6. Powodzenia, Meave

10.2K 521 91
                                    

Mężczyzn w pomieszczeniu było około dwudziestu. Zdawałam sobie sprawę, że to nie wszyscy, bo Jess wspomniał coś o tym, że mają trzy swoje warsztaty.

- Może nie jesteśmy najliczniejsi i najgroźniejsi, ale na pewno jedni z najsprytniejszych, a inni nas cenią - powiedział jeszcze w samochodzie.

Czując na sobie masę spojrzeń nie wiedziałam co w zasadzie mam zrobić.
Nie żebym wcześniej wiedziała, ale wparowałam tu bez wiedzy po co, po prostu kazali, więc przyszłam.

Teraz natomiast czułam się dość głupio, stojąc na środku i milcząc.

- Dzięki chłopcy, na dziś to tyle. Bierzcie się do pracy. Knife wykonaj telefon do Gustava. Możecie się rozejść - zarządził ojciec Cartera, a jego syn skinął do mnie ręką bym podeszła. Gdy wszyscy oprócz niego i Jessa opuścili pomieszczenie, opadłam na kanapę, patrząc na Cartera ze zmieszaniem.

- Co tak w zasadzie właśnie się stało? Przyszłam za późno? - zapytałam niepewnie.

Jess wyglądał na mocno zdenerwowanego, a Carter rzucał mu chłodne spojrzenia.

Oboje byli ubrani w jeansy i czarne koszulki, a na ich plecach zagościły kamizelki, o których wcześniej myślałam.

- Sam z nią porozmawiam nie musisz tu być - powiedział blondyn, a brodaty mężczyzna wbił w niego zirytowany wzrok.

- To co robicie to idiotyzm i nie wiem czemu ma to służyć. Moglibyśmy to rozwiązać inaczej, na kim ty się mścisz, na duchu Whilsona?

- Zamknij się Jess. Powiedziałem, że możesz wyjść - Miałam wrażenie, że zaraz się na siebie rzucą więc stanęłam między nimi, zdając sobie sprawę, że to najgłupsze co mogłam zrobić.

Ale przecież byli przyjaciółmi, a ja czułam, że kłócą się przeze mnie. Przez fakt, że dopiero tu przyjechałam i byłam dla nich zbędnym balastem, próbowałam pomóc przynajmniej w taki sposób.

Uśmiechnęłam się do Jessa, jakbym chciała powiedzieć wszystko będzie dobrze, dzięki i wstrzymałam powietrze. On tylko westchnął i wyszedł trzaskając drzwiami.

- Co się do cholery dzieje? - zapytałam znów siadając na miękkiej kanapie i zaczęłam nerwowo skubać róg swojej koszulki.

- Mamy dla ciebie pewne zadanie, ale on nie potrafi przyjąć tego do siebie. Przejdzie mu - odparł pewnym głosem Carter, po czym usiadł obok mnie, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.

- To twój przyjaciel, może powinieneś go posłuchać.

- A ty nie powinnaś się wtrącać - warknął, a ja zamilkłam.

Podkuliłam nogi pod brodę, myśląc o tym jak bardzo chcę w tym momencie do domu.
Miał rację, nie powinnam się wtrącać. Nawet ich nie znałam.

Chłopak westchnął ciężko i w końcu na mnie spojrzał, kładąc mi rękę na ramieniu.

- Okej, przepraszam, nie musisz się mnie bać. Jest po prostu pewna sprawa, w której mogłabyś pomóc, a tym samym przekonać resztę klubu, że nie zamierzasz nam zaszkodzić.

Pokiwałam wolno głową, zaczynając stresować się coraz mocniej. Była w tym jakaś logika, w końcu wszyscy sobie nie ufaliśmy, bo nie mieliśmy ku temu podstaw.

Zwłaszcza ja, do jasnej cholery.

- Więc o co chodzi? Jeśli będę mogła, pomogę.

Przynajmniej miałam taką nadzieję.

* * *

- Nie dam rady tego zrobić - burknęłam do siebie, krążąc po pokoju.
Mimo iż po rozległym wyjaśnieniu sytuacji zapewniłam go, że dam sobie radę, moje serce miało ochotę wybuchnąć.

ThunderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz