1.

250 16 2
                                    

Minęły 3 miesiące, od ustalenia daty naszego ślubu. A teraz...stoję przed przed wielkimi drzwiami do kościoła. Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję, oczywiście ze stresu.

- Spokojnie curuś - powiedziała mama, widząc jak się denerwuje - jeżeli jesteś pewna, że tego chcesz to nie ma się o co martwić.

- Soff...ogarnij się dziewczyno! To twój facet przecież! - powiedziała Jessie, trzymając moje ramiona.

Ta to umie podbudować na duchu

- Wiem, ale...jak się potknę? Jak gula stanie mi w gardle i nic nie będę mogła powiedzieć? Co wtedy? - odparłam zaniepokojona. Jessie tylko spojrzała na mnie miną " taa, napewno".

Miałam na sobie taką piękną suknię, jak ja się w nią zmieściłam? Nie jestem aż taka gruba, choć patrząc na moje nogi albo brzuch to w paru miejscach można było by się tego pozbyć...

STOP, SOFFIE! Dziś jest twój dzień, ten najpiękniejszy. Pięknie wyglądasz i niedługo będziesz wychodzić za tego przystojniaka przy ołtarzu. Będzie dobrze! - myślałam.

Jessie, Melanie i Victoria ( moja siostra cioteczna) były moimi druhnami. Cieszyłam się, że to one tam stoją.

Dlatego, że mój tato zmarł, poprosiłam Gary'ego, aby zaprowadził mnie do kościoła. Choć go nie uważam za mojego drugiego ojca, wiedziałam, że to on będzie najlepszy.

- a więc...- powiedział Gary, dając mi swoje ramie. Złapałam za nie i weszliśmy do kościoła.

Czułam jak serce mi wali za tym jedwabnym materiałem gorsetu sukni.

Wszystkie oczy skierowane w moją stronę, uśmiechy, to wszystko sprawiało, że czułam się jeszcze lepiej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wszystkie oczy skierowane w moją stronę, uśmiechy, to wszystko sprawiało, że czułam się jeszcze lepiej.
I on. W czarnym garniturze, włosy na żelu postawione do góry - dalej wyglądał jak wtedy, gdy się poznaliśmy.

To nowa droga życia, Soff, twoja droga życia.

Jakiś czas później mogłam już odpowiedzieć na to pytanie:

- A czy ty, Soffie Anne Jorgus, bierzesz sobie za męża oto tego młodzieńca?

Spojrzałam w jego niebieskie oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie.

- Tak - odparłam.

- Możesz pocałować pannę młodą.

Oh...jak ja na to czekałam!
Luis złapał mnie w talii i przechylił w dół, dając mi wielkiego całusa. Nie byłam na to przygotowana, ale za to mega zadowolona.

Przed kościołem dziewczyny ustały grupą, a ja przygotowałam się, aby rzucić bukietem kwiatów. 1...2...3...

I po chwili Victoria miała już kwiaty w dłoniach.

- szalllejesz! - krzyknęła Cloe do Victorii.

Na samym wstępie przepraszam, że taki krótki ten rozdział, ale chciałam go zakończyć ślubem ;) jeżeli wiecie, o co mi chodzi.

Jedyni - część 2 "Nowa Ja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz