...upiekło mi się...
YOU ARE READING
Problemy w Hogwarcie potocznie nazywamy Riddle...
FanfictionJestem Alex. Niska, czarnowłosa, czarnooka 13-latka. Chodzę do normalnej szkoły w normalnym świecie. Jestem normalna, no prawie... Niestety, albo stety wszystko się zmienia...