Rozdział 18.

5.6K 328 1
                                    


Pakowałam się, miałam dość. Chciałam wrócić do domu mamy i ukryć się przed Wiktorem czy czym on tam był. Byłam zła na ciocię, że nie powiedziała mi, kim naprawdę jest Wiktor. Teraz rozumiałam jej zachowanie. Na własnej skórze przekonałam się, jaki jest Wiktor. Czułam się zdradzona. Przez jej zachowanie mogłam uniknąć gwałtu.

- Jak mogłam ci to wyjaśnić? Przecież uznałabyś mnie za wariatkę większą, niż myślisz. - Tłumaczyła, bardzo jej zależało, bym jej uwierzyła. - Poza tym, jak nigdy wcześniej przez całe swoje życie go nie widziałam. Słyszałam tylko opowiadanie o nim, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Szczerze mówiąc, nie wierzyłam w nie. Jestem szalona, ale nie do tego stopnia. - Patrzyła na mnie, śmiejąc się z samej z siebie.

Po części zgadzałam się z nią, miała rację. Przecież gdyby opowiedziała mi, że Wiktor i strażnik z opowieści to te same osoby, nie uwierzyłabym jej. Miała rację. Wiedziałam, że jest szczera, bo próbowała mnie uspokoić w sypialni na górze, kiedy wściekłam się i odeszłam. Wyjaśniła, że prawdy o Wiktorze zaczęła się domyślać, gdy, na dwa dni przed moim przyjazdem, ukazał się jej.

- Nawet nie wiesz, jaka byłam przerażona. Bałam się go, on jest niebezpieczny i obiecywał, że cię nie skrzywdzi, bo jest zawieszony między życiem a śmiercią. Niby człowiek, niby duch. Zaklinał się, że dostał nauczkę przez te stulecia. Nie miałam wyboru. On nie pytał mnie o pozwolenie. - Ciocia przybliżył się jeszcze bliżej mnie, dotknęła moich nóg. - Widzisz, nie sądziłam, że masz ten dar.

Spojrzałam na nią. Siedziała na brzegu mojego łóżka z podwiniętą nogą, gdy ja starałam się wyglądać na zagniewaną.

- Jaki dar? - Zainteresowałam się.

- Widzisz, niektórzy członkowie naszej rodziny mieli specyficzny dar widzenia rzeczy, które były dla innych niewidoczne, między innymi duchy i istoty natury. Zdarzało się to rzadko, co drugie, a nawet trzecie pokolenie. Więc byłam pewna, że nic ci nie zagraża. Bo Wiktorus nie mógł skrzywdzić człowieka, który nie zdawał sobie sprawy z faktu, że istnieje, bowiem była to część jego kary. Niemożliwe było, by odpokutować za swoje winy, gdy miała mu przebaczyć i pokochać osoba, która już nie żyła.

- Zajęło strażnikowi kilkadziesiąt lat, gdy błąkał się po świecie, zawieszony między życiem, a śmiercią z sercem pełnym bólu. Aż wreszcie wpadł na pomysł z inkarnacją i wędrówką dusz. Za sprawą pięknej czarownicy, która miała przywołać duszę Adelajdy. Miała ona odrodzić się w rodzinie dziedzica Adelajdy. I tu niebiosa znowu przeszkodziły strażnikowi, choć zdążył on napoić wnuka Adelajdy czarodziejskim napojem by jego potomstwo mogło go i widzieć stąd ten dar. Tym razem nie mógł pokazywać się swobodnie ludziom, by nie mógł skrzywdzić już żadnej bezbronnej duszy. Dlatego ludzie nie mogli go widzieć. Adelajda miała się odrodzić, ale coś za sprawą niebios poszło nie tak. Miłość strażnika i dziewczyny nie mogła się spełnić, z góry była już skazana na porażkę, bo nie było to prawdziwe uczucie i za mała kara dla strażnika. Ponieważ miłość nie przychodzi na życzenie. Choć za każdym razem wydawało się, że to już to, to zawsze coś rozdzielało kochanków.

- Jak w moich snach - myślałam.

- No i nie chciałabym być już sama, pokochałam cię, słonko - zwróciła się do mnie czule. - Zostań, nie pozwolę cię skrzywdzić i bardzo potrzebuję twojego towarzystwa. Jesteś dla mnie jak córka.

Objęła mnie.

Moje serce krzyczało - „Już zostałam skrzywdzona.".

************************
Od razu przepraszam za błędy staram się je poprawić. Ale mam zbyt mało czasu. Więc tu prośbą do was jeśli wychwycisz błąd zaznacz. Na pewno poprawię.
Z góry dziękuję

kochanek zza światów   *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz