– Jak się tam dostaniemy? – Nie wiem, dlaczego mówię szeptem, ale czuję, że tak powinno być. A co jeśli ktoś usłyszy i tym kimś będzie szpieg Voldemorta? On nie może się dowiedzieć, co planujemy. Inaczej jesteśmy śmierdzącymi trupami w londyńskich kanałach.
– To proste pytanie. Teleportujemy się. – Dumbeldore spogląda na mnie z błyskiem w oku.
– Tak po prostu?
– Tak po prostu – powtarza po mnie i wyciąga przed siebie rękę, którą niepewnie chwytam. Wir magii wciąga mnie do środka. Mrugam i zamiast gabinetu widzę wzburzone morze. Fale rozbijają się o skałę, na której stoimy, posyłając na nas tysiące zimnych kropel. Wzdrygam się z zimna i przejmującego chłodu. Na bordowym materiale koszulki pojawiają się ciemniejsze miejsca od wody; mokry materiał wywołuje nieprzyjemne uczucie, gdy styka się z ciepłą skórą brzucha.
– Jesteśmy w dobrym miejscu? – pytam pełny wątpliwości. Wokół nas jest tylko morze; pełne nienawiści próbuje zatopić każdą żywą istotę, z dziką satysfakcją fale uderzają o skałę.
– Jak najbardziej. – Dumbledore wrzuca zegarek kieszonkowy do wody, po czym transmutuje go w małą, drewnianą łódź. Gestem zaprasza mnie, więc, z niepokojem czającym się gdzieś w umyśle, wsiadam do chyboczącej się na falach łódki. Dyrektor zarzuca brodę za ramię i idzie moim przykładem. Stuka różdżką w burtę i zaczynamy przedzierać się przez mroczne odmęty zielonej wody.
– Jaskinia jest gdzieś w pobliżu? – pytam, gdy widzę majaczący w oddali klif. Dumbledore tyko potakuje.
Jaskinia naprawdę okazuje się być blisko. Z łodzi wysiadam zmarznięty, ale trzymam różdżkę w pogotowiu, nie dając się rozproszyć przez szwankujący organizm. Trampki ślizgają się na wilgotnej skale, co sprawia, że co chwilę muszę podtrzymywać równowagę ręką. Jest ciemno; jedyne światło to to wydobywające się z naszych różdżek. Cały czas idę na przód, ślepo podążając za dyrektorem – sam nie mam pojęcia, gdzie się znajduję, a co dopiero, gdzie mam iść.
Nagle dyrektor się zatrzymuje.
– Ślepy zaułek? – Oświetlam ścianę zagradzającą nam drogę.
– Skądże. Potrzebujemy jedynie zapłaty.
– Nie mam pieniędzy. – Rozpaczliwie przeszukuję swoje kieszenie, ale znajduję jedynie puste opakowanie po czekoladowej żabie.
– Nie kłopocz się, Harry. Voldemort nie zażądałby czegoś tak materialnego jak pieniądze... Myślę, że krew będzie odpowiednia.
Bez zastanowienia przecinam wnętrze dłoni różdżką i przyciskam krew do zimnego kamienia.
– Tyle wystarczy? – Dumbledore przez chwilę mi się przypatruje, po czym kiwa głową. Odsuwam rękę i zasklepiam ranę zaklęciem (całe szczęście, że je znam), w tym czasie kamień zagradzający drogę znika jak fatamorgana.
Znam pomieszczenie, do którego wchodzimy, w końcu o nim śniłem, ale coś jest nie tak. Widziałem to w jeszcze innym miejscu. Łódź, jezioro... Tonks! Niemożliwe, ale kojarzę tę jaskinię z kuli-przewiduli Trewlony. Czyli to, co w niej widziałem też okaże się prawdą? Nie chcę, aby ta cudowna kobieta zginęła. Najlepiej zmienić przeznaczenie, zabić Voldemorta jak najszybciej. Z tego wynika, że będzie tutaj. W końcu widziałem w kuli bitwę.
Gdy tylko słyszę trzask, rzucam potężną Drętwotę, nie patrząc na ofiarę. Dumbledore patrzy na mnie z podziwem, ale szybko przestaje i podchodzi do bezwładnego ciała.
– Teodor Nott... Junior. – Szept rozbrzmiewa echem, a ja się wzdrygam. Co tego chłopak sobie myślał? Że jak będzie służyć Voldemortowi, to ten uwolni jego ojca i wszyscy będą jedną, wielką rodziną?
CZYTASZ
Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||
FanfictionHarry spotyka Draco przypadkiem, na hałaśliwej, mugolskiej ulicy. Każdy z nich nosi swoje demony, ale razem potrafią zapomnieć, wśród deszczu, pocałunków i słodkiej czekolady odkrywają, że to drugi człowiek jest w życiu najważniejszy. Ostrzeżenia:...