Tartarox to od zawsze ojczyzna minotaurów, demony trafiły tam za karę i wcale im się tam nie podoba. Jedni i drudzy poszukują od wieków sposobu na odwrócenie klątw, które na nimi zawisły. Minotaurowie zostali „zawieszeni" w czasie, demonom odebrano...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Podmuch wiatru znad równiny przyniósł ze sobą ich charakterystyczną woń. Zatrzymałem się natychmiast i zacząłem nasłuchiwać. Być może byli daleko i nie zauważą nas. Teren był lekko pofałdowany a trawy wysokie. Mała ledwie z nich wystawała. Oczywiście znów wpadła na mnie.
Niestety, moje nadzieje okazały się płonne. Niech to szlag. Czułem, że ten ogień, który zapaliłem, by przepłoszyć lugarda przyniesie kłopoty.
Tętent niósł się daleko i choć ona pewnie niczego jeszcze nie zauważyła, ja już słyszałem wyraźnie, że się zbliżają. Jeśli będzie ich mniej niż pięciu mógłbym spróbować się z nimi zmierzyć, gdyby za bardzo skupili się na dziewczynie. Ale z liczniejszym patrolem sobie nie poradzę. Oni należeli do Tartarox, byli z jego nasienia, stanowili jego nieodłączną część. Dlatego też byli odporni na większość naszej magii. Mogłem zawsze zasłaniać się ogniem, ale nawet ja nie jestem niezwyciężony, a moje siły nie są niewyczerpane. Teraz miałem za sobą kilkudniową głodówkę i nieprzespane noce. I marne miało znacznie, że znacznie łatwiej radzę sobie z głodem i brakiem snu. W dodatku sporo sił zużyłem na zneutralizowanie trucizny Bruxas. Co tu dużo kryć, nie byłem w najlepszej formie. Może tego, co zostało wystarczało, by zaimponować człowiekowi, ale na pewno nie powstrzymam minotaurów, jeżeli zechcą zabrać sobie moją Ofiarę.
Znajdowaliśmy się na ich terenie. Nie powinno nas tu być, więc z ich punktu widzenia mieliby pełne prawo. Najlepiej byłoby, gdyby w ogóle nie zorientowali się kim jest towarzysząca mi osoba.
Kazałem jej zakryć się jak najszczelniej i zasłonić twarz. Włosy miała wciąż rozpuszczone i niemiłosiernie rozczochrane po naszych nocnych igraszkach, twarz brudną od ziemi. I całe szczęście, im gorzej wyglądała tym większa była szansa, że się nią nie zainteresują. O ile ona sama ich nie sprowokuje.
Musiałem ją nieco postraszyć. Choć pewnie wcale nie było fałszu w tym, że dostawszy się w ich łapy skończyłaby marniej i szybciej niż pod moją opieką. Jestem pewien, że jeśli chodzi o kobiety, minotaurowie byli bardziej zdeterminowani i zdesperowani niż my. Nawet jeśli Bruxas wróciła od nich ze skwaszoną miną i wściekłością w zielonych oczach. Co do mnie, to nie dziwię się minotaurom. Nie potrzebowali demona, szczególnie takiego jak Bruxas. Za to ludzka kobieta...
Cóż, darmo jej na pewno nie oddam. Miałem pewien pomysł, kiepski, ale to i tak lepiej niż żaden. I jeżeli się powiedzie, istniała szansa, że obejdzie się bez walki.
Obejrzałem się. Stała tuż za mną i uparcie wytężała wzrok, chociaż z pewnością nie widziała jeszcze szczegółów, które ja już dostrzegałem. W siwym tumanie kurzu pojawiały się potężne sylwetki i rogate łby. Śpieszyli się i biegli. Na nasze szczęście nie biegli w szyku bojowym, lecz marszowym. Zatem wpierw chcieli nas zatrzymać i przepytać, a dopiero potem ewentualnie zabić.
Rozłożyłem skrzydła, by z daleka mogli ocenić kim jestem. Marna demonstracja, ale przyda się nawet odrobina respektu z ich strony. Niech wiedzą, że jeśli zaatakują, zwycięstwo będzie krwawe.