Tartarox to od zawsze ojczyzna minotaurów, demony trafiły tam za karę i wcale im się tam nie podoba. Jedni i drudzy poszukują od wieków sposobu na odwrócenie klątw, które na nimi zawisły. Minotaurowie zostali „zawieszeni" w czasie, demonom odebrano...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
W ogóle mnie nie słuchał! Miałam wręcz wrażenie, że każde słowo wychodzące z moich ust sprawia jedynie, że z coraz większą zaciętością wlecze mnie za sobą.
A ja naprawdę za nim nie nadążałam. Potykając się o wystające korzenie i leżące na ścieżce, połamane gałęzie bardzo szybko dorobiłam się obolałych i zapewne poranionych stóp. Sprawdzić nie miałam jak, bo całą uwagę musiałam skupić, żeby w ogóle utrzymać się na nogach, a jednocześnie musiałam przytrzymywać jedną ręką ten koszmarnie ciężki, skórzany płaszcz, który mi dał. Inaczej musiałabym świecić golizną, a to mi się bynajmniej nie uśmiechało. On sobie mógł gadać, a ja tam swoje wiem. Byłam według niego brzydka, no i dobrze. Najwyraźniej jednak nie dość brzydka, żeby mu nie stanął, kiedy zostałam naga.
Dostałam zadyszki, więc przestałam gadać, w boku zaczęło mnie kłuć, ale bałam się, że jeśli upadnę to ten troglodyta po prostu złapie mnie za włosy i tak powlecze ze sobą. Niestety w końcu nie dałam rady i pomimo iż bardzo starałam się tego uniknąć, nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłam do poocieranych i pokaleczonych stóp, dołączając jeszcze poobijane kolana.
Na moje szczęście ten brutal wreszcie zareagował i też się zatrzymał. Wystrojony w swoje wspaniałe buty z idealnie dopasowanymi do łydek cholewkami, stanął nade mną jak na urągowisko i huknął:
- Co ty znów kombinujesz, do wszystkich diabłów?!
Nie od razu mu odpowiedziałam, bo kłucie w boku zapierało mi dech. Po drugie wcale nie miałam ochoty mu odpowiadać. Omal mnie nie wykończył tym biegiem i jeszcze podejrzewał, że coś kombinuję. Jakbym miała siłę na jakiekolwiek kombinacje. Padłam twarzą na ziemię i zamknęłam oczy, czując jak pod powiekami zbierają się łzy. Może jednak źle go oceniłam? Może wcale nie miał zamiaru nigdzie mnie zaprowadzić a jedynie chciał zamęczyć po drodze? Sama już nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Byłam obolała, głodna, spragniona, brudna i chciałam do domu!
- Chcę umrzeć - chlipnęłam żałośnie.
Przykucnął koło mnie i zachichotał. Złośliwiec.
- Tak szybko się poddałaś?
- Wcale się nie poddałam. Powiedziałam tylko, że chcę umrzeć. I dalej nie pójdę. Nie mam już siły. Możesz mnie oskalpować, wyrwać język. Mam to gdzieś, wszystko mi jedno.
- Poddałaś się - stwierdził z rozbawieniem. Drań. Mnie bynajmniej nie było do śmiechu. - Chyba będę musiał cię nieść. Jakbym cię wypatroszył byłabyś trochę lżejsza.
- A patrosz sobie - burknęłam, naprawdę było mi wszystko jedno. Usiadłam i podciągnęłam nogi, a potem machnęłam mu jedną przed nosem.
- Spójrz na moje stopy! Naprawdę wydaje ci się, że mogę iść dalej, durny demonie?!
Chwycił mnie za kostkę i przyjrzał się z uwagą stopie. Syknęłam, kiedy wyciągnął jakiś wbity w skórę kolec.
- Sam widzisz. Nie mogę iść bez butów - oznajmiłam z triumfem. - Musisz mnie zostawić.