39. Jezu, nie...

5.6K 273 70
                                    

Na górze muzyka, przy której pisałam rozdział. Zwłaszcza druga zwrotka, jakoś tak rusza moje serce...
Ten rozdział jest... Ciężki. Naprawdę. Wchodzę w ten etap, kiedy pisanie telepie całym moim ciałem, więc nie czytajcie na szybko. 5k słów dla was.
Sprawdziłam na szybko, mogą pojawić się błędy.


Są takie chwile, kiedy czas po prostu staje w miejscu.
Nie pamiętasz co robiłeś i dlaczego, a wszelkie dźwięki momentalnie cichną, jakby chciały cię mocniej zdekoncentrować.

Fizyczny ból przestaje dokuczać, jak gdyby sam się zastanawiał co w zasadzie powinien zrobić, a mózg wcale nie korzysta z chwili wytchnienia i wciąż pozostaje wyłączony.

Tak właśnie czułam się, podpierając się dłońmi o nierówną podłogę, widząc jak świat wiruje mi przed oczami.
Osłupienie.

Chwilę trwałam w amoku, ale szybko wróciłam do rzeczywistości, ocucona mocnym bólem żeber, który był wynikiem kopnięcia wściekle dyszącego mężczyzny.

Jakimś cudem uprowadzili Austina. Mieli go tu, co zrywało umowę o mój immunitet dzień przed zakończeniem jego ważności.

Jakim cudem go złapali? Jak chłopcy mogli być tak nieostrożni? Po jaką cholerę tym tu, kolejny zakładnik?!

Uniosłam głowę, starając się nie skrzywić z bólu, promieniującego w okolicy moich żeber i położyłam w tym miejscu dłoń.

Moje próby od razu poszły się chrzanić, gdy po czułam lepką ciecz pod materiałem koszulki, więc Marcus z pełną satysfakcją mógł oglądać moją pełną cierpienia twarz.

— Nie mam kontaktu ze światem, ludźmi, kimkolwiek. Skąd mogłabym wiedzieć o tym co się tu dzieje? — uniosłam lekko głos, będąc wręcz rozbawiona absurdem sytuacji.

Nerwowy śmiech był jedynym co mi pozostało, gdy ciało paraliżował strach.

— Sprawdziliśmy dokładnie twoje ubrania jeszcze zanim się tu znalazłaś, więc nie mogłaś mieć żadnych podsłuchów czy lokalizatorów, ale musiałem się upewnić, że nic nie wiesz — wzruszył ramionami, patrząc na mnie z rozbawieniem.

Cieszyło go to, że ma nade mną władzę. Że jestem tak bezbronna iż mogę tylko podtrzymywać się na słabej ręce, uważając na palce, które mi połamał, drugą ręką uciskając rozcięcie na żebrach, które również on mi zrobił.

Nie miałam już siły, a moja wojownicza postawa dawno przestała istnieć. Noc w noc, dzień w dzień, nawet nie wiedząc, która godzina - płakałam, szczypałam i drapałam swoje ciało, by nie zwariować.
Praktycznie nie widywałam się z Lexie i tak rzadko używałam głosu, że niemal zapomniałam jak brzmi.

Zapomniałam jak to jest, gdy ktoś cię po prostu dotyka, chociaż byłam tu przecież niecały tydzień.
Tylko tyle i aż tyle.

— Co z nim zrobicie? — wychrypiałam, a moje serce boleśnie zakłuło. Tak bardzo bałam się usłyszeć odpowiedź.

— Moi ludzie pojechali już na spotkanie z Hunterem. Jeśli wszystko ładnie wyjaśni nic ci się nie stanie. Do jutra — prychnął, jakby to spotkanie było zupełną stratą czasu.

— Co z chłopakiem, którego tu trzymacie? — dopytywałam uparcie, chociaż on wyraźnie unikał odpowiedzi, drażniąc mnie.

W końcu spojrzał mi prosto w oczy i kucnął, chwytając za mój podbródek, co spowodowało lodowate dreszcze na moim ciele i pieczenie oczu.

Tak bardzo się go bałam.

— To zależy tylko od ciebie, kochanie.

Carter's pov

ThunderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz