♡three♡

2.4K 423 179
                                    

  Słów: 1200



Siedziałem na szkolnym boisku, skanując przez okulary wszystkich uczniów i starając się znaleźć wzrokiem Krisa, który powinien zaraz tędy przechodzić. Nie ukrywam, że specjalnie przyszedłem do szkoły aż godzinę wcześniej, tylko po to, aby zrealizować swój plan.


Bo wtedy jeszcze nie miałem pojęcia jak bardzo to głupie.

Kiedy z tłumu wyłoniła się moja ofiara, podniosłem się z ziemi i wziąłem do ręki moją butelkę z sokiem porzeczkowym, którego nienawidziłem, ale dzisiaj był mi potrzebny najbardziej. Musiałem przyznać, że naprawdę się denerwowałem, kiedy ruszyłem w stronę Krisa, zgrywając, że w ogóle go nie widzę, co było trudne, bo już od samego początku czułem jego wzrok na sobie. Gdy byłem już wystarczająco blisko, przyspieszyłem kroku i odkręciłem butelkę z sokiem, udając, że chcę się napić. Prawda jest taka, że za żadne skarby świata nie wypiłbym tego ohydnego soku.

— Cholera, przepraszam! — pisnąłem, kiedy wreszcie nasze ciała się ze sobą zderzyły, a ja naciskając mocno plastikową butelkę, wylałem połowę jej zawartości na tors bruneta.

— Czy ty kurwa widzisz, jak łazisz? — zaczął, dotykając przesiąkniętego materiału, jednak zaraz podniósł swój wzrok, dostrzegając moją lekko uśmiechniętą twarz. Starałem się w tamtej chwili wyglądać jak najbardziej niewinnie i uroczo, co chyba mi wyszło, bo chłopak od razu złagodniał, chrząkając i prostując się. — Nic się nie stało, Baekkie.

Uśmiechnąłem się na to, jak zdrobnił moje imię, chociaż w środku miałem ochotę na niego zwymiotować, bo w jego ustach brzmiało to bardzo, ale to bardzo źle.

— Chodź, pomogę Ci to umyć — wypaliłem, nie chcąc dłużej mieć z nim jakiegoś bliższego kontaktu, tylko jak najszybciej przejść przez ten etap. Nienawidziłem jego uśmiechu, którym nie zawsze obdarowywał oraz dziwnych, dwuznacznych tekstów w moją stronę. Był po prostu zbyt irytujący.

— Jeżeli tak chcesz — powiedział, wzruszając ramionami i podążając za mną w stronę łazienki.

Wszedłem do szkoły wraz z Krisem, który szedł dokładnie za mną i całe szczęście — szczędził się w jakiejkolwiek konwersacji. Skręciłem sprawnie w stronę szatni, mając nadzieję, że nikogo tam nie będzie, bo to znacznie utrudniłoby mi plany.

Weszliśmy do szatni, w której okropnie śmierdziało potem i mieszanką perfum, przez co automatycznie skrzywiłem się na ten zapach i odwróciłem przodem do Krisa, który zamykał drzwi.

Wiedziałem, że długo w tym pomieszczeniu nie wytrzymam.

— Ściągnij koszulkę — powiedziałem, ledwo łapiąc wdech i samemu dziwiąc się swoją pewnością i otwartością. Kris spojrzał na mnie, marszcząc brwi, na co westchnąłem. — No, na co czekasz, Kris? Musimy to zmyć — powiedziałem, pokazując palcem na wielką plamę na jego brzuchu.

— Ach, no tak — powiedział, od razu łapiąc za krańce koszulki. Oparłem się o jakiś pierwszy, lepszy wieszak, bo naprawdę nie czułem się dobrze. Było tutaj duszno, a mi zaczęło kręcić się w głowie, w dodatku okna były za kratami, co było idiotyczne.

Wróciłem wzrokiem do Krisa, który rzucił koszulką w kąt, po czym wyszczerzyłem oczy. Każdy najmniejszy jego mięsień na brzuchu był napięty, przez co w głowie zakręciło mi się jeszcze bardziej. Mimo że nie był w moim typie i za nim nie przepadałem, jego tors był idealny, miałem wrażenie, że posiadał on wszystkie mięśnie, które znajdowały się na mojej liście 'top 10 najbardziej gorących mięśni na brzuchu'.

— Wow — powiedziałem, zwracając jego uwagę na siebie. Uśmiechnął się, widząc mój wzrok na sobie i napiął się tak, że byłem pewien, iż brakuje mu oddechu. — Mogę dotknąć? — zapytałem, znów wchodząc do gry. Musiałem go trochę uwieść, nie było innej opcji.

Zanim mi odpowiedział, szybko znalazłem się przy nim, a moja dłoń bez namysłu powędrowała na jego tors, dotykając zimnej skóry, na co delikatnie się skrzywiłem.

— Dużo ćwiczysz? — zapytałem, chcąc nadać jakiś temat. Dalej dotykałem jego brzucha, nie podnosząc głowy. Jeździłem opuszkami palców po każdym jego mięśniu, powodując tym samym drobne ciarki na jego skórze.

— Sporo — odpowiedział, nachylając się tuż nad moim uchem. Po moim ciele przeszły ciarki, które były spowodowane lekkim strachem. Dopiero w takich momentach zacząłem myśleć nad czynami, przez co poczułem suchość w gardle i mroczki przed oczami. Był zdecydowanie za blisko mnie.

— W takim razie... — zamyśliłem się, chcąc zacząć rozmowę o imprezie u Jongina. — Nie możesz chodzić na imprezy i pić alkoholu, prawda? — powiedziałem, odsuwając się od niego, kiedy czułem, że już robi się zbyt duszno, a dystans pęka. Nie uwzględniłem tego, że Kris może wykorzystać okazję i zamknąć mnie w tej szatni już na zawsze, aby mieć mnie tylko dla siebie.

— Bardzo często bywam na imprezach, mały — zaśmiał się i podszedł do mnie, łapiąc mnie w talii. Rozszerzyłem oczy, przerażony tą bliskością i wydałem z siebie cichy jęk przerażenia, który on odebrał zupełnie inaczej. Nie wiedziałem, jakie ma zamiary, a był naprawdę blisko mnie.

— A może... Zabrałbyś mnie kiedyś? — zapytałem niepewnie, dalej starając się trzymać dystans i oddychać równomiernie.

— Co Ci się stało? — zmarszczył lekko brwi. — Zawsze mnie unikałeś.

— Może... Starałem się grać niedostępnego? — szybko wymyśliłem, śmiejąc się nerwowo i trzymając ręce u góry, aby go już nie dotykać. W gardle robiło mi się zbyt sucho, a mroczki przed oczami się powiększały. Zacząłem się naprawdę martwić o mój stan.

— A teraz jesteś dostępny? — zapytał, mocniej ściskając mnie w talii. Skuliłem się lekko, czując jego dotyk na moim ciele. To nie było nic przyjemnego, a w dodatku zaczął zadawać mi dziwne i dwuznaczne pytania, co również w jego wykonaniu nie do końca mi się podobało.

— Możliwe... — szepnąłem, luzując już wszystkie moje mięśnie. Byłem tym wszystkim zmęczony, więc postanowiłem po prostu odpuścić.

— Idealnie — uśmiechnął się, przybliżając jeszcze bardziej, przez co przydusił mnie swoim brzuchem. Zanim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować, poczułem jego nieprzyjemne usta na swoich wargach, które automatycznie zamknąłem, nie chcąc w żaden sposób mieć z nim bliższego kontaktu.

Byłem zbyt przerażony i słaby, żeby go odepchnąć, a wszystko działo się za szybko. Nie miałem pojęcia, co teraz powinienem zrobić, dlatego łzy w moich oczach zebrały się w mgnieniu oka.

I kto by się spodziewał, że oprócz mojego stanu krytycznego, braku powietrza i Krisa, który natrętnie ocierał się wargami o moje szczelnie zwinięte usta, dojdzie do tego wszystkiego jeszcze Park Chanyeol.

Tak, Park Chanyeol. W samych, sportowych spodenkach, mokrym ciałem i przewieszonym przez kark ręcznikiem, otworzył szeroko drzwi, stając jak słup w progu, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.

— Baekkie — Kris sapnął w moje wargi, na chwilę się od nich oddalając i patrząc prosto w moje szklane oczy. Ja natomiast dalej wpatrywałem się w przerażoną minę Chanyeola, który widząc mój strach, wreszcie się odezwał, przestraszając Krisa.

— Co tu się dzieje? — zapytał swoim niskim głosem, idąc w naszą stronę. W tym samym momencie Kris się ode mnie odsunął jak oparzony, patrząc na Parka.

Moje powieki robiły się ciężkie, mroczki przed oczami powiększały, a ściany szatni jakby kurczyły. Tego wszystkiego było już za dużo.

Nie słyszałem już nic więcej, tylko runąłem do przodu, mdlejąc.

Ostatnią rzeczą, jaką wyczułem, był twardy i ciepły tors, na który spadłem.

Ten tors na pewno nie należał do Krisa Wu.  




_____

cześć, słoneczka

mam nadzieję, że chociaż troszeczkę osóbek to czyta.

będę bb szczęśliwa, jeżeli podzielicie się swoją opinią w komentarzach, naprawdę. 

trzymajcie się ciepło i korzystajcie z ostatnich tygodni wakacji!

see you soon, bby! 

sweet lies  ·chanbaek·Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz