Rozdział 29.

4.6K 362 42
                                    

*Jeśli do trwałeś do tej części zostaw po sobię ślad w postać komentarza buziki itp.

****

Przede mną stał nieznajomy z cmentarza i teraz też spotkałam go na cmentarzu.

Był to ten sam mężczyzna, którego spotkałam na pogrzebie cioci.

Na samym początku aż się wzdrygnęłam, bo nie zauważyłam, kiedy się pojawił. Stał tak blisko mnie, że odwracając się, zderzyłam się z jego ciałem.

- Przepraszam, nie dosłyszałam - zwróciłam się do mężczyzny, zmieszana jego bliskością, bo był to bardzo przystojny i pociągający mężczyzna.

- Niech pani nie płacze - uśmiechnął się arogancko. Zachowywał się tak, jakby czytał mi w myślach i bawiło go moje zachowanie.

- Co panu do tego? - zdenerwowałam się jego zachowaniem.

Szczęściarze też udzielił się chyba nastrój tego miejsca, bo zaczęła warczeć i groźnie pokazywać zęby. Skrzyczałam ją, by przestała, ale pies w ogóle mnie nie słuchał, wręcz przeciwnie, miałam coraz większy kłopot z utrzymaniem jej na smyczy. Co gorsze, Szczęściara szczekała tak na nieznajomego i jemu wyraźnie się to nie podobało. Więc czym prędzej pożegnałam się z nim i udałam do wyjścia.

Nieznajomy nic nie mówił, kiedy odwróciłam się i odeszłam, a jego spojrzenie niemal mówiło "Do zobaczenia".

Zdenerwowane zwierzę uspokoiło się dopiero za bramą cmentarną. Ukucnęłam przed Szczęściarą.

- Co jest pieseczku? Wiktor gdzieś czai się w pobliżu? - szepnęłam do psiego ucha, obejmując Szczęściarę za szyję.

Sama też się bałam tego, że Wiktor powróci i tego, że nie będę mogła mu się sprzeciwić. W momencie, gdy o nim pomyślałam, usłyszałam nad głową jakiś dziwny dźwięk, jakby ptaka. Spoglądając do góry, zobaczyłam Kruka. Ptak przysiadł na drzewie obok i po prostu obserwował mnie i Szczęściarę.

- Chodźmy już - zwróciłam się do psa. Nie lubiłam tych ptaszysk, odkąd zaatakowały Tomka.

Wróciłam do domu, zastałam Jana czytającego jakąś książkę w salonie otwartym na cały parter.

Na mój widok schował ją pod oparcie i wesoło zapytał raz jeszcze, czy wybieramy się do klubu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Na mój widok schował ją pod oparcie i wesoło zapytał raz jeszcze, czy wybieramy się do klubu. Szczerze mówiąc, nie miałam dziś ochoty.

Jan nie był zadowolony z tego faktu, powiedział nawet, że już napalił się na dobrą zabawę. Nie rozumiałam jego humoru, był widocznie zły, a przecież mu nie zabraniałam wyjścia ani dobrej zabawy. Oznajmiłam mu to, wstając, kiedy na chwilkę po powrocie usiadłam naprzeciwko niego w salonie. Zawsze byliśmy szczerzy między sobą. A teraz miał humory jak baba w ciąży, więc teraz też mu szczerze wyznałam, co mi było na języku, pomijając babę w ciąży, bo jeszcze całkiem się obrazi, a nie chciałam, by się wyprowadził.

Udając się do sypialni, obiecałam mu, że następnym razem dotrzymam obietnicy.

- Dobrze, bo bez ciebie to nie ta sama zabawa i kto będzie mnie pilnował, gdy za dużo wypiję? - zawołał za mną Jan, wychylając się za oparcia kanapy.

Uśmiechnęłam się, uwielbiałam się z nim droczyć. Wychyliłam się zza futryny i dodałam, że nie jestem jego nianią.

Wróciłam do siebie na górę. Sypialnię też odświeżyłam, nie chciałam, by kojarzyła mi się z tym, co tu się stało i właściwie pomogło.

Otworzyłam na chwilę okno, by wywietrzyć pokój. Na głowie posągu anioła siedział kruk i znowu wlepiał we mnie oczy. Miałam wrażenie, że to to samo ptaszysko.

Mimowolnie zaczęłam się modlić.

-Aniele Boży, Stróżu mój...

Modlitwa chyba poskutkowała, bo uspokoiłam się odrobinę, a później usunęłam i spałam bez problemu.

Kiedy rano wstałam, by wyprowadzić upominającego się psa za potrzebą, Jan jeszcze spał. Schodząc, słyszałam jego chrapanie.

Szczęściara jak zwykle pomknęła na dół pierwsza, znowu zgubiła mi się gdzieś w salonie. Weszłam za nią, zapalając światło. Od razu w oczy rzuciła mi się książka Jana o dziwnym tytule.

"Jak opętać człowieka. Spirytzm w praktyce."

Zaniepokoiłam się odrobinę i w pierwszym odruchu rzuciłam książkę z powrotem tam, gdzie była. Przecież Jan nie czyta książek, a na pewno nie o takiej tematyce, ale po chwili pomyślałam, że to nic nie musi znaczyć i poszłam wypuścić psa na zewnątrz. Po chwili zawołałam zwierzaka i wróciłam do łóżka, nic, już bardziej niż Wiktor, mnie nie opęta, ale wątpliwości zostały i już do rana nie mogłam zasnąć. Bóg raczył wiedzieć, co Jan robił za granicą.

********
Czy ktoś tu chociaż zagląda? Zostawcie chociaż mały ślad po sobie, nie mówię już o komentarzu wystarczy buzika itp.
Dla mnie to motywacja do napisania kolejnych rozdziałów.
DO DZIEŁA !!!

kochanek zza światów   *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz