2. Nie masz wyboru

13.7K 757 101
                                    

Nie wiem kiedy straciłam przytomność, ale gdy ją odzyskałam, leżałam na kanapie w salonie. Chciałam poczuć tą ulgę, gdy budzisz się z koszmaru i wiesz, że to tylko sen. Na myśl o tym, że to zdarzyło się naprawdę, pod moimi powiekami znów zaczęły gromadzić się łzy, a oddech przyśpieszył.

— Oh, już nie śpisz. Zrobiłem ci kawę — wzdrygnęłam się. Otworzyłam oczy, widząc przed sobą chyba najmłodszego z nich. Miał ostrzyżone, na niemalże zero włosy, duże ciemne oczy i umięśnione ręce. Na moje oko miał ponad dwadzieścia pięć lat.

Przyglądałam mu się tylko, czując coraz większy wstręt i strach. Dlaczego rozmawiał ze mną jakby nic się nie stało? Musiałam zadzwonić na policję i to natychmiast, ale dopóki on tu był, nic nie mogłam zdziałać.

— Co tu jeszcze robicie? Wynoście się, zanim złapie was policja — powiedziałam, starając się zachować spokój. Chłopak zaczął się śmiać, jakby usłyszał niezwykle zabawny żart. Czułam się po prostu zbita z tropu, przerażona.

Nie rozumiałam dlaczego wciąż żyję, a oni nadal siedzą w moim domu.

— To miłe, że się martwisz, ale nic nam nie grozi. Na odludziu ciężko byłoby usłyszeć strzały z domku w lesie, nie wspominając już o tłumikach, które uniemożliwiają komuś poza domem, a nawet pokojem, usłyszenie strzału. Tobie też nic nie grozi. Nie zabijamy niewinnych ludzi — wyszczerzył się.

Może jest upośledzony?

Miałam wrażenie, że jest po prostu tępy, jego wyraz twarzy był tak beztroski, jakby właśnie opowiadał mi o wypadzie na ryby.

A drugiej strony oczy miał bystre i zbyt mocno na mnie skupione, bym mogła go zignorować.

Skąd oni się do cholery wzięli?

— Nie zabijacie niewinnych? Więc dlaczego mój chłopak leży martwy na podłodze? — podniosłam głos, a mężczyzna wstał gwałtownie.

Skuliłam się, wrzeszcząc na siebie w myślach.
Po co go prowokowałam?Jednak jak się okazało, podniósł się tylko po to, żeby podać mi szklankę kawy.

Wzięłam ją drżącymi rękami, po prostu go obserwując. Byłam bezbronna, prawie naga, obca we własnym domu.

A kryminalista podawał mi kawę.

— Jestem Thew — przedstawił się zapewne jakimś swoim pseudonimem. Nie chcąc go prowokować kiwnęłam głową, pociągając łyka kawy.

— Moje imię już znasz — odparłam szeptem.

Po chwili do salonu weszła pozostała czwórka mężczyzn, co wzbudziło we mnie jeszcze większy niepokój. Thew uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, ale jedyne co zrobił, to przestraszył mnie mocniej.

Przynajmniej mogłam im się lepiej przyjrzeć.

Od razu w oczy rzucił mi się facet, który mnie trzymał. Był z nich chyba najstarszy, miał może czterdzieści pięć lat, ciemnoszary zarost i jasnoszare oczy, o inteligentnym spojrzeniu.

Drugi, na oko trzydziestolatek, odrobinę niższy od towarzyszy, był ciemnym blondynem z wyrazistymi, zielonymi oczami.

Następny, który stał trochę z tyłu, miał krótką, brązową brodę i włosy tego samego koloru. Jego twarz wyglądała na dwadzieścia siedem, może osiem lat. Pod bluzą wyraźnie rysowały się jego mięśnie.

Nie chciałam patrzeć na tego, który stał na przodzie, jednak mój wzrok sam popędził w jego stronę. W głowie znów pojawił mi się obraz, jego zabijającego Sama. Długowłosy blondyn wlepił we mnie wzrok, tak jak pozostali, a następnie zwrócił się do Thewa.

— Za jakieś dziesięć minut zjawi się tu Owens. Zajmiesz się umyciem podłogi — Thew westchnął.

— Czemu to zawsze moja robota? — mruknął sam do siebie i wyszedł, zapewne zrobić to, o co został poproszony. Podkuliłam nogi i oparłam głowę o kolana.

Mój świat runął, nie miałam absolutnie nikogo, kto mógłby mi pomóc, przejąć się mną...

Czekałam, aż któryś z nich we mnie strzeli, jednak usłyszałam tylko kroki. Powoli uniosłam głowę zauważając, że w salonie został tylko blondyn i szarooki, który w zasadzie mógłby być moim ojcem.
Blondyn uniósł rękę, a ja nabrałam szybko powietrza, zamykając oczy.

— Hej, spokojnie. Nic ci nie zrobimy, obiecuję. Jestem Carter, a to Shane — Chłopak rzucił swój pistolet pod moje nogi, ale wiedziałam, że gdybym po niego sięgnęła, Shane od razu by mnie zastrzelił.

— Więc czego ode mnie chcecie? Zostawicie mnie w spokoju, spróbujecie zwalić to na mnie? Jaki macie plan, jeśli nie chcecie się mnie pozbyć? — powiedziałam cicho, patrząc na podłogę. Nie miałam odwagi na nich spojrzeć.

— Musisz wiedzieć, że to co się stało, nie stało się bez powodu. Twój chłopak wiedział, że zginie i zasłużył na to. Spójrz na mnie — uniosłam wzrok na zabójcę mojego chłopaka. Jego głos był delikatny, nie chciał mnie przestraszyć, dzięki czemu nabrałam pewności. — Zdajesz sobie sprawę, że cię tu nie zostawimy. Ciało zostanie spalone, a ty jesteś jedynym świadkiem. W dodatku musimy odzyskać coś, co należy do nas, a tylko Sam wie, gdzie to jest — Chłopak patrzył ciągle w moje oczy, co sprawiło, że poczułam się jeszcze pewniej.

Gdyby chciał już dawno by mnie zabił.

— Musicie być niezwykle inteligentni, skoro zabijacie jedynego człowieka, który zna odpowiedź na wasze pytanie — mruknęłam.

— On nic by nam nie powiedział. Siedział w tym zbyt długo, umarłby z zamkniętymi ustami choćbyśmy ucięli mu jaja — odezwał się Shane. Blondyn kiwnął głową.

— Z resztą zaraz po nas, dopadli by go inni, którzy nie byliby dla ciebie tak łaskawi. Nie myśl sobie, że jesteśmy tacy źli.

— Ah więc jesteście ci dobrzy — Przerwałam mu, prychając śmiechem.

Twarz blondyna lekko stężała, a oczy błysnęły w niebezpieczny sposób.
Mój oddech momentalnie przyspieszył przez jego gwałtowną zmianę emocji, ale robiłam wszystko co w mojej mocy, by tego nie okazać.

— Zabijam ludzi nawet przy tym nie mrugając, nigdy nie nazwałbym się dobrym człowiekiem. Próbuje cię tylko uświadomić, że są gorsi i przyjdą tu. Dlatego jedziesz z nami — powiedział spokojnym głosem, po czym skinął głową do wspólnika.

Wytrzeszczyłam oczy czując, jak krew odpływa mi z twarzy.
Jechać z nimi?
Ale gdzie i przede wszystkim po co?
Nie mogłam im w żaden sposób pomóc, a przecież oni nie mieli prawa mnie przetrzymywać!
Ktoś się w końcu zorientuje, że mnie nie ma.

Zamierzali mnie gdzieś zamknąć do końca mojego życia?

— Nie chcecie mnie chronić, przestań mnie urabiać. Myślicie, że wiem coś o tej rzeczy, o której nie mam kurwa zielonego pojęcia! A nawet gdybym wiedziała, skąd pomysł, że powiem wam o czymś, za co umarł mój chłopak? — Nie mogłam dłużej zapanować nad drżeniem mojego ciała, a słowa stały się ciężkie do wypowiedzenia, przez spazmatyczny oddech.

To się nie dzieje. Nie może.

— Nie masz żadnego wyboru.





ThunderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz