Przede mną widnieje budynek Nory. Mimowolnie uśmiecham się na ten widok. Mam z nim tyle dobrych i lepszych wspomnień. To tutaj poznałem namiastkę rodziny, nie, w pewnym sensie Weasley'owie są moją rodziną.
– Chodźmy. – Tonks stuka różdżką w mój kufer, zdejmując Zaklęcie Kameleona i rusza przed siebie. Poprawiam okulary i idę za nią, rozglądając się i chłonąc wzrokiem zwyczajność. Brązowe i białe kury gdaczące i dziobiące ziemię, gnomy ukrywające się za krzakami żyjącymi własnym życiem i ta trawa, która wygląda zieleniej, gdy rośnie swobodnie.
– Harry! Kochaneczku! – słyszę, gdy tylko przekraczam próg domu. Zostaję złapany w niedźwiedzi uścisk pani Weasley.
– Dzień dobry, pani Weasley. – Dopiero słysząc te słowa, odsuwa się ode mnie i przypatruje wymizerniałemu ciału. Wyginam usta w uśmiechu, starając się wyglądać mniej mizernie, ale tej kobiety po prostu nie da się oszukać. Podpiera biodra rękami, a ja mam ochotę skulić się pod jej wszystkowiedzącym i przerażającym spojrzeniem.
– Czy ty cokolwiek jadłeś przez to lato? – Kulę się pod wpływem tego nieznoszącego sprzeciwu głosu. – Ale nie martw się, zaraz coś temu zaradzimy. – Uśmiecha się ciepło i zaprasza do kuchni.
– Tonks! Jak tam... – Mama Rona wita się z aurorką. Nie jestem w stanie usłyszeć dalszej części, gdyż zostaję objęty przez Hermionę. Burza brązowych włosów łaskocze mnie w szyję. Obejmuję przyjaciółkę mocno.
– Ciebie też miło widzieć, Hermiono.
– Harry, już przyjechałeś? – Z kuchni wychodzi Ron, przegryzając obsypane cukrem kruche ciasteczko. Mimowolnie burczy mi w brzuchu. Na szczęście dźwięk zostaje zagłuszony przez syk Hermiony:
– Mógłbyś przestać stwierdzać oczywiste fakty? – prycha niczym rozzłoszczona kotka i odsuwa się. – Dobrze cię widzieć, Harry.
– No co? – burzy się rudzielec, a ostatni kawałek ciastka znika w jego ustach.
– Długo tu jesteś? – pytam, zwracając się do Hermiony. Uśmiecha się i odpowiada:
– Kilka dni. Dopiero wczoraj dowiedzieliśmy się, że przyjedziesz. – Odgarnia zbłąkany kosmyk brązowych włosów, który po chwili znowu opada na opaloną twarz. – Jak wakacje?
– A jak miałyby być? – pytam. – Znośnie, ale wolałbym je spędzić z wami – odpowiadam trochę nieszczerze. Te dni spędzone z Malfoyem były wybawieniem i odskocznią od nieprzyjemnych myśli. Teraz śmierciożercy i Voldemort zejdą na pierwszy plan w rozmowach. Nie będę mógł pośmiać się z jego nieudolności i niewiedzy, ani nie poczuję tych ust na swoich.
Wzdycham cicho, a Hermiona przytula mnie ponownie, zapewne myśląc, że wspominam koszmarne wakacje.
– Och... Harry, jesteś. – Ze schodów schodzi Ginny z włosami związanymi w koński ogon na samym czubku głowy.
– Cześć, Ginny. – Uśmiecham się, na co odpowiada tym samym, co dziwne, nie rumieni się. – Jak wakacje? – pytam.
– W porządku. Fred i George przyjadą jutro, możemy zorganizować mecz.
– Pewnie. A gdzie są bliźniacy? – zwracam się do Rona.
– Założyli sklep – odpowiada. – Wiesz, myśleliśmy, że to wygłupy, ale mają lokal i wszystko... Zarabiają na tym kupę forsy. Jak będziemy robić szkolne zakupy na Pokątnej, możemy pójść sprawdzić, jak sobie radzą.
– Och, nie męcz go już tak, Ron – mówi Hermiona i kładzie dłonie na moich plecach, pchając w stronę schodów. – Harry jest pewnie zmęczony, chodźmy na górę.
CZYTASZ
Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||
FanfictionHarry spotyka Draco przypadkiem, na hałaśliwej, mugolskiej ulicy. Każdy z nich nosi swoje demony, ale razem potrafią zapomnieć, wśród deszczu, pocałunków i słodkiej czekolady odkrywają, że to drugi człowiek jest w życiu najważniejszy. Ostrzeżenia:...