Rozdział 36.

5.3K 264 4
                                    


Bolała mnie głowa i całe ciało, ale w dziwny sposób czułam się odprężona po zajebistym seksie i tylko to się liczyło. Nie wybiegałam w przyszłość. Przeciągnęłam się. Poczułam lekki dyskomfort w dole brzucha.

Wtem do moich uszu dotarły podniesione głosy Jana i Maksa. Czyżby się kłócili? Tej nocy w ogóle zapomniałam o Janie.

- Co tu się dzieje? - zapytałam, wychodząc z pokoju cioci, ubrana we wczorajszą sukienkę.

Zdążyłam tylko usłyszeć słowa Jana brzmiące „To nie twoja sprawa" i odpowiedź Maksa „Zobaczymy".

Oboj panowie natychmiast umilkli na mój widok.

Widząc wypisane na ich twarzach zdenerwowanie, a na twarzy Maksa wprost żądzę mordu, przez chwilę nawet pomyślałam, że się pobiją.

Sama się zdenerwowałam, poczułam, że zaczyna robić mi gorąco i zalała mnie pierwsza fala wstydu na widok Maksa i tego, co z nim robiłam jeszcze parę godzin temu. Bądź co bądź, uprawiałam seks z kompletnie obcym mężczyzną, o którym nic nie wiem. Ale było cudownie, niemal wciąż czułam na swoich spuchniętych ustach jego pocałunki i pamiętałam kształt jego członka w swoich dłoniach. Na same wspomnienie i jego widok w nie dopiętej koszuli czułam, że oblewam się rumieńcami, a Maks doskonale zdawał sobie sprawę, jak na mnie działa, dlatego między innymi puścił mi oko. Tym bardziej później zaskoczyły mnie jego słowa.

Wstydziłam się też wobec Jana, ponieważ jasne było, co robiłam z tym obcym facetem.

- Może ty mi to powiesz - odezwał się ostro Maks patrząc, na mnie, aż drgnęłam od jego głosu.

- Co? - zapytałam jak głupia, niczego nie rozumiejąc.

- To, czego on nie chciał mi odpowiedzieć. A mianowicie, czy też cię pieprzy - odpowiedział szybko głosem pełnym złości i zaborczości, po czym przycisnął mnie brutalnie do siebie.

Zrobiło mi się słabo, myślałam, że znowu śnię.

Do oczu cisnęły mi się łzy. Powstrzymałam je siłą i niewiele się zastanawiając walnęłam go w twarz tak mocno, że aż chlasnęło.

- Nie będziesz tak do mnie mówił. Co ty sobie w ogóle myślisz?! Że masz do mnię jakieś prawo? Otóż nie! - krzyczałam, popychając go w stronę wyjścia. Ogarnęła mnie taka złość, że mogłabym przesuwać góry. Byłam jak taran.

- Nie będę przechodziła przez to drugi raz!Wynosić się stąd i nie wracaj. - Wypchnęłam go za drzwi i udałam się do swojej sypialni, po drodze minęłam Jana opartego o ścianę. Najprawdpodobniej wciąż był na kacu.

Jan chciał coś powiedzieć, ale uprzedziłam go. Nie chciałam, by się odzywał. Na niego też byłam zła.

- Czego chcesz? - zapytałam wrogo, kiedy wróciłam po raz drugi do sypialni na górę, uprzednio wypuszczając zamkniętego tam przez całą noc psa i zastanawiając się, kto go tam zamknął.

Jednak nie zaprzątałam sobie tym długo głowy - chciałam się tylko wreszcie wykąpać. Byłam zła i dopadały mnie wyrzuty sumienia. W środku mnię ściskało i bałam się, że znowu trafiłam na zwyrodnialca.

W dodatku Jan mnie wkurzał. Czułam, że to wszystko przez niego. W myślach usprawiedliwiałam Maksa, chociaż sama nie wiedziałam, dlaczego.

- Chciałem tylko zobaczyć, czy wszystko dobrze - tłumaczył się Jan ze smutną miną, kiedy wyglądałam przez okno. Patrząc w stronę lasu, mimowolnie pomyślałam o Wiktorze i skojarzyłam go z Maksem, ponieważ do niego czułam tę samą pierwotną siłę zwaną pożądaniem.

- Nic nie jest dobrze - odparłam, nie patrząc na niego. - Nie mogłeś po prostu powiedzieć, jak jest? - mówiłam dalej.

- Aż tak ci na nim zależy? - powiedział, a jego ton brzmiał tak, że natychmiast się odwróciłam.

Myślałam, że się przesłyszałam bo w jego głosie doszukałam się żalu i złości. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam. Na pytanie, co mu się zmieniło w uczuciach, stwierdził, że sam nie wie.

Bo Jan był gejem. A teraz powiedział mi, że mu na mnie zależy jak na kobiecie.

Tego było dla za wiele. Usiadłam na łóżku zszokowana.

- Nie, ja w tym domu naprawdę zwariuję. - Wstałam nagle. Miałam dość. Podeszłam do szafy i zaczęłam wyrzucać z niej chaotycznie ubrania, bo nagle naszła mnie ochota, aby uciec stamtąd na zawsze.

Niewiele myśląc, chwyciłam walizkę i zbiegłam na dół, zostawiając zdołowanego Jana. Jemu też nie było ze sobą łatwo, ale w tej chwili myślałam tylko o sobie.

Gwizdnęłam na Szczęściarę i wpuściłam ją na tylne siedzenie.

- Ada, poczekaj! Nie rób głupstw. - Jan wybiegł z domu. Bardzo szybko znalazł się przy samochodzie.

- Zostaw mnie, muszę od tego wszystkiego odetchnąć. - Spojrzałam na niego, włączając silnik samochodowy.

Najpierw Wiktor, potem Maks, a teraz on...

- A co ze mną?! - krzyknął.

- Zostań tu - odpowiedziałam i ruszyłam żałując, że nie słuchałam matki.

Nie zamierzałam już wracać.

kochanek zza światów   *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz