11. Ratuj go

9.4K 528 102
                                    

Shane przyszedł po mnie niedługo potem, zapraszając na tak zwaną „rozmowę”.

Tak jakby nie mogli użyć słowa przesłuchanie.

Siedząc na plastikowym krześle przy małym stoliku, obserwowałam jak mężczyzna opiera się o ścianę.

Pokój ten prócz tych trzech mebli, nie miał w środku nic. Na ścianie wisiało ogromne lustro, ściany były szare i trochę obskurne, podłoga nierówna.

Gdzieniegdzie widziałam na niej ciemne plamy, co sprawiło, że żołądek zacisnął mi się boleśnie, a wyobraźnią zaczęła płatać figle.

— Zanim zaczniemy, czy mogłabym mieć dwie prośby? — zapytałam nieśmiało.

Shane, który jak zwykle miał na sobie koszulę i eleganckie spodnie (tym razem z szelkami), spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale kiwnął twierdząco głową.

— Nie obiecuję, że je spełnię, ale słucham — odparł spokojnie, zakładając ręce na pierai.

Odchrząknęłam niespokojnie, wyginając swoje palce u rąk na wszystkie możliwe strony.

— Chciałabym mieć telefon. Żeby słuchać muzyki i kontaktować się z Trinnie lub Stellą  — wyrzuciłam z siebie, unosząc gwałtownie głowę do góry, by dobrze widzieć reakcję Shane'a.

Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, co trochę uspokoiło moją palpitację serca, chociaż doskonale wiedziałam, że tylko na chwilę.

Na drugi ogień wzięłam to gorsze pytanie.

— Zapytam o to Connora, obiecuję. Jednak obawiam się, że na to będziesz musiała poczekać. Wykonywanie połączeń zazwyczaj nie jest przeznaczone dla ludzi uprowadzonych —  odparł i machnął ręką bym kontynuowała.

Zmarszczyłam brwi na jego niby zabawną uwagę, której jednak postanowiłam nie komentować. Czego bym nie powiedziała, miał rację, nawet jeśli to nie do końca przypominało porwanie.

Chwilę potem naprawdę cholernie się zestresowałam i zagryzając wargę, wytarłam spocone ręce w materiał spodni.
Wiedziałam, że warto posłuchać Trinity, bo wie więcej niż ja i skoro dała mi radę, to nie powinnam się nawet zastanawiać.

Jednak bałam się ich reakcji.

Z jednej strony doskonale wiedziałam, że ci ludzie to nie jest jeden z tych gangów, o których czytasz w wiadomościach i włosy stają ci dęba. Byli jak bracia i nie wierzyłam w to, że robili tak straszne rzeczy, by dostać się do gangu. Stawiałam raczej na coś w rodzaju pokazania co się potrafi i udowodnienia lojalności i zaangażowania, co Trinity uznała za prawdopodobne.

Przyznała, że niezbyt ją to interesowało, ale z tego co pamiętała, kadeci czekający na przyjęcie do klubu, są kadetami długo i często giną w międzyczasie przez udział w jakiejś akcji.

Ja nie miałam ani tyle czasu, by czekać, ani chęci ginąć, więc zdawałam się na pewność, że klub mnie potrzebował.
Jeśli się nie myliłam, to oznaczało, że byłam im potrzebna żywa i bezpieczna.

— Wiesz, chodzi o to — zaczęłam wiercąc się na krzesełku, a moja nagła zmiana nastroju zdecydowanie została przez niego wyłapana. — Chciałabym dołączyć jakoś do klubu.

Jak zrywanie plastra. Szybko i wcale nie tak boleśnie jak myślałam.

— Że co? — zapytał, po czym jego usta na dłuższą chwilę ułożyły się w literkę „o”. Potem wbił we mnie bacznie spojrzenie, jakby starał się mnie przejrzeć i to było zabawne, bo naprawdę nie było czego się dopatrywać. — Ale po co? Znaczy, dlaczego? Dołączenie do klubu trwa naprawdę długo, jest ciężkie, często kończy się śmiercią, a poza tym nie przyjmujemy kobiet...

ThunderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz