ROZDZIAŁ 3.

9.5K 542 53
                                    

Sny powracały ilekroć zamykałam oczy. Wciąż te same, bardzo realistyczne. Do tego stopnia, że czułam je każdym nerwem, każdą komórką ciała. Tak prawdziwe, jak bym przeżywała je tu teraz - na jawie. Byłam tak podniecona, że szok, a moja kobiecości była mokra od doznania. Drżałam tak, że musiałam mocno zacisnąć uda. Jeszcze nigdy dotąd nie miałam tak realistycznych snów. Obudziłam się cała rozgrzana - po raz kolejny miałam erotyczny sen. 

 Usiadłam w fotelu, by odpocząć, bo właśnie zabrałam się za uporządkowanie ogrodu. Zaczęłam od wycięcia wszystkich chaszczy i nie wiem kiedy zmógł mnie sen. Tym razem śniło mi się, że mężczyzna z fotografii klęczy przed moimi szeroko otwartymi kolanami i liże moją pochwę, spijając z niej soki. Delektując się tak, jakby kosztował smaczny owoc. Szepcząc w przerwach, że lubi lizać moją kobiecość, cycuszki, że mógłby mnie zjeść, ale wtedy nie mógłby mnie pieprzyć. 

Wówczas on się zaciskając mocno uda, bo właśnie dostałem orgazmu. I ,o zgrozo, mój wzrok padł w stronę okna. 

- Cholera! - krzyknęłam, bo właśnie zobaczyłam Wiktora. Nawet nie słyszałam, kiedy się pojawił. Było mi strasznie głupio. Podniosłam się szybko z fotela. 

- No co? W końcu kobieta też ma swoje potrzeby - wypaliłam nagle patrząc na niego, stojącego do mnie bokiem. Nie było wątpliwości, że wszystko widział. Byłam zła.

 -Swoją drogą, mógłbyś zapukać czy coś — rzuciłam na odchodne. 

Na górze zdałam sobie sprawę, że przesadziłam. Wiktor był dobrym, spokojnym człowiekiem. Co prawda rzadko się odzywał, ale swoją pracę wykonywał rzetelnie. Naprawiał meble, potrafił wstawiać szybę w oknie czy naprawić rury opływowe. Kładł kafelki, gładzie. Normalnie złota rączka. Cała ekipa w jednym człowieku. Nie był też uciążliwy. I co on sobie o mnie pomyśli. 

*Pewnie, że jestem jakoś nimfomanką, do tego zboczoną*  -zganiałam sama siebie. 

*Muszę się wyluzować, zobaczyć z ludźmi, bo sfiksuję jak ciotka* - Podjęłam decyzję. Wiedziałam od ciotki, że dzisiaj jest festyn z okazji pierwszego dnia lata. Mają być tańce, zabawy i tym podobne. Lepsze to od siedzenia w domu. Może poznam kogoś ciekawego. Wyciągnęłam z szafy najlepszą sukienkę i szpilki. W holu natknęłam się na ciotkę i zapytałam, czy nie wybrałaby się ze mną do wsi. Odparła, że nie ma ochoty. Wygłosiłam jej wykład z rodzaju, że powinna wychodzić do ludzi, integrować się z nimi. 

-Nic dziwnego, że biorą cię potem za dziwaczkę. - Dotknęłam jej ramienia, chcąc w ten sposób pokrzepić ją. 

Koniec końców, jednak nie dała się przekonać do wyjścia z domu. Rozmawiając zauważałam, że Wiktor malując futryny okienne, przysłuchuje się i zerka na nas dyskretnie. Właściwie patrzy na ciotkę. Chyba miał takie samo zdanie, co ja. Pod jego spojrzenie ciocia jednak zmieniła zdanie, bo poprosiła, aby na nią zaczekać. 

Czekając, znowu dostrzegłam pieska za bramą. Powoli się zbliżając - zaczęłam do niego łagodnie przemawiać. Psinka pochodziła do mnie coraz bliżej, nawet obwąchiwała mi dłoń, ale gdy tylko zrobiłam gwałtowny ruch, spłoszyła się, lecz nie uciekła daleko. Bardzo podobał mi się ten piesek, choć wyglądał opłakanie - miał skołtunione całe futerko, to uwagę przykuwały piękne oczka. Przypominał mi pupila, którego miałam w dzieciństwie. Zaczęłam przemawiać łagodnie do nieufnego zwierzęcia, nazywając go mądrym pieskiem.

 -Chodź, nic ci nie zrobię. Będzie nam dobrze. Ja też jestem bardzo samotna — przemawiając do psa, udało mi się go pogłaskać. Zauważyłam, że kiedy do niego mówiłam, kręcił głową.

 -No chodź -wyciągnęłm z kieszeni cukierki. Byłam przygotowana na tę ewentualność, bo pies kręcił się od kilku dni w pobliżu domu. Już go prawie miałam, gdy gdzieś w okolicy usłyszałam huk petardy.

 -Mogę go złapać, jeśli panienka sobie tego życzy. - Drgnęłam wystraszona, słysząc ten specyficzny głos. Gruby, ochrypnięty, a zarazem szeleszczący. Słuchając go, miało się wrażenie, że brzmi jakby z bardzo daleka. I znowu pojawił się znikąd - nawet nie wiedziałam, kiedy pojawił się za mną. 

-Niech się pan nie waży się go skrzywdzić. - Wyprostowałam się. Wiktor uśmiechnął się i zapewnił, że zamierza tylko pomóc. Mówiąc to, nie patrzał mi, jak zwykle, w oczy. Chyba kobiety go onieśmielały, co było rzadkością u mężczyzn. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam i podeszłam bliżej ogrodzenia. 

- Gdyby panienka wracała do domu późnym wieczorem, to mogę po panienkę wyjść - zawołał. Zwracał się do mnie staroświecką mową, jakby nie wiedział, że dziś już rzadko używa się takich słów. 

Nic do niego nie miałam, ale gdzie on się uchował? Spojrzałam na niego uśmiechając się i mówiąc, że jestem dużą dziewczynką i dam sobie radę. Nie chcąc wyjść na zołzę dodałam, by mówił mi po imieniu. W odpowiedzi kiwnął jedynie głową.

kochanek zza światów   *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz