Z całego serca przepraszam. Macie prawo być na mnie źli, ale naprawdę życie ostatnio trochę mnie przerosło. Ten rozdział pisałam miesiąc, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam siły napisać więcej niż 200 słów dziennie. Nie wszystko sobie jeszcze poukładałam, ale jest lepiej. Bardzo wam dziękuję za cierpliwość, za ponad 80 tysięcy, to naprawdę niezwykłe. Został nam myślę jeden rozdział i epilog (defacto skapnęłam się, że prologu nie ma). Miłego czytania kochani.
Muzyka do rozdziału: Alt J - Taro
Niesprawdzony, jak zawsze
Julliet Meave
Nie wiedziałam dokąd powinnam pójść. Powiedziałam, że potrzebuję być sama, a Carter uciszył wszelkich protestujących.
I dobrze.
Miałam dość współczujących spojrzeń, psychologów, tej całej troski i traktowania mnie jak porcelanowej lalki.
Kiedy Marcus mnie przetrzymywał było inaczej, ciągle miałam nadzieję na powrót. Gdy wróciłam każdy był bezpieczny i ja także się tak czułam. Miałam jakiś punkt zaczepienia, sposoby by nie cierpieć aż tak po tym co się wydarzyło i nawet jeśli wciąż miałam problem z patrzeniem na swoje nagie ciało... Dawałam radę. Bo obok były osoby, które mnie potrzebowały.Jednak kiedy ktoś umierał, było zupełnie inaczej. Tej pustki nie dało się zapełnić, a ból nie mijał z czasem. Najzwyczajniej w świecie nauczyliśmy się z nią żyć.
Wciąż od nowa i od nowa, nabierając coraz płytsze, boleśniejsze oddechy.Stałam przed oknem w swoim pokoju, nie skupiając wzroku na niczym konkretnym. Chciałam wejść do niego, ale bałam się co będzie jeśli go tam nie zobaczę. Bardzo bałam się co będzie jeśli zrozumiem, że już nigdy go nie zobaczę.
Zacisnęłam dłonie na ramionach z całej siły. Nie chciałam płakać, bardzo chciałam wytrzymać to bez łez, ale to było tak trudne...
Nie będę mogła go przytulić, zwierzyć mu się, pocałować go.
Nie będę mogła nigdy już mu powiedzieć, że kocham go w dziwny dla mnie sposób i postaram się wszystko naprawić.Byłam tak zajęta Carterem, że zapomniałam o uczestnictwie Sylviana. Byłam niemal pewna, że był w domu, nawet przez chwilę o nim nie pomyślałam, a teraz go nie ma. Ostatni raz gdy się widzieliśmy, zachowałam się jak ostatnia szmata, mój Boże...
Nie wierzyłam w Boga, a tak często zupełnie przypadkiem się do niego zwracałam.
Oparłam czoło o szybę pozwalając ujść jednej małej łzie i uśmiechnęłam się kpiąco do nieba. Nawet jeśli istniał, nienawidziłam go. Wolałam nie wierzyć w nic, niż mieć świadomość, że istnieje cudowny ojciec, który morduje z zimną krwią dobrych ludzi. Moich przyjaciół, rodzinę.Zapłakałam cicho, zaciskając dłonie w pięści i je również oparłam o szybę. Wciąż tylko płakałam i cierpiałam. Gdybym namówiła Sylviana by ze mną odszedł odrazu, teraz by żył.
Chciałam go przeprosić, porozmawiać z nim jeszcze chociaż raz. Wyobrażałam sobie jak tu wchodzi i mówi, że nic mu nie jest, a ja płaczę z ulgi.
Miałam mętlik w głowie. Jeśli odejdę, oni nie przestaną umierać. Po prostu nie będę o tym wiedziała, lub nie będę tego świadkiem. Może było to egoistyczne, ale wolałabym tak żyć. W błogiej nieświadomości.
Z drugiej strony głowy wciąż kołatała mi myśl, żeby wyciągnąć z tego Cartera, bo jeśli on nic nie zmieni, wkrótce będę musiała pożegnać i jego. Wiedziałam też, że jak najprędzej powinnam ewakuować stąd brata, zanim wpadnie na genialny pomysł dołączenia do klubu. Jednak zabranie go oznaczało rozstanie z Austinem i dobrze wiedziałam, że tą walkę bym przegrała. Byłam w kropce.
CZYTASZ
Thunder
Mystery / ThrillerByłam jedną z tych dziewczyn, które mają prawie wszystko. Kochającego chłopaka, od którego oczekiwałam pierścionka, własny domek i świetną szkołę. Powoli wkraczałam w dorosłość, tak jak to sobie wymarzyłam. Jednak wszystko zmienił on, stojąc w progu...