10

180 16 3
                                    

Narrator:

Informacja o śmierci chłopaka rozsiała się po całych Stanach Zjednoczonych. Owen Greis został postrzelony pięć razy w okolice serca, co uniemożliwiało to jemu jakikolwiek procent przeżycia. Dochodzi do tego jeszcze nieokreślony czas, kiedy został zabity.
   Jessie, Soffie i Luis pojechali na komisariat, by oddać list w ręce specjalistów.

- Gdzie go znalazłaś? - zapytał komisarz Trevor, przyglądając się jeszcze listu, za pomocą wyspecjalizowanej lupce.

- Pod poduszką w naszej sypialni. - odparła Jessie.

- Niczego podejrzanego nie zauważyłaś? Jakichś małych przedmiotów lub rzeczy, które były nie na swoim miejscu?

- Nie, raczej nie, tylko kołdra i poduszki były poprzewracane. - Jessie zaczęła rozmyślać o rzeczach i meblach w sypialni. Może coś przeoczyła. - Ale jaki to ma związek?

- Narazie żadny, ale musimy mieć jak najwięcej dowodów, bo może później taki jeden będzie dużo znaczył.

Trevor chciał pomóc tym młodym ludziom, ale miał wrażenie, że list był zmyślony przez tę trójkę. I jeszcze te pieniądze.

Przyjaciele wyszli z komisariatu ze zmieszanymi uczuciami. Chcieli sami dojść do rozwiązania tajemniczego zabójstwa. Wszyscy kochali chłopaka i zrobili by wszystko, aby zabójca siedział w pace.
   Rodzice Owen'a weszli do budynku policji, gdy przyjaciele chłopaka wychodzili. Jessie zatrzymała się na widok jego matki, tak samo jak ona. Była zapłakana, fioletowe since pod oczami, smutny wyraz twarzy, chusteczka w ręku. Te wszystkie rzeczy wskazywały na to, że wydarzyła się tragedia. Nic do siebie nie powiedziały, tylko po chwili przytuliły się, wspierając wię na wzajem. Nie potrzebne były słowa, bo i tak nie wyraziły by tego bólu dwóch kobiet.

Wrócili do domu Jessie, nie mogli jej samej zostawić. Dziewczyna pobiegła na górę do sypialni. Zaczęła zaglądać pod łóżko, pod komodę, wszędzie. Chciała za wszelką cenę znaleźć jakiś znak, jakąś cząstkę mordercy, który wdarł się do ich mieszkania tamtego pechowego dnia. Jednak nic nie znalazła.

- Co ty robisz? - zapytała Soffie, zaglądając do sypialni.

- Szukam. Szukam czegoś, co by pomogło w śledztwie. - odparła.

- Tu nic nie znajdziesz. Morderca raczej tu by nie wchodził, skoro ciało leżało w salonie. To tam powinnyśmy szukać. - powiedziała Soff i pociągnęła przyjaciółkę za rękę na dół. Tam zastali Luis'a, który siedział na kanapie z czerwonym diamencikiem w palcach.

- To twoje Jessie? - zapytał, podchodząc do niej i dając jej krysztalik. Dziewczyna wzięła go w dwa palce, przyglądając mu się. Nie przypominało jej się, że mogła by taki mieć w swojej biżuterii. Nie miała żadnych czerwonych kolczyków, ani naszyjników, od którego mógłby się odkleić.

- Nie, to napewno nie mój. - odparła i wtedy zdała sobie sprawę z jednej rzeczy. Owen ją zdradzał. Napewno przyprowadził jakąś dziewczynę, której krysztalik odkleił się od biżuterii.
Soffie popatrzyła się na Luis'a.

- On mnie zdradzał. Ja nie lubię czerwonego, tym bardziej w kolczykach czy czym kolwiek. On nie jest mój - powiedziała.

- Jessie...- zaczął Luis.

- Teraz to i tak nie ma żadnego znaczenia, bo jego już nie ma. Odszedł. Przez tego cholernego debila! - krzyknęła, zwalając z kanapy pudło z dokumentami.

Wiedziała, że nic jej nie pomoże poczuć się lepiej, nawet obecność przyjaciółki.

- Nie martwcie się o mnie. Możecie wrócić do siebie, przecież macie własne życie, dziękuję za wszystko. - powiedziała Jessie, chowając twarz w dłoniach.

Soffie podeszła do przyjaciółki, przytulając ją i całując w policzek.

- Trzymaj się - powiedział Luis i wyszedł z Soff za rękę z domu.

Soffie:
   Nie wiedziałam co robić, jak jej poprawić humor, ale to było nieuniknione. Ja bym wpadła w depresję, gdybym straciła Luis'a, a ona. Ona trzyma się dość twardo, bo przecież to nasza niebiesko- włosa Jessie, ona da sobie radę. Taką mam nadzieję.

Siedziałam na kolanach Luis'a, w brzoskwiniowym szlafroku, a on miał tylko ciemne bokserki

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Siedziałam na kolanach Luis'a, w brzoskwiniowym szlafroku, a on miał tylko ciemne bokserki. Byliśmy już trochę zdyszani po...nie muszę wam pisać po czym.

- Czy byłbyś gotowy? No na...- nie mogłam wyksztusić tego słowa. 21 lat to jednak dobry wiek na dziecko, tym bardziej, że jesteśmy już po ślubie.

- Jestem gotowy od naszego ślubu. Chciałbym być tatą - powiedział, całując moją szyję.

- A podział obowiązków rodzicielskich? - odparła, a on podniósł jedną brew. - No wiesz, zmienianie pieluch, prowadzenie do szkoły itd.

- Myślę, że dam sobie radę z tym, ty mnie nauczysz, pięknotko.

Roześmiałam się.

- Kocham cię, mój przystojniaku!

Jedyni - część 2 "Nowa Ja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz