2

748 99 38
                                    

Moja prawa ręka nie była moją prawą ręką. Zamiast niej, była różowa, ostro zakończona, zakrwawiona macka, która po chwili zmieniła swój kształt, na bardziej miękki. Na spodzie pojawiły się przyssawki, a ostry koniec zaokrąglił się.

- Co?

Nie rozumiałem.

Co się dzieje?

Te oczy... Macka...

Skażenie...

Znów usłyszałem syreny. Z głośników wydobył się ten sam głos co wcześniej

- Przebywacie w zamkniętej strefie skażenia. Wybuch pobliskiej elektrowni jądrowej wydzielił niebezpieczne opary, prosimy wrócić do swoich domów i nie wychodzić na zewnątrz do odwołania alarmu.

To chyba był przedawniony komunikat...

- Wybuch huh? - mruknąłem patrząc na mackę.

Poszedłem do mojego pokoju wrzucając z umysłu to, co się stało w kuchni.

Spakowałem do plecaka wszystkie ewentualnie potrzebne rzeczy i pieniądze. Miałem zamiar wydostać się stąd.

Dopiero wieczorem moja psychika się obudziła. Schowałem się w markecie i skryłem w dziale z narzędziami ogrodowymi.

W całkowitej ciemności, myśli atakowały o wiele bardziej.

Jestem w strefie skażenia. Moi rodzice nie żyją. Zabiłem moją mamę. Mam zmutowaną rękę.

O boże.

Zacząłem panikować. Całe ciało drżało, a z oczu toczyły się łzy. Zasłoniłem usta dłonią, żeby zagłuszyć łkanie i zwinąłem się w śpiworze.

Miałem prowiant, scyzoryk, apteczkę i zapalniczkę. Papierosy sobie odpuszczę i tak są niezdrowe. Na razie musiało wystarczyć.

Chciałem wydostać się ze strefy. Coś mi mówiło, że nie przeżyje jeśli tu zostanę.

Niestety urządzenia elektroniczne nie przetrwały ataku chemikaliów, ale zabrałem z pokoju mój pamiętnik i album ze zdjęciami.

Nie mogłem ich zostawić.

Zasnąłem, jednak gdy się obudziłem, usłyszałem śmiechy i jakieś wybuchy.

Nie jestem sam.

Ukryłem się za regałem i obserwowałem. W markecie była czwórka studentów, którzy nie wyglądali na zdrowych psychicznie.

Lepiej będzie uciec.

Złapałem puszkę z karmą dla psa i rzuciłem ją daleko od siebie. Zafascynowani ludzie poszli w tamtą stronę, a ja wybiegłem cicho z budynku.

Te ciężkie chmury wciąż wisiały nad miastem.

Wszystko wyglądało coraz gorzej. Skażenie reagowało z praktycznie wszystkim sprawiając, że rdzewiało, pleśniało, czy pękało.

Czysto post apokaliptyczny obraz.

Wiedziałem gdzie jestem, więc postanowiłem ruszyć w stronę drogi do Sydney. Miasto znajdowało się jakieś trzy godziny drogi stąd. Samochodem.

Więc szedłem bocznymi uliczkami, bawiąc się nowo nabytą częścią ciała i zachwycając się tym jaka mięciutka potrafiła się stać. Jej wierzchnia warstwa zmieniała się z twardej jak stal, w miękką jak pianki marshmallow.

Wolałbym moją rękę z powrotem, ale nie będę narzekał. W końcu to macka. Marzenie każdego hentai, takiego jak ja. Mogło być gorzej.

Mogłem stracić rozum...

Jak mama...

Czy ja w ogóle przeżyje?

Hey!!

I co tam?

Zaczyna się zabawa :-D

Miłego dnia i nocy wszystkim!

Początek Końca / MukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz