Rozdział 28.

4.7K 268 10
                                    

Znowu byłam sama może nie całkiem... Towarzyszył mi Jan, przyjaciel jakich mało.

Jan napisał do mnie SMSa, dowiedziawszy się o pogrzebie cioci Zuzy, pytając, jak się czuję.

Od słowa do słowa, Jan zwierzył mi się ze swoich kłopotów z ojcem. Poróżnił się z nim tak bardzo, że ten wyrzucił go z domu. Więc zaprosiłam go do siebie, dodając ,że może ze mną zamieszkać, jeśli nie boi się duchów. Co o tym myślał, nie wiedziałam, ale następnego dnia pojawił się w domu.
I chyba dlatego mama dała mi spokój.

Ostatnio zaniedbałam Jana, bo miałam do czynienia z inną stroną mocy.
Nie wiedziałam, jak to ująć, gdy ma się do czynienia z duchami i zjawiskami paranormalnymi. Przecież przed tym, gdy się tu sprowadziłam, nie miałam z takim rzeczami w ogóle do czynienia.
Ale teraz się to zmieniło.

Za to Jan się nie zmienił. Nie widzieliśmy się dwa lata, bo Jan miał za sobą nieudany związek, z racji tego wyjechał za granicę.
Mimo tego, po krótkiej rozmowie, nasze relacje odbudowały się na tyle, że było między nami tak, jak byśmy się w ogóle nie rozstawali.

Jan był wyjątkowy, taka przyjaźń jak nasza zdarza się rzadko między mężczyzną a kobietą.
Mogłam z nim, na przykład, rozmawiać o seksie. Całą wiedzę, jaką posiadałam o mężczyznach, miałam od niego.

Jedną z jego zalet było to, że umiał słuchać i był uczynny niczym starszy brat.
Poznałam go w szkole, obronił mnie przed kolegami ze starszej klasy i tak się zaprzyjaźniliśmy.

Teraz Jan mnie pocieszał i tak długo przekonywał, że nie odpowiadam za śmierć cioci, że w końcu uwierzyłam, choć on nie znał prawdy.
Oficjalnie i zgodnie z faktem, zgon cioci był z przyczyn naturalnych, po prostu ciocia miała słabe serce.

Janowi od razu spodobało się miejsce i dom, był zachwycony. Obiecał mi, że pomoże mi w urządzeniu domu.

Na początku bałam się, że zazdrosny Wiktor może skrzywdzić Jana tak jak Tomka, ale głos mojego Anioła Stróża, który słyszałam, jak uprzednio w głowie głos Wiktora, mówił mi, że Wiktor wrócił z zaświatów, jak nazywałam ten inny świat. Chyba miał rację, bo Wiktora nie było już od dwóch miesięcy.

Byłam z tego zadowolona, bo nareszcie żyłam jak normalna kobieta w moim wieku. Tańczyłam, bawiłam się z Janem na dyskotekach, a nawet pracowałam na pół etatu w tutejszym sklepie i szkole jako księgowa. Była to elastyczna praca, bo mogłam zabierać papiery do domu.

- Witaj, kochanie! - powiedział wesoło Jan od wejścia i pocałował mnie w policzek.

Właśnie wrócił z pracy. Jan był specjalistą od reklamy, także pracował w domu, wyjeżdżał, jak miał spotkanie z klientem.

Uśmiechnęłam się, uwielbiałam jego poczucie humoru. Przytuliłam się do niego, uwielbiałam czuć jego męski zapach. Dobrze było przytulić się do żywego człowieka, a nie do jakiegoś zimnego o zjechanej psychice potwora.
Jan obejrzał się do tyłu na męża Misiakowej, który dalej zajmował się domem i ogrodem. Nie miałam co do jego pracy zastrzeżeń. Był cichy i solidny, i w miarę dyskretny. Czasami tylko, interesował się relacjami, jakie łączyły mnie z Janem, dlatego Jan się teraz obejrzał do tyłu. Mnie przeszły ciarki, bo myślałam, że Wiktor na niego poluje.

- Wiesz, czasmi zachowujemy się jak stare małżeństwo - zaśmiał się i udał w stronę swojego pokoju, jednak w połowie drogi zatrzymał się i dodał. - Będziemy musieli odświeżyć nasz związek.

Oczywiście żartował z tym małżeństwem, przecież nim nie byliśmy.

- Co powiesz na wieczorny wypad do klubu Pacyfiks? - zaproponował. Zgodziłam się informując go, że teraz wybieram się na spacer i gwizdnęłam na Szczęściarę.

Szłam swoją ulubioną polną drogą. Ścieżka przecinała dwa pola słoneczników, było to malownicze miejsce, już sąsiadujące z moją działką. Niedługo kwiaty słonecznika zostaną ścięte, zrobi się pusto. Postanowiłam skorzystać i zrobić sobie zdjęcie.

Szczęściara biegała bez smyczy, w pełnym momencie zniknęła mi z pola widzenia. Zaczęłam ją wołać, idąc naprzód.

Nie było jej zaledwie trzy, cztery minuty, a gdy wróciła, widok miałam niecodzienny. Aż musiałam pstryknąć zdjęcie.

Rozbawił mnie ten widok i rozczulił, podeszłam do Szczęściary i, przemawiając jak do człowieka, zapytałam, skąd go miała

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Rozbawił mnie ten widok i rozczulił, podeszłam do Szczęściary i, przemawiając jak do człowieka, zapytałam, skąd go miała. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie uzyskam odpowiedzi.
Zachodziłam w głowę, jakim cudem pies zdobył ten kwiat.

- Dziękuję- powiedziałam do psa, wyjmując mu z pyska kwiat słonecznika i czochrając futerko. Ruszyłam dalej, a bliżej wsi zapiełam jej smycz.

Dziś postanowiłam pójść na cmentarz. Przysiadłam na ławce, od razu zrobiło mi się chłodniej. Jesień już zbliżała się wielkimi krokami. Odchodząc, obiecałam cioci, że bynajmniej nie zapomniałam, co jej przyrzekłam.

- Niech pani tego nie robi - usłyszałam głos za swoimi plecami.

W pierwszej chwili myślałam, że znowu słyszę jakiś głos, albo ciotka do mnie zza grobu przemawia.
Po tym co mnie spotkało ze strony Wiktora, już nic by mnie nie zdziwiło...
A jednak?

******
No i jak? Mam nadzieje, że nie przynudzam komentujcie proszę. Na razie pokzuje Szczęściarę Ada i Wiktor a może ktoś inny? Puziniej

kochanek zza światów   *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz