U... cz.5

374 41 9
                                    


Daleko nie musiałam iść, kiedy trafiłam na pierwsze jagodzisko, nie było duże, ale kawałek dalej było następne i następne

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Daleko nie musiałam iść, kiedy trafiłam na pierwsze jagodzisko, nie było duże, ale kawałek dalej było następne i następne... Koszyk zapełniał się i robił się ciężki. Czas szybko płynął, czułam na plecach ciepłe promienie południowego słońca. Spojrzałam w niebo, by stwierdzić, że stoi w zenicie. Kątem oka uchwyciłam jakiegoś przelatującego ptaka, nie przyjrzałam mu się, bo szybko znikł za koronami drzew, ale musiał być dość duży. Być może kruk albo jakiś drapieżnik. Ptak jak ptak, dla mnie nie mógł stanowić niebezpieczeństwa więc przestałam się nim interesować, tym bardziej że i tak już go nie było w zasięgu wzroku. Za to zaciekawiło mnie coś innego.

Przeniosłam spojrzenie przed siebie i w oddali zamajaczyło coś, co nie pasowało do reszty widoku.

W miejscu, w którym stałam, las właściwie się kończył. Polanka wcinała się jak zatoczka zielonego jeziora w jego linię. Ale w oddali zieleń nagle się urywała zastąpiona ponurą szarością. I nawet z daleka dało odróżnić poczerniałe kikuty starych drzew. Przyglądałam się temu dobrą chwilę, zanim zdałam sobie sprawę, gdzie tak naprawdę zawędrowałam.

Czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Klęłam na czym świat stoi, przeklinając swoją głupotę i nieostrożność. Po jaką cholerę mi to było, przyłazić tutaj? Zachciało mi się zapasów, no i proszę moją nienasyconą jak zwykle ciekawość będę mogła nakarmić jeszcze widokiem Czarciego Kręgu. Oczywiście z daleka, bo może i wykazałam się karygodnym brakiem ostrożności, ale póki co nie oszalałam, żeby się tam zbliżać jeszcze bardziej. Ostentacyjnie odwróciłam się do feralnego miejsca plecami i tak przecież zamierzałam już wracać i znów coś przyciągnęło mój wzrok. Tym razem jednak widok sprawił, że natychmiast zapomniałam o tym co mam za sobą i tylko szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu paproci. W koszyku było jeszcze trochę miejsca, nie wypełniłam go po brzegi. Przykryłam więc jagody paprociami i rzuciłam się w kierunku całkiem sporego spłachetka porośniętego poziomkami. Miejsce było upstrzone pachnącymi czerwonymi owocami, jakby ktoś tu porozrzucał całe garście niewielkich klejnocików. Grzech byłoby je tu zostawić na zmarnowanie.

Pochyliłam się przy pierwszym krzaczku i... Poczułam się jak... jak zatrzymana w czasie.

Powietrze zrobiło się tak gęste i ciężkie, że dałoby się je kroić nożem. Nie mącił go nawet najlżejszy podmuch, a nienaturalnej ciszy, jaka zapadła, nawet najlżejszy szelest. Nie drgnął ani jeden liść, nie przeleciał ani nie zakwilił żaden ptak. Żaden owad nie unosił się w powietrzu, żadne zwierzę nie przemknęło w pobliżu. Nie trzasnęła przydeptana przez nieuwagę gałązka. Jak gdyby cały świat nagle zastygł w bezruchu, jakbym znalazła się w jakiejś bańce, w której zamknięto jedną chwilę, podczas gdy reszta świata podążała własną drogą.

Miałam niejasne uczucie, że coś czai się w pobliżu. Coś potężnego, mrocznego. Nie miałam jednak odwagi podnieść wzroku, by poznać to niebezpieczeństwo. Ba, nie miałam woli, by to zrobić. Moje palce jakby straciły czucie, gdy dotykały dojrzałego owocu, pozostawiając go niezerwanym.

UkryciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz