Rozdział 20.

5.2K 318 3
                                    

Cieszyłam się, że zaprosiłam rodzinę tej ubogiej kobiety na obiad. Przynajmniej rozerwę się trochę i przestanę myśleć o tym wszystkim. Gotowanie było moim hobby, postanowiłam przygotować dużo smakołyków dla dzieci, które zapewne nie jadły takich rzeczy na codzień.

Rodzina Misiaków była bardzo sympatyczną rodziną, choć na początku trochę skrępowaną. No i jedno z dzieci Misiaków zapytało, czy w tym domu naprawdę straszy, musieliśmy go razem z jego mamą przekonywać, że nie. Była to prawda, bo to nie dom był nawiedzony, tylko ja!

Potem jednak atmosfera się rozluźniła i wszyscy dobrze się bawiliśmy w swoim towarzystwie.

Oprowadzałam pana Misiak po ogrodzie, kiedy właściwie zbierali się do wyjścia. Towarzyszyła nam jego rodzina i ciocia.
Dzieci wesoło biegały z Szczęściarą pod nogami.

Zostałam sama nieco z tyłu, bo akurat rozwiązał mi się but, oparłam się o pień drzewa i z uśmiechem przyglądałam się zabawom psa i dzieci.

Niewiadomo skąd, nagle poczułam zimne ramiona oplatające mnie ciasno w talii.

- Jeśli myślisz, że obecność ciotki cię przede mną obroni, to się mylisz - usłyszałam jego śmiech przy swoim uchu.

- Puść mnie - zaczęłam się wyrywać, ale trzymał mnie mocno w pasie i czekał, aż się zmęczę szamotaniną.

Podtrzymywanie mnie, nie sprawiało mu kłopotu. Nie mogłam krzyknąć, bo jedną dłonią zatkał mi usta.

-Hm... prawie zapomniałem, jak pięknie pachniesz - wymruczał mi do ucha z nosem utkwionym w moich włosach.

Panicznie się bałam i choć od szamotaniny z nim miałam coraz mniej siły, instynkt samozachowawczy nakazał mi się jednak nie poddawać.

- Nie walcz ze mną, jestem silniejszy- mówił coraz bardziej rozdrażniony, bo wcale nie zamierzałam go słuchać.

-Jak chcesz kochanie, kobiety w twoim wieku ułatwiają mężczyznom zadanie.

Powiedział tak, bo na sobie miałam eleganckie spodenki w kratkę, po czym przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie, a drugą dłoń wsunął pod moje spodenki i pod cienki materiał majtek.

Sprawnie zaczął pocierająć moją łechtaczkę. Wciągnęłam głośno powietrze, gdy wsadził we mnie palec i zaczął nim rytmicznie poruszać, najpierw mocniej i szybciej. Zmuszając mnie do rozsunięcia nóg, by było mu wygodnie, po chwili zwolnił troszkę. Całując mnie w szyję, na przemian ssał moje ucho. Spojrzałam na pozostałych z miejsca, w którym teraz stałam. Byliśmy niewidoczni, widok przesłaniało drzewo i ciemność. Kiedy Wiktor czy Wiktorus, na chwilę zsunął dłoń z moich ust, skupiając się na bardziej wyszukanych pieszczotach, wykorzystałam sytuację i krzyknęłam.

Wówczas ciocia, pani Misiakowa i jej mąż zwrócili na mnie uwagę, w tej samej chwili Wiktor zniknął.
Małżeństwo patrzyło na mnie zdziwone, pewnie zastanawiało się, czy zaczynam wariować w tym domu. Wytłumaczyłam, że przestraszyłam się kota, który skoczył z drzewa prosto pod moje nogi.

Odetchnęłam z ulgą, bo chyba mi uwierzyli. Tylko ciocia mi się dłużej przyglądała, chyba zauważyła moje poruszenie, bo cicho zapytała: "Wiktor?".

kochanek zza światów   *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz