Jane:
- Teraz już przegiąłeś! - powiedział Jack i wymierzył cios prosto w twarz chłopaka.
Od razu rzucili się na siebie, a ja nawet nie próbowałam ich rozdzielać. Bałam się, że i mi się oberwie.- Przestańcie wreszcie, gamonie! - powiedziałam, a po chwili przyszło dwóch facetów, którzy łagodnie mówiąc "wyprowadzili" ich na zewnątrz. Dopiero wtedy się uspokoili. Teraz zdałam sobie sprawę z tego, że Jack ma bardziej obitą twarz.
- Myślałam, że jesteście trochę mądrzejsi - powiedziałam obojgu, którzy patrzyli na siebie wrogo. - A ty, Josh - zawiodłam się na tobie. Jeśli sądzisz, że zostawię Jack'a, aby być z tobą, to się grubo mylisz. - powiedziałam wkurzona, chwyciłam Jack'a za rękę i ruszyłam w stronę samochodu, ciągnąc za sobą chłopaka.
- Ja tylko...- zaczął Josh, ale już nie słuchałam go. Wsiadłam do samochodu, a chłopak usiadł za kierownicą.
Czekałam aż ruszy, ale on nie spuszczał ze mnie wzroku.- Co? - zapytałam ze złością w głosie. On nic nie odpowiedział, ale nachylił się w moją stronę i złożył mi krótki pocałunek na ustach. Dopiero wtedy ruszył, nadal nic nie mówiąc.
Tydzień później:
Jessie:
Czerwone body czy może niebieskie? A buciki? Kompletnie nie znam się na tych rzeczach, ostatni raz wybierałam ubranka dla niemowląt jakieś 10 lat temu.
- Spójrz na te- powiedziała Soffie, pokazując mi ubranko:
Zaśmiałam się, gdy je zobaczyłam i wrzuciłam je do koszyka.
Od jakiegoś czasu już nie przejmuję się tym, że Owen już nie wróci. Może tak po prostu miało być, może nie było nam pisane być razem. Teraz najważnejszy jest mój synek. Jestem szczęśliwa, że jest ktoś, kto będzie przypominał mi tego jedynego. Napewno brakuje mi Owen'a, ale trochę już się przyzwyczaiłam, że jego już nie ma.
- Jakie słodkie małe buciki. - tym razem ja pokazałam kapciuszki w kaczuszki. Również wrzuciłam je do koszyka.
- Hej, mam do ciebie pytanie - odezwała się Soffie, przeglądając wieszaki z ubrankami dla maluszków. Zauważyłam, że coraz częściej używam zdrobnień. - jesteś w kontakcie z...Alanem?
- Umm, czasem piszemy ze sobą, ale nic więcej. Przecież wiesz, że już nie potrzebuję psychologa. - odpowiedziałam, mijając kolejny regał.
- No wiem, ale chodziło mi o to, że może mogłabyś dać mu szansę. - oznajmiła Soff, a ja spojrzałam na nią - Nie, że od razu ślub, dom i kolejne dziecko. Tylko może...spotkałabyś się z nim.
- No nie wiem, Soffie. Narazie całą uwagę skupiam na dziecku i na was.
- Dobrze, ale przemyśl to, Alan wydaje się być fajnym facetem. - powiedziała dziewczyna i wróciła do szukania jakichś ciekawych ubranek dla mojego synka.
* * *
Gdy wyszłyśmy ze sklepu obładowane torbami, udałyśmy się w stronę banku - tak jak co czwartek. Właśnie każdego czwartku o tej samej godzinie załatwiamy sprawy na mieście na przykład opłacanie rachunków lub zakupy. Wcześniej chodzili z nami Luis i Owen, no ale już wiecie czemu już tak nie jest.- Ohh mogłam wziąć samochód, a teraz całą drogę trzeba wleść te torby - oburzyła się Soffie. - Bez obrazy oczywiście - dodała, uśmiechając się szeroko.
- Nie marudź, przyda ci się trochę sportu, bo od kiedy nie tańczysz, straciłaś kondycję. - odparłam.
- Trochę sportu?! Przecież to dwa kilometry do banku! - krzyknęła Soffie.
Posłałam jej karcące spojrzenie. Po kilku chwilach podjechał jakiś jasny samochód, który zagrodził nam drogę.
- Czy ja się nie przesłyszałem - potrzebują panie transportu? - zapytał z uśmiechem jakiś starszy facet, wychylając głowę przez okno auta. Na dachu stał znak TAXI.
Pomoc przybyła ci na ratunek, Soffie.
Soffie przytaknęła, kiwając głową.
- Śpieszę z pomocą. - powiedział mężczyzna, a gdy Soffie spojrzała na mnie nie rozumiejąc, on dokończył: - Niech panie wsiadają, podwiązę panie.
- Tak? O to bardzo dobrze, ja zapłacę. - powiedziała Soffie. Otworzyła drzwi auta i wsiadła do środka, po czym ja zrobiłam to samo.
Co za dziewczyna...
Gdy mężczyzna ruszył, powiedziałyśmy kierunek gdzie ma jechać.
Gdy już byłyśmy na miejscu, wyjęłam portfel, aby zapłacić mężczyźnie za przewóz.- Nie, dziecko, nie musisz nic płacić. Załużmy, że to był dobry uczynek z mojej strony. - odparł facet, no więc niech mu będzie.
- To tu - powiedziała Soffie, ale taksówkarz minął parking.
Spojrzałyśmy na siebie, dalej przypominając jemu, że może się zatrzymać.- Proszę pana, minęliśmy już cel. Niech pan się zatrzyma - powiedziałam, chwytając za klamkę. Mężczyzna nic nie odpowiedział, a jedyne co zrobił to zamknął nam drzwi i wcisnął gaz. Teraz byłam już przerażona.
- Niech pan nas wypuści! - uniosła głos Soffie.
- Spokojnie, nic wam nie będzie, jeśli będzie robić to co każę. - odparł facet opanowanym głosem. - a ja teraz mówię, żebyście były ciszej.
Wtedy miałam już pewność, że to dobrze się nie skończy. Ręce zaczęły mi drżeć, a Soff kurczowo ściskała moją dłoń.
Minęliśmy już znak z napisem Nowy York. Gdzie on nas wiezie? Co chce z nami zrobić? W mojej głowie kłębiły się myśli, co się niedługo stanie.
- Przypomnijcie mi swoje imiona - rzekł mężczyzna.
Nie umiałam wydusić z siebie ani słowa. Czułam jakby głaz ustał mi w gardle - Jessie i Soffine?O kur**a.
Skąd on zna nasze imiona? Boże, kim on jest? Teraz już się na maxa bałam. Już raz Soffie była porwana, nie chcę, żeby to się powtórzyło.- T-tak - wyjąkała Soffie - teraz moje pytanie: gdzie pan nas wiezie do jasnej ch**ery?!
- Zamknij się wreszcie, dziewczyno, bo źle się to skończy. - odpowiedział tak samo opanowanie facet. Patrzyłam na jego twarz, odbijającą się w lusterku. Muszę jego jak najlepiej zapamiętać, tak na wypadek.
Wtedy zauważyłam plik wizytówek, leżących gdzieś na pulpicie.Czyli jednak jest taksówkarzem.
Próbowałam odczytać jego imię z którejś z nich.
Widziałam tylko pierwszą literkę imienia - S.
Nagle zadzwonił telefon, który należał do mężczyzny.- Halo? - powiedział do słuchawki - tak...tak, mam je, jesteśmy już blisko...mhm...to nic takiego. Dobrze...zaraz będziemy.
Soffie ścisnęła mocniej moją dłoń. Moje serce biło coraz szybciej, nie umiałam zapanować nad swoim oddechem. Gdzie my jedziemy do diabła?
CZYTASZ
Jedyni - część 2 "Nowa Ja"
RomanceWitam cię. Tutaj poznasz dalsze losy Soffie i Luisa - zakochanej w sobie pary. Jeżeli nie czytałeś jeszcze pierwszej części, bardzo cię do niej zapraszam!