18

81 10 1
                                    

Jane:
" Ogłoszenia - szukamy pracowników!"

- Popatrz! A może opiekunka do trzy latka? - powiedziałam, pokazując Jack'owi fragment ogłoszeń do pracy w gazecie. - Myślę, że dałabym sobie radę.

Siedzieliśmy razem przy stoliku w kawiarni, jedząc rogale francuskie z czekoladą. Dziwnie się czułam, gdy Jack trzymał mnie za rękę co chwilę całując w policzek lub w usta. Czułam się znów jak kiedyś, gdy byliśmy nastoletnią parą. Trochę byłam zawstydzona, ale próbowałam nie okazywać tego.

- Skarbie, już ci to mówiłem. Nie musisz szukać pracy, ważne, że to ja będę pracować. - odparł, całując moją dłoń.

- Wiem, ale jeśli mamy razem zamieszkać, chcę też ci w tym pomagać. - powiedziałam i przysunęłam usta do jego ust.

- Mam świetną pracę, tak samo jak wynagrodzenie. Jesteśmy tylko my, nie musimy zarabiać we dwójkę. - odparł, dokańczając rogala.

- Ohh, niech ci będzie. Ale uwierz mi, bedziesz żałował, moje ubrania kosztują bardzo dużo. - powiedziałam, śmiejąc się.

- To nic, damy sobie radę. A teraz chodźmy, mamy w planach obejrzeć dom.

Jessie:

  Myślałam nad tym bardzo długo i zdecydowałam, że to zrobię. Sprzedam dom i razem z moim dzieckiem zamieszkam w kawalerce. Napewno nie pojawię się u rodziców, to co zrobił mój tata...
Nie umiem jemu jeszcze wybaczyć. Za ten dom dostanę bardzo dużo. Trochę mi go szkoda, bo to jest największa rzecz, która mi pozostała po Owen'ie. Wystawiłam ogłoszenie wszędzie gdzie się dało - w gazetach, na stronach internetowych, a nawet poroznosiłam ulotki. Soffie nie chciała zaakceptowac mojego pomysłu...

- Co? Napewno to przemyślałaś? - zdziwiła się Soff. - Jeszcze się zastanów, przecież to taki piękny dom!

- Właśnie, dlatego więcej za niego dostanę. Zrozum, jest za duży. Ja i mój synek pomieścimy się w mniejszym domu. - powiedziałam i zaczęłam układać różne bibeloty w pudłach. Zaczęłam już pakować niektóre rzeczy, bo byłam pewna, że ktoś szybko kupi taki dom.

- Synek? - zapytała Soffie z uśmiechem.

Wyjęłam zdjęcie USG z kieszeni koszuli i pokazałam przyjaciółce. Wiedziałam, że nie rozpozna płci dziecka.

Ona tylko uścisnęła mnie mocno, ciesząc się bardziej niż ja.

- Gratuluję ci, Jess. Tylko czemu wcześniej nie powiedziałaś, że już byłaś u lekarza? - zapytała.

- Nie chciałam robić z tego wielkiego show.

Soffie złapała mnie za ramiona i potrząsnęła, abym się obudziła i przejrzała na oczy.

- Przecież będziesz mamą! Z tego powinno się robić show! To jest najlepsze wydarzenie w twoim życiu!

- Wiem o tym, ale nie umiem się cieszyć, skoro nie ma ze mną Owen'a. Bez niego czuję się bardzo samotna, a jak jeszcze sobie przypomnę tamten dzień i jego zmasakrowaną twarz...nie, nie będę już płakać.

- A jeśli chodzi o ten dom: Jessie, nie mogę ci powiedzieć, że cię rozumiem, ale... Zastanów się jeszcze raz nad tą decyzją.

- Wiem, że chcesz mi pomóc, ale to jest najlepsza opcja. To że Owen nie żyje, nie znaczy że to już koniec samobójstw. Nie jestem już tu bezpieczna, ktoś kto go zabił, wie, że ja tu jestem. W każdej chwili może coś mi się stać, tym bardziej mojemu dziecku. Muszę zmienić otoczenie. - wytłumaczyłam jej, ale to nie zmieniło jej zdania do końca. Ja też chciałam tu zostać, bo kocham ten dom, ale nie mam innego wyboru.

Soffie odetchnęła głęboko.

- Dobrze, rób jak uważasz. Jak coś zawsze możesz na mnie liczyć. Muszę już wracać do Luis'a. - powiedziała Soff i wyszła z salonu.

- Soffie, nie miej mi tego za złe, muszę to zrobił dla swojego bezpieczeństwa.

Dziewczyna położyła rękę na moim ramieniu.

- Nie mam, kochana, ale powinnaś się jeszcze przespać z tą myślą. - gdy to powiedziała, zadzwonił mój telefon. To był komisarz Trevor.
Odebrałam.

- Halo, dzień dobry.........teraz?....dobrze, zaraz będę, dziękuję.

- To był komisarz, prawda? Wiedzą już coś? - zapytała Soff.

- Tak, pojedziesz ze mną? - zapytałam, a ona się zgodziła. Pojechałyśmy prosto na posterunek.

Soffie:
  Czekałyśmy w poczekalni, aż nas wezwą. Za drzwiami słychać było niepokojące krzyki kobiety, która się awanturowała. Gdyby nikomu nic się nie stało i nie miałybyśmy problemów, uznałabym tę kobietę za niewyrozumiałą i trochę zbyt agresywną. Ale przecież ja i Jessie też tu siedzimy i mamy prawdopodobnie taki sam problem jak ta wrzeszcząca kobieta. Myślałam o tej pani, zastanawiając się, czy też straciła bliską jej osobę.

Obejrzałam całą poczekalnię i natknęłam się na tą kobietę, która mieszka obok mnie, ta od dywanów między innymi.
Wpatrywałam się w nią, ciekawa jaka jest. Kobieta nagle zauważyła, że się na nią gapię, więc odwróciłam wzrok. Nie przewidziałam tego, że kobieta do mnie podejdzie.

- Ty też jesteś tu z powodu mężczyzny? - zapytała.

- Nie, moja przyjaciółka. - powiedziałam i wymieniłam spojrzenia z Jessie.

- Tak, ten Owen był całkiem uroczym chłopakiem. - oznajmiła kobieta. Jej słowa wydały nam się niepokojące. Skąd ta baba mogła wiedzieć, że on nie żyje?

- Skąd pani wie, że nie żyje i jak się nazywa? - powiedziała Jessie, oczekując na odpowiedź.

Kobieta nie wiedziała co odpowiedzieć i tylko się uśmiechnęła.

- Przypadkiem usłyszałam...- odparła - w telewizji. - dodała nagle.

Ja i Jess wymieniłyśmy spojrzenia. 

- Jestem Kate Nolan, mieszkamy niedaleko siebie. - powiedziała kobieta zmieniając temat.

- Tak, wiem, ja jestem... - nie dokończyłam, bo wtedy wyszła z sali ta kobieta. Szła rozpłakana, wycierając co chwila nos chusteczką. Podeszła później do Kate i przytuliła ją. Domyśliłam się, że to mogła być jej matka, Kate miała około 50 lat.

- Nic z tego - zaczęła płacząca dziewczyna - nie mogą nic z tym zrobić. Nie umieją go znaleźć.

- Nie płacz już, skarbie. Może Ed jeszcze żyje, chodźmy do domu. - powiedziała Nolan i wyszły z budynku.

900 słów to jak dla mnie dużo, skoro rzadko piszę.
A wy co sądzicie o tym rozdziale? Napiszcie w komentarzu.

Jedyni - część 2 "Nowa Ja"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz