23

58 9 2
                                    

Jessie:

Dziś był piątek. Miałam kilka rzeczy do załatwienia, no na przykład spotkanie z Alan'em. Dziś również miała przyjść ta kobieta, w sprawie kupna domu i miałam spotkać się z Soffie w tym samym miejscu i o tej samej porze jak co tydzień. Ja i moja przyjaciółka mamy pewną tradycję: w każdy piątek o 15.00 spotykamy się w tej samej kawiarni za każdym razem. Potem idziemy razem do jakiegoś innego miejsca. I tak co tydzień.

Owen i Luis śmiali się z nas, że zwołujemy wtedy kobiecą naradę i plotkujemy o nich.

* * *
Zbliżała się 13 i właśnie o tej godzinie miała odbyć się " inspekcja" mojego domu. Wysprzątałam cały dom, aby mieszkanie prezentowało się jak najlepiej.

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko podbiegłam i pociągnęłam za klamkę.
W progu stała wysoka i szczupła kobieta z wielkim bananem na twarzy, a obok stał mężczyzna. Miała na sobie białą sukienkę w kwiaty i kapelusz, wyglądała bardzo elegancko. Jej prawdopodobnie mąż miał na sobie garnitur.

- Witam, państwo Gomez? - zapytam, również się uśmiechając.

- Tak, to my. - odparła kobieta, a ja wpuściłam ich do środka. Była taka, tak ją sobie wyobrażałam.

- Może się państwo czegoś napije? - spytałam, a kobieta rozejrzała się po mieszkaniu.

- Nie, dziękujemy, niedługo mamy ważne spotkanie. - tym razem odezwał się facet.

Rozglądali się po całym mieszkaniu, nawet macali ściany i kafelki w łazience. Czasem chciało mi się śmiać z ich dziwnym zachowań.

Gdy wycieczka po mieszkaniu się zakończyła, powiedzieli:

- Bardzo podoba nam się ten dom. Jest elegancki i prosty, prawda Robercie?

Rob tylko pokiwał głową. Chyba w tym związku, to ona ma więcej do powiedzenia.

- Możemy wprowadzić się od zaraz.

Trochę zdziwiła mnie ich szybkość i zdecydowanie.

- To dobrze, ja również oddam go jak najszybciej. - powiedziałam - do jutra niedzieli będę spakowana.

Kobieta uśmiechnęła się szeroko.

- To cudownie, ten dom jest wspaniały. To my już wychodzimy, zdzwonimy się z ceną, prawda?

- Tak, jak najbardziej - odpowiedziałam z uśmiechem, a oni wyszli.

Dobrze, że mam to już za sobą.

Jane:

Razem z Jack'iem pojechaliśmy w miejsce, gdzie jeszcze nie byłam. Była to łąka, czy coć w tym stylu. Od razu domyśliłam się, że to będzie piknik, ale Jack nie wziął nawet kosza z jedzeniem.

- Teraz idziemy tam - pokazał miejsce najdalej od drzew, no i tam poszliśmy. Wtedy już wiedziałam na sto procent co będziemy robić.

- Ja tym nie polecę! - powiedziałam, ściskając jego dłoń. On tylko zaśmiał się. Wiedziałam, że i tak postawi na swoim i będę musiała wejść do tego balona.

No i tak było, ale stwierdziłam, że jeżeli spadniemy i zginiemy, to przynajmniej razem.

- Podaj mi rękę - powiedział Jack i chwyciłam go za dłoń. Sama myśl, że stałam w tym koszu, była przerażająca.

Po jakimś czasie, wzbiliśmy się w górę, a ja jak oparzona przytuliłam się do torsu chłopaka.

- Nie jest fajnie? - zapytał, a ja spojrzałam mu w oczy. W sumie to nie było aż tak źle.

- Z tobą zawsze jest fajnie - odpowiedziałam, a on pocałował mnie namiętnie.
Lecieliśmy już bardzo wysoko, byliśmy daleko od ziemi, a ludzie, którzy byli odpowiedzialni za ten balon i za nas, wyglądali jak mrówki.
Było bardzo romantycznie. Podobał mi się ten lot. Dość długo lecieliśmy tym balonem, no ale wszystko się kiedyś kończy. Jack zmniejszył płomień ognia i powoli opadaliśmy na dół.
Wyszliśmy z koszyka, a ja wreszcie mogłam ustać na pewnym gruncie. Jack oddał "sprzęt" w ręce jakoś typka, a my podeszliśmy do auta.

- Było naprawdę extra! - powiedziałam, całując chłopaka. - dziękuję.

On objął mnie w talii.
- To jeszcze nie wszystko!

Jedyni - część 2 "Nowa Ja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz