Rozdział. 9.

7.5K 408 14
                                    

Znowu miałam sen. Śniło mi się, że do pokoju wchodził kilkukrotnie Wiktor i że przyglądał mi się z góry, a nawet głaskał, szepcząc mi do ucha, że teraz on się mną zaopiekuje. Jednocześnie wąchał moją szyję, delikatnie pieszcząc płatek mojego ucha. Słyszałam też ciotkę, gdy się z nim o to kłóci. Chyba został przyłapany. Może to nie był sen, bo zaraz potem usłyszałam gong dzwonka do drzwi, który zaczął roznosić się po całym domu i w tej samej chwili usłyszałam inny głos.

- Czy w tym cholernym domu ktoś mógłby mnie powiadomić o stanie mojej córki?

- Mama? - podniosłam się na łóżku zdziwiona, bo ona nienawidziła tego domu. Ale to na pewno nie był sen, bo to tylko mama tak krzyczała, gdy była zdenerwowana.

- Wiedziałam, że coś ci się stanie w tej zatęchłej norze, córciu - powiedziała, gdy znalazła się na górze w pokoju. Zaraz przycupnęła obok na łóżku.

Wyjaśniłam jej, że nic mi nie jest, że to tylko zwykła grypa. Wtedy obie z ciotką zaczęły się kłócić. Mama zarzuciła szwagierce, że to przez nią ja się rozchorowałam i przez atmosferę tego diabelskiego domu. Wówczas ciotka nie wytrzymała i rzuciła, że wcale nie musiała się tu pojawiać, że to ona jest stuknięta, skoro wierzy w te brednie.

- Może nie jest tu luksusowo, ale mieszka nam się tu całkiem dobrze - dodała na koniec, szukając poparcia u mnie. Musiałam się z nią zgodzić.

Może dom nie wyglądał rewelacyjnie, ale był całkowicie funkcjonalny. Przez te dwa miesiące, które minęły odkąd tu zamieszkałam, sporo zrobiłam. Wymieniłam instalacje wodno - kanalizacyjne i elektrykę, kupiłam nowe meble do kuchni i sprzęt AGD. Na szczęście miałam sporo pieniędzy po tacie. Resztę wyremontuję sama. Miałam smykałkę do tego rodzaju prac. Dom pachniał czystością.

Wspomniałam o tym mamie, upierając się, że nic mi nie jest. Po części tak było. Miałam tylko paskudne przeziębienie, a już i tak dochodziłam do siebie. Dziś byłam już na nogach. Musiałam przywitać się tylko z pieskiem, położyłam się tylko na trochę i usunęłam. Nie trzeba było więc siać paniki.

Po dłuższej chwili udało mi się uspokoić mamę, ale nie dała się nakłonić, by została na noc. Nie wiem, co ją przeraża w tym domu. Wyjeżdżając. jednak zapewniła mnie. że nie zostawi mnie samej. Cokolwiek miało to znaczyć, cieszyłam się, że wracam do zdrowia.

Już następnego dnia oswoiłam sobie psinę z lasu, nadając jej imię Szczęściara. Była to fajna, bardzo miła psina. Nie rozumiałam, jak można było potraktować tak żywe stworzenie. Szczęściara pozwoliła mi nawet się wykąpać. Niestety, biedne zwierzę pierwszy raz chyba w życiu brało kąpiel i było przerażone. W końcu i ja byłam mokra, bo psina wierciła się i uciekała z drewnianej bali, którą zataszczyłam z ciocią Zuzą na zewnątrz, bo znowu było ciepło.

Podczas tej czynność zauważył nas miejscowy policjant, ten, który podwiózł nas radiowozem. Przejeżdżał, właśnie patrolując okolice i postanowił sprawdzić, czy wszystko w porządku, jak sam mówił. W końcu, musiałam z grzeczności zaprosić go do środka. Posterunkowy wahał się przez chwilę, tłumacząc, że jest na służbie. Ciotka jednak rzuciła mu wyzwanie, pytając, czy boi się duchów. Posterunkowy zaprzeczył, ale czułam w jego głosie natkę wahania. Nie chciał jednak wyjść na tchórza. Z ledwością powstrzymywałam śmiech, domyślając się, że tutejszy policjant nie należy do zbytnio odważnych.

Zanim go mogłam czymś poczęstować, musiałam się przebrać. W sypialni na górze, kiedy się przebierałam, spojrzałam na plaster na ramieniu, gdzie miała ranę od uderzenia gałęzią. Chciałam się go pozbyć już wcześniej, ale ciotka uprzedziła, że lekarz zalecił pozostawienie go kilka dni na skórze, ponieważ zawiera specjalny lek przyspieszający gojenie ran. Plastra nie szło na szybko odkleić. Zostawiłam go na razie i poszłam przygotować poczęstunek dla gościa.

- Widziałaś jaki był spięty? Dopiero później zdołał się odprężyć - śmiała się ciocia, która to także zauważyła.

Właśnie razem oglądałyśmy telewizję. Szczęściara leżała obok na dywanie, praktycznie wcale mnie nie odstępowała.

- Wytrzymał chyba dlatego, że wpadłaś mu w oko - śmiała się dalej z biednego posterunkowego.

Mnie, co bądź wydał się sympatyczny, jednak bawiło mnie naśladowanie ciotki z jego zachowania. Także się śmiałam, wówczas mój wzrok padł w stronę drzwi.

Drgnęłam, gdy dostrzegłam w nich Wiktora. Stał tak, opierając się o futrynę. Nie wiem, jak długo tak stał i kiedy wszedł. Ciocia Zuza, widząc moją reakcje, od razu przestała się śmiać i spojrzała za moim spojrzeniem. Dziwniejsza była jeszcze reakcja Szczęściary, pies na jego widok zaskomlał i uciekł za zasłonę.

- Czy ty zawsze musisz się tak skradać? Nie możesz po prostu zapukać jak człowiek? - zwróciłam się do niego, bo naprawdę się wystraszyłam, gdy pojawił się jak zjawa.

Powinien być wystarczająco delikatny i domyślić się, że swoim zachowaniem może straszyć. Zwłaszcza, że w tak dużym domu mieszkają dwie samotne kobiety, nastroju też nie poprawiał fakt, że w całym domu, oprócz salonu, pogaszone były światła.

- Nawet psa wystraszyłeś - powiedziałam już łagodnie.

Stwierdziłam, że przesadziłam. Chyba nastrój mi się udzielił ,gdy ciotka wspominała o duchach. Nie przyznałam się jednak do tego, podeszłam do Szczęściary i zaczęłam ją uspokajać. Cały czas obserwowałam Wiktora, który nawet nie zamierzał się wytłumaczyć. Podszedł tylko bez słowa do mnie i psa, ukucnął naprzeciwko i wtedy pstryk! W jednej z lampek nocnych żarówka zgasła. Szczęściara tym razem schowała się za mnie. Zanim Wiktor odezwał się cicho do psa, ja poczułam znajomy zapach. Nie widziałam jego oczów w tym mroku, ale czułam całą sobą, że jest zły.

kochanek zza światów   *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz