W poniedziałek jestem spóźniony, więc nie mam czasu na śniadanie. Od razu biegnę na wieżę, gdzie Trewlony ma salę wróżbiarstwa. Wdrapuję się po drabince i chyłkiem przemykam między stolikami, by usiąść obok śpiącego Rona.
– Nie dało się ciebie obudzić – mówi na swoje usprawiedliwienie i wraca do spania. Wyciągam podręcznik, pióro i kałamarz, ale to tylko dla pozoru, bo zamierzam iść za przykładem przyjaciela. Wczoraj do późna rozmawiałem jeszcze z Nevillem o jakichś dziwnych roślinach, co było nawet ciekawe i zapomniałem o śnie i o tym, że wcześnie rano mam wróżbiarstwo.
– Harry Potterze, mój biedny, biedny chłopcze.
Podrywam głowę ze stolika okrytego miękkim obrusem i patrzę spod przymrużonych powiek na profesor.
– Co..? Kiedy umrę? – Słyszę przytłumiony śmiech kolegów z klasy. – Wie pani, muszę się odpowiednio przygotować.
Ron parska, ale próbuje zamaskować to kaszlem, co wygląda komicznie.
– Widzę, mój kochany, że twoje wewnętrzne oko wreszcie daje oznaki życia! Jakaż szkoda, iż stać się musi to tak późno. Nie nacieszysz się tym wspaniałym darem zbyt długo, niestety. Och, biedny i straszny jest los ludzki! – Wznosi ręce do góry i zanosi się przesadnym szlochem. Patrivi i Lavender szepczą między sobą konspiracyjnie i spoglądają na mnie spod grzywek. Czy one naprawdę myślą, że tego nie słyszę ani nie widzę?
– To jaka śmierć czeka mnie tym razem, pani profesor? – pytam zmęczony.
– Straszna – odpowiada bez mrugnięcia okiem. – Straszliwa i bolesna, która dotyka nie tylko ciała, ale i ducha.Widzę... bitwę! Tak, straszliwą i krwawą bitwę! Krew rozświetlana jest przez mknące zaklęcia! Bronisz się ostatkiem sił... Masz dziwną broń! Rzucasz przeciwnikowi proszkiem w twarz, uciekasz. Zabija cię zaklęcie prosto w plecy. Och, cóż za haniebna śmierć! – kończy dramatycznie i pociąga nosem, jakby było jej mnie żal.
Otumaniony głupotą tej kobiety przykładam policzek do stolika i przysięgam sobie, że zabiję się w najbliższym czasie, aby spełnić jej marzenia.
Trewlony rozprawia coś o znakach zodiaku, a my z Ronem gramy w karty przysłonięci czerwonym obrusem.
Dzwonek jest wybawieniem. Zbieram rzeczy do torby i schodzę do lochów, narzekając na głupotę Trewlony.
– Może ona po prostu potrzebuje męża? – pyta Ron, gdy siadamy pod wejściem do sali.
– Raczej terapii wstrząsowej.
Widząc wzrok Rona, zaczynam mu tłumaczyć mugolskie sposoby leczenia chorób psychicznych.
– Potter.
Podnoszę wzrok w ułamku sekundy, gdy tylko słyszę ten władczy ton, który może należeć jedynie do Malfoya. Ubrany jest w szkolną szatę, włosy ułożone jeszcze bardziej idealnie niż zazwyczaj.
– Yo, Malfoy! Przyszedłeś się wywyższać, nie mając czym? – Unoszę brew, a na policzkach Malfoya pojawia się lekki róż. Ron nawet nie próbuje tłumić donośnego śmiechu.
– Uważaj, Potter.
– Na co? – parskam. – Dzisiaj już mi przepowiedziano tragiczną śmierć, nie psuj mojego dobrego humoru i idź się pieprzyć.
Malfoy prycha oburzony, ale w zasięgu wzroku pojawia się Rawdon.
– Jeszcze się policzymy, Potter.
– Nie wątpię.
Rawdon wchodzi do klasy, choć jeszcze nie było dzwonka, pewnie szykuje dla nas coś wybuchowego.
CZYTASZ
Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||
FanfictionHarry spotyka Draco przypadkiem, na hałaśliwej, mugolskiej ulicy. Każdy z nich nosi swoje demony, ale razem potrafią zapomnieć, wśród deszczu, pocałunków i słodkiej czekolady odkrywają, że to drugi człowiek jest w życiu najważniejszy. Ostrzeżenia:...