U... cz.2

604 45 16
                                    

Labirynt lochów i korytarzy pod zamkiem nawet dla nas, którzy znaliśmy każdy kamień w tej budowli był wyzwaniem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Labirynt lochów i korytarzy pod zamkiem nawet dla nas, którzy znaliśmy każdy kamień w tej budowli był wyzwaniem. Ojciec jednak wydawał się zmierzać prosto do celu. Mimo, że często zmienialiśmy kierunek marszu, skręcając to w lewo, to w prawo, czasem wręcz zawracając, nie miałem wrażenia, że błądzimy w poszukiwaniu właściwej drogi. Niemal w każdym korytarzu pokonywaliśmy wiodące w dół schody, aż w końcu osiągnęliśmy najniższy poziom.

Szliśmy teraz wąskim pomostem z bazaltu a tuż pod nami bulgotała i syczała magma. Żar panował tu nie do zniesienia. Znaczy nie byłby w stanie znieść go nikt prócz demonów związanych z ogniem, jak my. Gorących, gryzących oparów nie odczuwaliśmy intensywniej niż człowiek czuje lekką letnią bryzę. Można by nawet rzec, że znajdowaliśmy swego rodzaju przyjemność we wdychaniu tej zabójczej dla innych istot mieszaniny wulkanicznych gazów.

Na końcu pomostu znajdowała się okrągła platforma nieco wklęśnięta pośrodku, co sprawiało, że trochę przypominała wielką bazaltową misę. Po jej dnie wiły się smużki dymów przedostające się przez porowatą skałę, pod którą gotowała się lawa. Jednak to, co przykuło moją uwagę znajdowało się w samym centrum niecki.

Na niewielkim postumencie, otoczony chłodną w swej barwie, błękitną poświatą, leżała księga. Dym i owa osobliwa aureola nie pozwalały dokładniej się przyjrzeć z daleka. Nie mniej, z racji panującej wewnątrz krateru temperatury, zdumiewało, że w ogóle była tutaj, gdzie rzecz tak nietrwała jak papier czy pergamin powinna natychmiast obrócić się w popiół.

Zbliżyliśmy do wysokiego jak stół postumentu. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że przypominającego nieco ołtarz. I niczym ołtarz pokrytego nieznanymi mi symbolami.

Ojciec oparł jedną dłoń na kamieniu i wzrokiem zachęcił mnie bym zrobił to samo. Ku mojemu zdumieniu, stół-ołtarz był chłodny, choć wszystko wokoło było rozgrzane niemal do czerwoności. Nawet skała, na której staliśmy zdawała się bardziej płynna niż stała, znajdując się na granicy topnienia.

Kiedy jednak chciałem dotknąć księgi, ojciec powstrzymał mnie.

– Wiesz co to jest?

Bij, zabij, nie miałem pojęcia co to za artefakt ani w żaden sposób nie umiałem połączyć go z naszą wcześniejszą rozmową uniosłem więc jedynie brwi w niemym pytaniu.

– Patrzysz na Księgę Prawa, synu.

Teraz moje brwi powędrowały tak wysoko jak tylko było to możliwe. Wiedziałem jednak, że ojciec mnie nie zwodzi. Znałem go wystarczająco dobrze, żeby wyczuć fałsz, gdyby chciał mnie oszukać. Zatem istotnie musiała to być legendarna Księga Praw, w której spisano wszystkie warunki i zasady owego haniebnego pokoju, który skazał na zesłanie tutaj i wciąż nas tu trzymał. Legenda mówiła także i o tym, że zapisano w niej instrukcje w jaki sposób moglibyśmy się stąd uwolnić i powrócić na łono świata, z którego nas wypędzono, gdzie wreszcie odzyskalibyśmy pełnię swoich mocy.

UkryciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz