dwunasta kropla cz. 2

2.5K 226 23
                                    

Korytarze zieją pustkami, ale i tak stawiam kroki najostrożniej jak potrafię. Brakuje mi tylko dodatkowego szlabanu do szczęścia.

– Pobudka – mówię głośnym szeptem.

– Co za nieludzka pora...! – narzeka Gruba Dama. Ziewa szeroko. – Haaasło?

– Banialuki.

– Zgadza się.

Przechodząc przez dziurę słyszę jeszcze jak krzyczy, że następnym razem nie będzie tak miła i prześpię się na zewnątrz.

W pokoju wspólnym panuje przyjemny półmrok rozświetlany przez dogasający ogień w kominku. Musi być już po północy, a cały dom pewnie śpi.

– Harry? – słyszę zaspany i lekko zachrypnięty głos Hermiony. – Wróciłeś?

Podnosi się z kanapy, jej włosy są rozczochrane i odstają na wszystkie możliwe strony. Poprawia krawat i podchodzi bliżej mnie.

– Dlaczego nie śpisz? – Marszczę brwi. Powinienem być na nią zły, ale jestem zmęczony i marzę jedynie o ciepłym łóżku.

– Czekałam na ciebie – mówi cicho. Jej głos jest już pewny, przygładza włosy i ciągnie dalej:

– Wiesz, chciałam cie przeprosić. Nie powinnam była tak naskakiwać na ciebie. Po prostu... Och, chciałam na siłę zmusić cię byś był szczęśliwy – nie cierpię widzieć któregokolwiek z was przygaszonego – dodaje. – Miałeś prawo mieć gorszy dzień, w końcu V-v... Voldemort siedzi w twojej głowie, ale za wszelką cenę chciałam udowodnić, że mam rację...

– Hej, wszystko w porządku przecież. – Garnę ją do siebie i próbuję rozgrzać zmarznięte palce dziewczyny. – Idź spać, musisz być wykończona tym czekaniem.

– Ale nie gniewasz się?

– Już nie.

– Naprawdę? – odsuwa się i przygląda mojej zmęczonej twarzy.

– Naprawdę.

– Ty też potrzebujesz snu.

– Oboje zdecydowanie go potrzebujemy. Dobranoc – mówię, ściskam jeszcze jej rękę i wchodzę po schodach do dormitorium.

– Dobranoc.

♦♦♦

Sobotni poranek jest wietrzny. Macham do Hermiony na trybunach, która siedzi z opasłym tomikiem na kolanach. Przyszła wspierać wybór nowych członków drużyny w ramach naszego pogodzenia się. Gdy widzi moją rękę, uśmiecha się ciepło, ale zaraz mina jej rzednie. Zirytowana wyciąga z ust zbłąkany kosmyk włosów przygnany przez wiatr i wraca do lektury, wcześniej opatuliwszy się mocniej czerwono-złotym szalikiem.

Przenoszę wzrok na tegorocznych rekrutów. Ginny stoi wyprostowana i uśmiecha się do mnie radośnie, obok niej niepewnie spogląda na mnie jej przyjaciółka Demelza Robins. Na trawie przed nimi siedzi dwójka braci – Edward i Edmund Bradley. Edward jest na piątym roku i zawsze wiąże na głowie czerwoną bandanę. Z kolei Edmund chodzi do czwartej klasy i nosi duże okulary. Obaj są blondynami o piwnych oczach.

W stronę trybun co chwilę zerka Cromac McLagen, który już próbował sugerować mi, kogo powinienem odrzucić a kogo wybrać. Wkurzający typ. Mam nadzieję, że jest beznadziejny w quidditchu.

– Na początek zaczniemy od krótkiej rozgrzewki! – mówię. – Jest dość chłodno, więc rozgrzejcie się, biegnąc dwa kółka wokół boiska, a ja przy okazji sprawdzę waszą wytrzymałość.

Zerkam na Rona, który stoi koło mnie z kartką, gdzie wczoraj kreślił tabelki. Właśnie zapisuje imiona kandydatów.

– Z tym przyznawaniem punktów to był świetny pomysł – mówię. Rumieni się lekko i stuka piórem o usta.

– Mam nadzieję, że znajdziemy świetnych kandydatów – mówi Katie, przylatując na miotle. Zawisa w powietrzu koło nas i obserwuje biegnących Gryfonów.

Bo szaleńczym biegu odpada paru chętnych w tym niski pierwszoroczniak i urocza dziewczyna z dwoma kucykami teraz cała czerwona na twarzy z wycieńczenia.

– Okej! – mówię. – Ustawcie się według pozycji, o którą się ubiegacie! Ścigający! Przypominam, że mamy dwa wolne miejsca! – wołam i wskazuję miejsce po prawej stronie. Ginny uśmiecha się do mnie i ciągnie przyjaciółkę w tą stronę. Dołącza do nich dwóch wysokich chłopaków i jeden niski z rozczochranymi włosami.

– Obrońcy! – Na miejsce przede mną podchodzi naprawdę wysoka dziewczyna z długimi kończynami i jeszcze dłuższymi włosami o kolorze miodu. Obok niej staje Cromac.

– O, nie – jęczy Ron. – Przyszedł Eryk.

Przelotnie zerkam na trybuny, gdzie Hermiona szeptem rozmawia ze swoim chłopakiem.

– Pałkarze! – Po mojej lewej stronie stawiają się bracia Bradley, niska, przysadzista dziewczyna o imieniu Nadie i rudy chłopak z siódmej klasy.

– Okej! Na początek ścigający! Katie, jeśli możesz.

– Tak jest, kapitanie! – Uśmiecha się szeroko. – Za mną! Zobaczymy, kto jest najszybszy, a kto najcelniej rzuca!

– Obrońcy muszą poczekać, wybaczcie – mówię w stronę Cromaca i Lily, niesamowicie wysokiej dziewczyny. – Pałkarze, zaraz wypuszczę tłuczki. Krwawa rozgrywka: kto najlepiej obroni ćwiczących ścigających przechodzi!

Po kilkunastu minutach do drużyny dostają się bracia Bradley, a ze ścigających przechodzą Demelza wraz z Ginny. Po namyśle wołam do Fiona Mores. Niski chłopak odwraca się z nadzieją.

– Jesteś szybki i zwinny, jeśli chcesz, mam dla ciebie miejsce w rezerwie. Szkoda byłoby zmarnować taki talent.

Fion szybko zajmuje miejsce między Katie i Ginny, wyglądając przy nich jak dziecko, którym w sumie jest, w końcu ma dopiero dwanaście lat.

Test na obrońcę rozgrywa się szybko i prosto. Drużyna zgodnie wybiera Lily, która uśmiecha się szeroko i zarzuca jasny warkocz na plecy.

Cromac mamrocze coś pod nosem o faworyzacji i rzuca miotłą o ziemię.

– Mamy naprawdę świetny skład – mówię, ignorując szopkę, jaką odstawił McLagen. – Puchar należy do nas! To jest Ron Weasley, nasz taktyk – wskazuję na rudzielca. – Mam nadzieję, że będzie nam się świetnie współpracowało! Widzimy się w poniedziałek na pierwszym treningu! Wszyscy mają być obecni! Bez wyjątków, bo wylatujecie z drużyny.

Katie śmieje się i mówi, że wprowadzam tyranię, Ginny klepie mnie po plecach, a Lily uśmiecha się szeroko.

– Hej, stary, nie masz przypadkiem szlabanu? – pyta Ron.

– Jasna cholera! – Mam ochotę dać sobie w twarz za własną głupotę. – Dzięki! Przyjdę wieczorem do pokoju i wszystko obgadamy! – Pędzę do szatni, jakby gonił mnie sam Cerber.

♦♦♦

Półmetek!

Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz