19

91 9 1
                                    

Jessie:
Po wyjściu kobiety z sali, zostałyśmy zaproszone do gabinetu Trevor'a.
Jednak nie był on tam sam, bo towarzyszyła mu jakaś blondynka.

- Witam, niech panie usiądą. - powiedział Trevor. - To jest pani Carole Midston, która zajmuje się sprawą pani męża.

Oj, bardzo bym tego chciała, żeby był moim mężem.

- Chłopaka. - poprawiłam.

On tylko pomachał głową, nie robiąc z tego żadnej różnicy i kontynuował.

- Mamy kilka tropów - odparł i spojrzał na blondynkę, aby mówiła dalej.

- Tak. Jak powiedział pan komisarz, mamy kilka poszlak. Po pierwsze z tego co pani powiedziała, pan Owen leżał twarzą do podłogi, więc nie była pani pewna, że to mógł być on.

No co ona wygaduje? Przecież poznałabym go wszędzie.

- Wątpie, mojego chłopaka poznałabym gdziekolwiek.

- Nie przeczę, lecz ciało wskazuje na to, że to nie jest pani chłopak. - odpowiedziała kobieta.

Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Mam się cieszyć czy nie? To znaczy, że jest szansa, że on żyje? Nie wiedziałam w jaki sposób myśleć.

- Jest pani tego pewna? - tym razem odezwała się Soffie. - A może to FBI ma nie to ciało?

Widziałam, że Soff miała ochotę wybuchnąć. Ja nie miałam już na to sił.

- Wiem, że jest to dla was duży stres, lecz robimy co w naszej mocy, aby pomagać nie tylko pani. - odparła Carole Midston.

Pewnie, nic się przecież nie stało, że zgubili ciało. Jedno w to, a w tamto. Absurd.

-...Mamy pewność, że to nie pani chłopaka zamordowali w państwa domu. Nasze miasto jest teraz zagrożone i każdy może zostać ofiarą mordercy. Tym bardziej, że wszystko kręci się wokół walizki z pieniędzmi, choć prawdopodobnie nie tylko tego. W grę wchodzą też narkotyki. - odezwał się Trevor.

- Jeżeli będzie pani chciała się spotkać i porozmawiać, proszę zadzwonić pod ten numer. - powiedziała Midston, przesuwając po biurku małą wizytówkę, na której dużymi literami było napisane:
Bądź bezpieczny!

***
Wróciłam do domu już bez Soff. Zrobiłam sobie naleśniki z czekoladą, bo nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam. Jednak moje naleśniki nie były aż tak smaczne, jak Owen'a. I znów o nim myślę. No bo jak miałabym o nim zapomnieć? Przecież to była część mnie, a teraz czuję pustkę. Czuję jakby ktoś wyrwał mi jedną połówkę siebie. To nie przestanie boleć...

Nie wytrzymałam natłoku myśli, więc ze złości chwyciłam jakąkolwiek rzecz, która była pod moją ręką ( był to talerz) i cisnęłam o podłogę. Talerz zamienił się w proch.

Złapałam się za głowę, myśląc kiedy to się skończy?

Nagle usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu, który dobiegał z salonu.
Ominęłam grupkę szkła, które już trochę pozmiatałam i poszłam odebrać telefon.

Nie znałam tego numeru, ale odebrałam.

Jessie: Halo? Z kim rozmawiam?

Ktoś: Witam, ja dzwonię w sprawie tego pięknego domu. Wzięłam numer z ogłoszenia i gdy ujrzałam go, od razu chciałam go mieć!

Kobieta zachichotała piskliwie, a ja tylko przerzuciłam oczami, choć bardzo się ucieszyłam, że w tam szybkim czasie ktoś sie po niego zgłosił.

Jessie: Dobrze, jeśli chce pani go kupić, proszę też przyjść na obejrzenie go.

Ktoś: Bardzo chętnie się jemu przyjrzę. Więc w jakim terminie?

Jessie: Może za tydzień w piątek o 13? Adres to GreenStreet 203 w Nowym Yorku. Wie pani gdzie to jest?

Ktoś: Napewno dotrę, dziękuję i dowidzenia.

Kobieta szybko się rozłączyła, a ja byłam zadowolona, że będę mogła jego sprzedać.

Dziś w planie miałam odwiedzić Alana, tak jak umówiliśmy się poprzednim razem. Zauważyłam, że rozmowa z nim skutkuje tylko na jakiś czas. Ale gdy już u niego jestem, czuję się lepiej.

- Puk, puk! Można wejść? - zapytałam, stojąc przy drzwiach do gabinetu Alana.

- O, cześć, tak wejdź - powiedział, uśmiechając się.

Usiadłam na jednym z krzeseł. Dziś powiedziałam sobie, że się nie poryczę na jego "spotkaniu".

- Więc, powiedz, jak się teraz czujesz? - zapytał, przysuwając się do biurka.

- Zbiłam talerz - powiedziałam, a on uniósł jedną brew, nie wiedząc o co mi chodzi. - Czasem jak pomyślę, co by było gdyby był ze mną, bierze mnie złość i rzucam rzeczami, które mam pod ręką. Nie wytrzymuję już tej myśli, że nie będzie go przy jego dziecku, że nie będzie mógł spędzić z nami życia.

Powstrzymywałam się, aby nie wybuchnąć płaczem. Alan widział to, więc usiadł obok mnie na sąsiednim krześle.

Spojrzałam na niego, trochę zdziwiona i dopiero teraz zauważyłam jakie piękne miał oczy.

- Jessie, on napewno też czuje to samo co ty. Ale uwierz mi na słowo, że on zawsze będzie przy tobie. Nie tylko myślami. - powiedział, wziął moje dłonie i zamknął w swoich. - Nie możesz o nim zapomnieć, to jest niemożliwe, bo nie można zapomnieć o ukochanej osobie od tak. Po prostu po czasie zauważysz, że wystarczać będzie ci myślenie o nim.

Słuchałam jego jak zaczarowana. Ale gdy wyobraziłam sobie, że mój synek nie będzie miał taty, przeszywa mnie dreszcz.

- Wspomniałaś coś o dziecku. Trochę tego nie zrozumiałem - powiedział i puścił moje ręce. Nie chciałam, żeby je puszczał.

- Jestem w ciąży...

Jedyni - część 2 "Nowa Ja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz