Czas leci zadziwiająco szybko. Testy, mecze quiddiycha (150:100 z Revenclaw dla Gryffindoru), treningi, spotkania z Dumbeldore'em i Malfoyem... Powoli wymyka mi się wszystko spod kontroli. Nie mam chwili złapać oddechu, a co dopiero pomyśleć o pokonaniu Voldemorta.
Horkruksy spędzają mi sen z powiek. Rozmowa z Dumbeldore'em nie należała do odkrywczych. Opowiedziałem swój sen ze wszystkimi szczegółami, jakie zapamiętałem. Pierwszą odpowiedzią było niedowierzanie, ale po tym jak opowiedziałem o domu i pierścieniu – uwierzył. Drugą odpowiedzią było zapewnienie, że będzie działać w tym zakresie i żebym się nie martwił. I że jest wdzięczy za moją, niezdolną do opisania, pomoc.
Z cichym westchnieniem wsiadam do pociągu, który ma zawieźć nas do Londynu, skąd udam się wraz z najmłodszymi Weasleyami na Grimmauld Place. To będą dziwne święta.
Nasz przedział jest przepełniony. Ja, Hermiona z wiercącym się Krzywołapem na kolanach, Ron, Ginny, Neville i Luna czytająca Żonglera. Siedzę obok okna, wpatrując się w migający krajobraz i słuchając paplaniny Neville'a o obiecanym przez babcię prezencie, którym ma być jakaś rzadka roślina.
Drzwi przedziału otwierają się i staje w nich Malfoy. Otwiera usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale szybko je zamyka, więc nawet nie jestem pewny, że były otwarte. Odchrząka i odzywa się:
– Kogo my tu mamy?
– Daruj sobie – mówię znudzony. Wygląda jakby chciał mi odpyskować i rozpocząć bitwę na riposty, ale tylko mruga, patrzy na mnie przez chwilę i wychodzi, mówiąc:
– Mam ważniejsze rzeczy do zrobienia niż patrzenia na szlamy i zdrajców krwi. – Trzaska drzwiami z całej siły.
– Ważniejsze rzeczy, czyli lizanie dupy Sami-Wiecei-Komu? – sarka Ron.
– Voldemortowi – poprawiam go. W tym samym czasie Hermiona krzyczy:
– Ron! Język!
W połowie drogi wychodzę z naszego jakże przytulnego (i nieznośnie głośnego przedziału), wymigując się toaletą. Potrzebuję trochę świeżego powietrza, więc znajduję wolny przedział i otwieram okno, przez chwilę się z nim mocuję, ale w końcu wygrywam ten nierównym pojedynek i cieszę się wiatrem na twarzy.
Draco znajduje mnie chwilę potem. Nic nie mówię, po prostu wpatruję się w niego przez parę sekund, zastanawiając się czym jest miłość. Czy to, co do niego czuję naprawdę jest tak romantyczne, tragiczne i w ogóle? Czy może miłość potrafi być zwyczajna? Przejawiać się opiekuńczością, przyciąganiem, pragnieniem całowania do utraty tchu... Nie wiem, co o tym myśleć. Chciałbym być zakochany... czy nie?
Powinienem skupić się na obowiązkach, nie mogę pozwolić sobie na przywiązanie. I tak umieranie jest trudne już teraz.
Malfoy nie mówi nic na przywitanie, tylko siada obok i opiera głowę na moim ramieniu. Ciężar jest przyjemny, włosy Draco delikatnie łaskoczą policzek; w nozdrza uderza zapach szamponu.
– Nie chcę wracać. – Ciepły oddech owiewa moją szyję. Mruczę w odpowiedzi. – Naprawdę nie chcę. A jak zapytają o postęp w zadaniu? Mam im odpowiedzieć, że bardzo mi przykro, ale zerowy?
– Powiedz prawdę.
– Na mózg ci padło.
– To powiedz, że to wymaga czasu.
– Taka odpowiedź... będzie bolesna.
Ściskam jego dłoń i powoli odwracam podbródek Draco w swoją stronę.
– Przetrwaj dla mnie – mówię i całuję go miękko. Delikatny dotyk warg jest uzależniający, więc przyciskam usta mocniej, chłonąc pożądanie Malfoya. Blada dłoń spoczywa na moim policzku, ja trzymam rękę na kościstym biodrze Malfoya, garnąc go bliżej siebie.
CZYTASZ
Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||
Fiksi PenggemarHarry spotyka Draco przypadkiem, na hałaśliwej, mugolskiej ulicy. Każdy z nich nosi swoje demony, ale razem potrafią zapomnieć, wśród deszczu, pocałunków i słodkiej czekolady odkrywają, że to drugi człowiek jest w życiu najważniejszy. Ostrzeżenia:...