siódma kropla cz. 1

3K 293 69
                                    

Słyszę szum, jakby porywisty wiatr z całą swoją siłą uderzał w wątłe liście drzew.

Czuję wilgoć; krople deszczu przyczepiają się do rozgorączkowanej skóry i chłodzą ją.

Wdycham kwiecisty zapach pomieszany z upałem i wonią deszczu.

Smakuję metaliczną krew, która spływa po języku; nie potrafię zastanawiać się, jak się tam znalazła.

A potem otwieram oczy. I widzę.

Leżę na stercie trupów. Kończyny są ze sobą posplatane, ich krew miesza się ze sobą, z moją również. Istna masakra. Blada skóra wyraźnie odcina się na tle kołtunów włosów i brudnej krwi. Kwasy żołądkowe podchodzą mi do gardła i krzywię się, próbuję nie wymiotować.

Chcę wstać, więc zaciskam rękę na czymś pode mną. Dziwna faktura, zerkam w dół i krztuszę się kaszlem, usiłując powstrzymać bunt żołądka. Podnoszę się chwiejnie, próbując nie patrzeć na nos kobiety, od którego chciałem się odeprzeć. Nie chcę myśleć o tym, że moje adidasy wbijają się w klatkę piersiową młodego chłopaka.

Przerażenie wypełnia mnie całego. Stoję na górze trupów. Zmasakrowanych trupów. A potem patrzę na swoją prawą rękę i na zakrwawiony nóż kuchenny. To ja ich zabiłem? Krwiożerczy uśmiech zdobi moje wargi. Nie ma odwrotu.



Palce błądzą pomiędzy blond kosmykami, a ja zachwycam się ich miękkością. Odrywam wargi spierzchnięte od pocałunku i przybliżam twarz do jasnych kosmyków, wciągając ten nieziemski zapach, który sprawia, że moje pożądanie tylko się wzmaga. Perfumy, które z pewnością kosztują więcej niż nowa Błyskawica; kwiaty, nie potrafię rozróżnić gatunku, ale ich słodka i upojna woń sprawia, że kręci mi się w głowie; wreszcie wiatr nadający mojemu Draco ten ostry posmak, nawet w zapachu. Mój Draco. Lubię brzmienie tych słów, więc je wypowiadam.

– Mój Draco – mruczę prosto do ucha, delikatnie skubiąc małżowinę. Trącam nosem zarumieniony policzek, a potem go całuję.

– Włączył... ci się... syndrom posiadania? – wzdycha, robiąc przerwy, gdy całuję go do utraty świadomości.

– Żadem syndrom, żadna obłuda. Ja po prostu mam zamiar to zrobić, Draco. – Całuję go krótko i mocno w usta, by przenieść się niżej i zbadać delikatną skórę klatki piersiowej. Jest idealna, stworzona do obcałowywania, pieszczenia. Nie mogę się powstrzymać i gładzę ją opuszkami palców. Taka gładka, mam ochotę ją pożreć. Zamiast tego zostawiam mokry ślad językiem od obojczyka aż do pępka. Słyszę, jak wciąga powietrze ze świstem, gdy jestem niebezpiecznie blisko jego krocza. Rozkoszuję się władzą, jaką posiadam przez krótką chwilę i obcałowuję uda, zachwycając się nad jego skórą. Rozchyla nogi i prosi o więcej. Kimże jestem by odmówić?

Wracam do rozkosznych ust, ale tylko na moment. Z zaciekłością atakuję grzeszne wargi, które ciągle proszą o więcej i więcej, ciągle więcej. Daję mu to wchodząc w niego powoli, rozkoszując się uczuciem ciepła i miłości. Kocham go i chcę mu to powiedzieć właśnie w tej chwili. W końcu jest chyba najodpowiedniejszą, ale nie robię tego. By nie kusić losu, łączę nasze usta w pocałunku pełnym pasji, oddając całą moją tęsknotę i pożądanie.

Oddechy stają się cięższe i szybsze, tak samo nasze ruchy. Nabierają chaotyczności. Jego palce gładzą moje plecy, wywołując przyjemne dreszcze, moje są wplątane we włosy, ja sam całuję szyję Draco, smakując słonawy pot połączony z wonią perfum.

Kilka chaotycznych, mocnych ruchów i opadam ciężko prosto w jego ramiona. Otacza mnie ciasno i gładzi po głowie, mrucząc coś o pięknie.

Czuję zimno i automatycznie chcę się do niego mocniej przytulić, ale dopada mnie jedna myśl. Zdrada. Zdradził mnie, służąc nie tym, co trzeba. Nie jest ze mną, wyda mnie na pewną śmierć. Kto wie, może sam wypowie mordercze zaklęcie?

Nie wiem, jakie prawa rządzą w tym świecie, ale okazuje się, że w dłoni mam nóż, który po chwili wbijam w klatkę piersiową Draco. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego oczu, jakby to on poczuł się zdradzony. A potem one gasną, tak po prostu. Draco umiera. Zabity przeze mnie.

Budzę się gwałtownie, oczy błądzą w panice w wręcz egipskich ciemnościach. Gdzie ja jestem? Draco?

Przez okno z lewej strony wpada delikatne światło księżyca, słyszę szczekanie jakiegoś psa. I znowu, gdzie jestem?

Pamiętam walkę z Voldemortem. Tak, to nie surrealistyczna wizja mojego popapranego umysłu, ale fakt. Śmierć Belli i tylu niewinnych ludzi, że pamiętam tylko kilku z twarzy, reszta to po prostu tłum zapomniany przez wszystkich.

Opatulam się mocniej kołdrą z łóżka, na którym leżę i próbuję powstrzymać drżenie. Niezmiernie zimno, lodowaty pot pokrywa trzęsącego się mnie. Biorę dwa chaotyczne wdechy i próbuję zasnąć. Bezskutecznie.

W wątłym świetle dostrzegam rząd łóżek. Skrzydło Szpitalne. Tak wygląda Skrzydło Szpitalne w Hogwarcie. Tylko dlaczego tutaj jestem?

Przed oczami rozbłyskuje mi białe światło. Ach, tak. Dostałem jakąś paskudną klątwą, w dodatku Voldemort rzucił tą swoją Avadę. No naprawdę? Jego zaspób zaklęć ogranicza się do tego jednego? I to się nazywa obsesja. W sumie to już kolejna... Ale stop, nie będę analizował chorej psychiki tego szaleńca.

Modlę się w duchu, aby Ronowi i Hermionie nic nie było, i żeby Malfoy był bezpieczny. Zrzucam z siebie białą kołdrę i spuszczam nogi na zimną posadzkę. Wzdrygam się z zimna ciągnącego od kamienia. Zauważam swoją szpitalną piżamę, co tylko upewnia mnie, że jestem w Hogwarcie. Drepczę w stronę pokoju pani Pomfrey, starając się, by stopy miały jak najmniejszą styczność z posadzką. Pukam w drzwi dwa razy i po chwili pielęgniarka otwiera nie. Wpatruje się we mnie zaspanym wzrokiem, ale po chwili chyba uświadamia sobie, co się wokół niej dzieje, bo mówi surowym, karcącym głosem:

– Panie Potter! Jakim prawem jest pan poza łóżkiem! – Wykrzywia wargi w grymasie i bardziej opatula się różowym szlafrokiem. – Która godzina tak właściwie jest? – Zerka na ścienny zegar i wzdycha. – Po drugiej w nocy! Doprawdy, panie Potter! Nie mógł się pan obudzić o bardziej rozsądnej godzinie? I co pan tutaj jeszcze robi? Do łóżka, ale to już!

Wiem z doświadczenia, że lepiej nie kłócić się z panią Pomfrey, więc posłusznie się kładę. Pielęgniarka podchodzi do mnie z różdżką w ręku i zaczyna mruczeć zaklęcia.

– To co pana tak bardzo boli, że postanowił pan mnie obudzić w środku nocy? 

Krwawy Szlak Uczuć ||DRARRY||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz