Tartarox to od zawsze ojczyzna minotaurów, demony trafiły tam za karę i wcale im się tam nie podoba. Jedni i drudzy poszukują od wieków sposobu na odwrócenie klątw, które na nimi zawisły. Minotaurowie zostali „zawieszeni" w czasie, demonom odebrano...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Nie ufałem Antaresowi. Nie jeśli chodziło o Kaysanę.
Ułożyłem Bruxas na łóżku w jej komnacie. Zaczęła głębiej oddychać i pomrukiwać coś pod nosem, znak, że wracała do siebie i że nic poważniejszego jej nie dolegało. Może powinienem zainteresować się tym, co spowodowało u niej tak gwałtowną reakcję, bo przecież nie przejęła się chyba losem człowieka. Ale to jeszcze zdążymy sobie wyjaśnić, a teraz najważniejsze było bezpieczeństwo Kay, która na pewno nie była bezpieczna z Antaresem i bynajmniej nie chodziło o możliwość nawdychania się trujących oparów.
Musiałem jak najprędzej wrócić do podziemi. Chwytałem już za klamkę, gdy z łóżka, a którym zostawiłem Bruxas dobiegł mnie najpierw cichy jęk, ale zaraz potem polecenie wydane twardym tonem:
– Zaczekaj! Co zrobiliście z dziewczyną? Gdzie ona jest?!
Wzruszyłem ramionami na tę troskę, w której szczerość ani trochę nie potrafiłem uwierzyć.
– Obie straciłyście przytomność, a ja straciłem zbyt wiele sił, osłaniając was. Musieliśmy się więc podzielić, Antares wyniesie Kay, a ja zabrałem ciebie.
– Zostawiłeś ją w podziemiach z tym durniem?! – Bruxas poderwała się na równe nogi z taką energią, że gdybym chwilę wcześniej na własne oczy nie widział jej nieprzytomnej, to nie uwierzyłbym, że w ogóle jest zdolna zasłabnąć. Przyskoczyła do mnie i wczepiła palcami w klapy surduta niczym pijawka. Ba, nawet próbowała mną potrząsać.
– Tak, też darzę go bezgranicznym zaufaniem – skrzywiłem się z drwiną. – Właśnie zamierzałem po nich iść, ale się mnie uczepiłaś i trochę mi przeszkadzasz.
– Ty nic nie rozumiesz, a on rozumie jeszcze mniej – warknęła i puściła mnie wreszcie. – Ja tam z nią byłam. Ona nie może... Żaden z was nie może jej mieć. Jeśli tak się stanie wszystko przepadnie i zostaniemy tu pogrzebani na wieczność. Więc lepiej faktycznie idź już i nie dopuść, żeby Antares zrobił coś głupiego.
Odwróciłem się i już miałem się oddalić, gdy dotarło do mnie, co ona przed chwilą powiedziała.
– Jak to z nią byłaś? A gdzie byłyście?
– W Sanktuarium. Połączyłam nasze umysły. Nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności, oni też nie. Ukryła mnie jej aura, a to że moja obecność nadała jej nieco mroku przypisali temu, że ty ją wcześniej posiadłeś.
Z dołu dobiegł harmider i odgłosy nerwowej krzątaniny a chwilę później do komnaty wpadł przerażony goobrys i „wygestykulował" bardzo ważnych gości.
Bruxas zaklęła szpetnie.
– Musiał się naprawdę spieszyć, sukinsyn. Nie odpuści.
Ja też byłem wściekły, bo przybycie Alderamona dodatkowo komplikowało wszystko. Ktoś musiał iść i przywitać tego despotę i oszusta. Póki nosił tytuł hierarchia wymuszała na nas posłuszeństwo i przynajmniej pozorną uległość. Jednak konieczność zajęcia nieproszonym gościem oznaczała, że Antares miał wolną rękę. Zgrzytnąłem zębami.