jedenasta kropla

2.3K 240 88
                                    

– Och, nie! – mówi Hermiona po przeczytaniu artykułu. – Voldemort wymordował jakąś wioskę. Całą. Nikt nie przeżył.

– Jakieś dziecko próbowało – mówię, wsypując do herbaty chyba piątą już łyżeczkę cukru. – Dopadło ją dwóch w lesie.

Hermiona momentalnie bladnie, a Ron wpatruje się we mnie oniemiały.

– Myślałam, że te wizje się skończyły!

– Na wakacje był spokój – tłumaczę. – Powtórka z rozrywki zaczęła się przy Bristolu. Wtedy przynajmniej widziałem plany, a nie sam atak i mogłem uprzedzić Dumbledore'a. Teraz... patrzyłem na śmierć – mówię cicho i ziewam przeciągle. Patrzę morderczym wzrokiem na Lavender Brown i Patrivi Patil, które szczebioczą w najlepsze o basiście Fatalnych Jędz. Uroku dodają mi cienie pod oczami i wzrok szalonego człowieka. Momentalnie milkną i speszone spuszczają głowy, by zaraz szeptem obgadywać mnie.

– Coś jeszcze piszą? – pyta Ron i zaraz potem wsadza do ust połowę kiełbaski. Tłuszcz kapie mu po brodzie, więc szybko wyciera go rękawem.

– W tajemniczych okolicznościach zaginął pracownik Departamentu Przestrzegania Praw, brak wolnych miejsc w św. Mungo, musieli wyczarować dodatkowe pomieszczenia... O! Piszą coś o tobie, Harry. O młodym czarodzieju, który szuka kogoś, kto rozgrzeje jego serce.

– Nie szukam!

– Ja to wiem, Harry, ale...

– Zresztą nieważne – wzdycham cicho i wstaję od stołu.

– Wszystko w porządku? – pyta zmartwiona Hermiona.

– Jestem po prostu zmęczony – odpowiadam wymijająco, co w sumie jest po części prawdą. Uciekam od nich, nie czekając na odpowiedź Hermiony.

Puste korytarze Hogwartu mają w sobie o wiele więcej magii, niż wtedy gdy są przepełnione tłumem uczniów niczym stado wołów przepychającymi się do klas. Spokój i cisza. Mogę wyczuć magię wibrującą w ścianach, pulsującą jakby była żywa.

Zatrzymuję się przy oknie. Jest wysokie i widać z niego aktualnie pusty dziedziniec. Tak wysokie, że stojąc, nie sięgam wyciągniętą rękę góry. Dotykam zimnej ściany, czując przeszywający chłód.

Na dworze zbiera się wiatr. Lodowaty i obojętny na świat. Trawa ugina się pod naporem wichru i błyszczy srebrem.

Oczy robią się wilgotne. Szybko mrugam, by przegnać łzy. Mocno zaciskam powieki, nie chcąc rozpłakać się jak dziecko. Gdy otwieram oczy, widzę deszcz. Podmuchy wiatru zwodzą krople na szybę. Wzdycham i wspinam się po schodach na piętro. Przeskakuję fałszywy stopień, kłaniam zbroi, by mnie przepuściła i siadam w klasie.

Nie za bardzo wiem, co robić. Najpierw podpieram się ręką i obserwuję wnętrze sali. Makabryczne obrazy, ławki w trzech rzędach, lśniącą czystością tablicę, fragmenty potworów w słojach. Potem czytam tytuły książek. Złote, czarne, czerwone, niebieskie grzbiety i pożółkłe kartki pachnące starością.

Próbuję wystukiwać rytm paznokciami, ale szybko mi się to nudzi. Wreszcie wyciągam podręcznik i zaczynam czytać.

Do klasy zaczynają schodzić się uczniowie. Gryfoni i Krukoni. Jestem zawiedziony, widząc niebiesko-brązowy krawat. Liczyłem, że zobaczę Draco.

W końcu dosiada się do mnie Ron, więc zaczynam z nim rozmowę, a raczej odpowiadanie „no", „yhym", „chyba" na monolog przyjaciela. Nie mam siły słuchać o quidditchu czy o Rawdon, której przy śniadaniu wybuchł kielich z sokiem dyniowym (uczniowie założyli, że był tam nielegalny alkohol i profesor podpaliła go przez przypadek).

Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz