— Czuję się dziwnie — mówię. — Boli mnie głowa... i brzuch, jak teraz o tym myślę.
— Nie ma co się dziwić — fuka pielęgniarka. — Mocno ci się oberwało, chłopcze, nie ma co. Trzy klątwy! I po co było się pchać na pole walki?
— Skąd miałem wiedzieć, że śmierciożercy mają zamiar zabawić się akurat w tej wiosce — mruczę i posłusznie siadam na szpitalnym łóżku, aby pani Pomfrey mogła mnie przebadać. Rzuca parę zaklęć skanujących mój organizm i ogląda bok, gdzie ugodziła mnie klątwa tnąca. Teraz widnieje tam tylko wielki siniak, ale boli tak kurewsko jak przedtem. - Co mnie trafiło?
— Z zeznań twoich przyjaciół wynika, że trafiły cię odbite promienie dwóch klątw, które zderzyły się ze sobą: zaklęcie zabijające i tarczy. Wywołało to krótką śpiączkę, ale na szczęście wybudziłeś się z niej. Trzecim zaklęciem był Cruciatus. Trafiając cię, osłabił twoje ciało i mocno nadwyrężył mięśnie.
Pani Pomfrey wychodzi, a po chwili wraca z tacą pełną eliksirów.
— Którego dzisiaj mamy? — pytam przed łyknięciem obrzydliwych mikstur.
— Trzydziesty pierwszy sierpnia, jutro zaczyna się rok szkolny. Nie ma co, Panie Potter, ale wyczucie czasu to ma pan doskonałe.
— Będę mógł pójść na ucztę?
Wzrok pielęgniarki mówi mi, że o tym to mogę sobie jedynie pomarzyć. Przeklinając swój los i pecha, przełykam smakujący smoczymi odchodami zielony eliksir, a potem jeszcze przeciwbólowy i Słodkiego Snu.
— Branoc — mówię i opadam na poduszkę, wtulając w nią policzek.
— Dobranoc, panie Potter.
Budzę się w puchatym świecie różu. Już tu byłem, ale rozglądam się na nowo, szukając zmian. Drzewa są spokojne, wata cukrowa wygląda na nich przepysznie, różowa rzeka płynie łagodnie.
Wiatr ma słodki zapach lukru, droga błyszczy się czekoladą.
Zwierzę. Jednorożec? Podchodzę bliżej.
Grzywa niby z mgły, świecąca się bielą, różowa sierść i srebrny róg. W głowie staje mi obraz, jak ten ostry róg rozpruwa mój brzuch. Odrażająca perspektywa.
Ostrożnie wycofuję się z pola widzenia jednorożca i spoglądam w górę, a potem góra staje się dołem. Na przeciwko mnie na samotnej chmurce i samotnej huśtawce, huśta się samotny chłopiec. Chude nogi unoszą się w powietrzu. Jego zraniony uśmiech chwyta moje serce - tam bardzo chcę mu pomóc!
Kiedy orientuję się, że tym chłopcem jest Draco i wiem, jak mu pomóc, zaczynam spadać. Spadam długo, a otacza mnie tylko róż.
Otwieram gwałtownie oczy i spazmatycznie łykam hausty powietrza. Budzi to panią Pomfrey, która sprawdza mój stan zdrowia, zmusza do wypicia eliksiru i każe wypoczywać.
W Skrzydle Szpitalnym jest jasno, słońce już dawno wzeszło. Podchodzę do okna i siadam na parapecie, obserwując Zakazany Las.
Zastanawiam się, czy Draco żyje. To moje pierwsze zmartwienie, chciałbym jeszcze raz go przytulić i poczuć, że jestem potrzebny, że nie ma potrzeby rozlewać więcej mojej krwi. Drugim zmartwieniem jest stan emocjonalny Draco, jeśli ten przeżył, a patrząc na szczęście tego drania, na pewno tak jest. Ile osób zabił? Ilu ma na sumieniu? Jak się z tym czuje? Dalej potrafi czuć, czy zmienił się w marionetkę z nieożywionych materiałów sterowaną przez ojca?
Zanim się orientuję zapada zmrok, a do Skrzydła Szpitalnego przychodzą moi przyjaciele. Hermiona rzuca mi się na szyję, jej loki łaskoczą moją twarz w irytujący sposób, ale to nic. Ważne, że tu jest.
CZYTASZ
Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||
FanficHarry spotyka Draco przypadkiem, na hałaśliwej, mugolskiej ulicy. Każdy z nich nosi swoje demony, ale razem potrafią zapomnieć, wśród deszczu, pocałunków i słodkiej czekolady odkrywają, że to drugi człowiek jest w życiu najważniejszy. Ostrzeżenia:...